Słońce zapraszało ich do siebie, jakby na zewnątrz rozpoczynała się właśnie dobra impreza. Chmury wywędrowały gdzieś za siódmą rzekę. Żadnych puchatych jednorożców, wiewiórek i smoków do zobaczenia; niczego co można by pooglądać z rozłożonego na trawie koca. Wiatr wiał w zupełnie innych częściach świata. Błękit nieba raził w oczy. Zapach wczorajszej burzy ulotnił się całkiem, razem ze wspomnieniem tęczy. Zima już dawno pożegnała się z Buenos Aires. Zakończenie roku zamiast odległą, zamazaną mgłą przyszłością było realnym przyszłotygodniowym wydarzeniem z gotową scenerią i całą szopką potrzebną do pożegnania kolejnego stada owieczek, bez perspektyw i gwiazd, które już błyszczą jak diamenty na niebie.
Dzień wyglądał jak ręcznie malowany, a siedzenie w szkole było jedną wielką abstrakcją. Więc do niej nie poszli. Od tak. Violetta (ta grzeczna, ułożona pannica) zarzuciła pewnym pomysłem. Leon pokiwał głową na boki ze dwa razy, dostał buziaka i przytaknął. Maxi zgodzi się na wszystko jeżeli ma się dobre argumenty, Vilu je miała. Z Natalią było najgorzej, ale nawet ona nie wygra jeżeli stawką są lody pistacjowe. Cholerne, najlepsze lody świata, których pod żadnym pozorem nie ma absolutnie nigdzie.
I ruszyli. Tnąc powietrze na motorach, opuszczał ich cały bałagan codzienności. Leona i Maxiego dotykała tylko adrenalina, widok prawie pustych ulic i dzika satysfakcja ryku silników. Natalie i Violetta paraliżowała obawa, jeżdżenia gdziekolwiek z tymi kretynami oraz kłujące (ale tylko odrobinę) poczucie winy. Bo "nigdy więcej miały nie wsiąść na tą piekielną maszynę". Jak zawsze, trwało to w głównie w groźnie wyglądających sekundach na zakrętach. I jak zawsze mijało, zanim zdążyły obiecać sobie to samo po raz tysięczny.
Violetta czuła się... A właściwie się nie czuła. Pomijając paskudne uczucie przerażenia, cały potok problemów i kaskadę myśli - które zrzuciła gdzieś pomiędzy domem a garażem - starała się nie przymykać oczu i obserwować migające punkty. Drzewa, domy, ludzie wyglądali jak zalane wodą papierowe obrazki. Bez wyrazu. Żadnego punktu który miałby jakiekolwiek znaczenie. Świat się przyjemnie rozmazał.
Aż Leon się nie zatrzymał i szczegóły znowu zaczęły wyglądać normalnie. Kask plątał jej włosy, kiedy go zdejmowała. Szarpnęła raz i drugi. Brunet odwrócił się, znając stosunki Violetta-nakrycia głowy i natychmiast się uśmiechnął. Słodko i znajomo. Pomógł jej i złagodził krzywą minę jednym krótkim pocałunkiem.