sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 32

"Słońce przypomina szczęście"


Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. [...] Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro? 
~Phil Bosmans
Przeczytajcie notkę pod rozdziałem. ;)


Minęło parę tygodni, kilkanaście dni i mnóstwo godzin.
A dokładniej dwa miesiące. W przybliżeniu. Nikt nie zawracał sobie głowy takimi bzdurami jak kalendarz. Życie było dużo ciekawsze, kiedy chwile trwały bez patrzenia na zegarek i odliczania ile sekund szczęścia im pozostało. I tak trwali, razem. Choć czasami osobno.
Przyjaciele i wrogowie. Chłopcy i dziewczęta. Bracia i siostry. Pary i single. Cały świat, ich świat.
Cała dwunastka jedenastka.
 Jeden bohater, nie odnalazł jeszcze wspólnej drogi. Ale to się zbliżało. Szło do nich na wielkich, czarnych łapach, zostawiając głębokie ślady na ich ścieżce. Przeznaczenie. Ścigało ich z zawrotną prędkością. Zapomniało, że zobaczy ich tuż za zakrętem. Musiało zacząć hamować, żeby nie spowodować zbyt bliskich i bolesnych... przygód. Bo nowy przyjaciel był nową rzeczą do odkrycia. Nowa miłość, wisiała w powietrzu i rozprzestrzeniała swój odór po każdym kącie Studia.
Niektórzy to wyczuwali, inni nie specjalnie.
Był blisko, tuż obok. Najpierw jednak trzeba było go dostrzec, bo był, obserwował. Czekał. Na co? 
Inaczej. W ogóle wiedział, że czeka, wypatruje? Nie widział przyszłości jego i ich. Nie wiedział, że stanie się częścią bajki. I historii. Zwykłej historii o miłości i przyjaźni. 
Musiał czekać. Ale skoro nie wiedział, że czeka, to czekał? Może to poczucie, że nie wszystko w jego życiu było takie jak powinno, było właśnie tym poczuciem, zbyt wolno spieszącego się czasu? 
Nie wiedział. Nie wiedzieli. Nie wiedziała.
A oni? Byli tak po prostu. Szczęśliwi i smutni. Źli i radośni. Pełnij nadziei i żalu. Żyli swoim życiem. Zacieśniali więzy, miłości i przyjaźnie. Radością dzielili się wszyscy. Bo tym dla nich była, wspólnym dobrem. Gorzej kiedy przychodziła nienawiść, złość, niepewność. Nie znosili, kiedy ich odwiedzała. Nie ważne sama czy z towarzystwem. Nienawidzili nienawiści, ale nie przeszkadzało to w nienawidzeniu. Nawet ułatwiało to sprawę. W pewnym sensie, odrobione. Na tyle, żeby się w niej nie zatracić. Nie ma nic gorszego nic człowiek opętany negatywnym uczuciem. Bezsilność była całkiem podobna.
I czasem, jej wizyty wyładowywali po swojemu. 
Leon i Maxi, uwielbiali odstresować się, siedząc na tych piekielnych maszynach. Diego, Lu i Fede wyżywali się na gitarach, czasem z dość przyjemnym skutkiem, tworząc niecodzienne trio. Fran potrafiła zamykać się na parę godzin przed światem z książką (albo trzema) na kolanach. Lena i Naty pisały razem, nie było ważne co. To było takie ich kreatywne zajęcie, żeby zapomnieć o świecie.
Cami i Marco... Cóż, nie miało to większego znaczenia, co robili a czego nie.
A on? Jeszcze nie wiedzieli. To jeszcze nie był jego czas.

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 31

'Milczenie gwiazd'

Nadzieja to czas bez pożegnań. 
~Jan Twardowski
Wszystkim którzy b y l i. Ale zniknęli gdzieś po drodze.
Miło, że choć przez krótki czas zapisaliście kilka kartek mojej własnej historii.



Kilka dni później, wieczór.
A może noc?
Księżyc wspiął się na czarne już niebo.
W każdym bądź razie, na pewno nie był to dzień.

-Myślisz, że to dobry pomysł, żeby obydwoje startowali do Studio?- Usłyszał, trochę stłumiony głos Germana. Najwyraźniej rozmawiał z dziadkiem. Ciszej niż zwykle, ale było już późno, a on powinien mocować się z niewygodną poduszką.
Przez pierwszych kilka sekund, stojąc pod drzwiami, w szeptach nie dostrzegł niczego podejrzanego,
 -Dlaczego nie, German? Przecież wiesz, że muzyka krąży w ich żyłach. To zupełnie jak inżynieria w twoich.
Dopadły go małe wyrzuty sumienia, nie powinien podsłuchiwać pod drzwiami. Ale było one na tyle małe, że dosyć łatwo mógł je zignorować. A oni rozmawiali o rzeczach... interesujących.
-Antonio, proszę cię. Wiesz doskonale, że któreś z nich będzie musiało przejąć firmę a ktoś Studio po tobie. Nie po to ja i Adriana wypruwaliśmy sobie żyły, a ty, Maria i ich ojciec serca, żeby teraz zaprzepaścili wszystko. Któryś z nich będzie musiał zapomnieć o swoich marzeniach i stawić czoło okrutnej rzeczywistości. Obydwoje wiemy kto się poświeci, ale nie jestem pewien czy ona da sobie radę.
-Może nie wybiegajmy tak bardzo w przyszłość. - Mówił dziwnie cichym, przygaszonym tonem. Zupełnie nie podobnie do poczciwego, wiecznie uśmiechniętego staruszka. Głos był zbyt smutny, nieznośnie przygnębiony.
-Nie uciekniemy przed tym, Antonio. Nieważne jak bardzo chcielibyśmy zapewnić im wieczne szczęście. My nie będziemy żyć wiecznie. Już wkrótce nadejdzie czas, żeby im to uświadomić. Przed przyszłością nie uciekną.
A dziećmi nie pozostaniemy zawsze.
Głosik w jego głowie krzyczał coraz mocniej żeby odejść od tych przeklętych drzwi. Ale nogi odcięte od świata, zamieniły się w dwie kłody drewna.
    Oni...
Federico chciał zareagować. Zbierał się, żeby wejść do środka i powiedzieć...
Co właściwie mógł powiedzieć? Jakie słowa byłby odpowiednie?
Mógł trzasnąć drzwiami jak mały chłopiec, wykrzyknąć 'nie' i... się zamknąć. To i tak nic by nie zmieniło.
Klamka zapadła. Dziwne, ale to wiedział.
Coś podpowiadało Federico, że to było w pewnym sensie właściwe. Ktoś musi rezygnować ze swoich marzeń, żeby inny ktoś był szczęśliwy i nie musiał sztucznie się uśmiechać.
Tym właśnie była dorosłość?
Uczuciem obowiązku, dzięki któremu staramy się, aby inni żyli tak jak chcieli? Vilu miała być bardziej dorosła niż oni, ponieważ była najsilniejsza? Jakim prawem? Miała dokładnie takie same marzenia. Wszyscy mieli dokładnie takie same plany.
Muzyka była ich przyszłością. Nie durna korporacja bez wyrazu i serca.
Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale się nie kłócili. Mówili spokojnym, rzeczowym tonem. Rozmawiali jak dorośli, mówili z pełną świadomością swoich słów, ze świętym przekonaniem swoich racji; zgadzali się ze sobą. Niestety.
Obydwoje wiedzieli jaka przyszłość czeka trójkę ich ukochanych dzieci. 
Jeden z nich będzie musiał zrezygnować ze swoich marzeń, tylko dlaczego miała to być Violetta?
Dlaczego to jej gwiazdy mają zgasić?
D l a c z e g o?