niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 21

Świat stracił kolory.

        'Zaw­sze trze­ba działać. Źle czy dob­rze, okaże się później'

Dla Oli,żebyś wiedziała,że zawsze będę.

   Głęboki oddech.  
Raz,dwa,trzy...Spokojnie. Popatrzyła na twarze swoich przyjaciół. Każda wyrażała jakąś emocje. Każda była inna. Każda się od niej odwróci. I już nigdy nie zobaczy ich promiennych uśmiechów. Ich zaskoczonych min. Ich łez szczęścia. Koniec ze wspólnymi wypadami na plaże. Nie będzie już wspólnych nocy pod gwiazdami, wycieczek za miasto.Dobre chwile odejdą w zapomnienie. Wymarzą je ze swoich wspomnień. Zapomną. Na zawsze. Nie będzie powrotu. Okrutny finał zaczynie się już za chwilę.
  Wspomnienia wyblakną, już nic nie będzie takie samo. Nie ma prawa być.

   Zakłopotanie, miłość, zdrada, wątpliwości, niedowierzanie, kłopoty.
Tyle skrajnych uczuć. Tyle zagubionych dusz. Tyle cierpienia. 
Każdy z nich miał swoje problemu. A kto lepiej niż przyjaciele zrozumiałby je?
W grupie siła. Co jeżeli jeden z jej najważniejszych fundamentów opadnie z sił? Problemy go przerosną, świat pokryje się szarością.
 Inni będą musieli go podtrzymać.
O ile na to zasługuję.

  Wyszli z Resto. Milczeli.
Przyjemna cisza opanowała wszystkie rozmowy. Po co ją niszczyć, skoro była idealna? Perfekcyjnych rzeczy jest niewiele dlatego trzeba o nie dbać. Lecz najpierw trzeba je dostrzec,co jest nie lada wyzwaniem,dla każdego. Nie potrzeba oczu aby zobaczyć rzeczy piękne. Wystarczy czyste serce. To nieistotne czy radosne,czy ponure. Musi być tylko niewinne.

  Po przejściu dwóch ulic, rozdzielili się. 
Fran pociągnęła do przodu Violettę,zagadując ją opowieściami o rodzinnych Włoszech. Nata,która znalazła wspólny język z Federico,szła tuż za nimi. Broduey człapał nogami,obok zdenerwowanego rapera,wpatrującego się z zazdrością w brunetkę,idącą przed nim.  Lena zajęta poważną dyskusją z Andresem,starała się być jak najbliżej swojego brata i blondynki. Ruda patrzyła na swoje kremowe buty na koturnie i wcale nie miała ochoty patrzeć na Marco,który starał się zachować dobrą minę do złej gry. 
Kompletnie mu to nie wychodziło.
 Pochód zamykał Leon. Pogrążył się we własnych myślach. Co tak właściwie się tutaj dzieje? Świat stanął na głowie? Może to on nie nadąża za zmianami? Włożył ręce do kieszeni. Coś jest nie tak. Przeczucie jak zwykle go nie myliło.
 Spojrzał na wszystkich.
Pod pozornym szczęściem ukrywała się masa trosk. Zbyt dobrze ich znał. Nawet nowa para w środku była zaniepokojona. Violetta odwróciła głowę,czekoladowe oczy wpatrywały się w niego.  Pochwycił jej wzrok. Martwiła się. Opanował ją dziwny niepokój. W środku narastała panika,serce przyspieszało rytm. Oddech stał się nie równy. Czuli to samo.
Coś się wkrótce wydarzy. I to szybciej niż myśleli.

  Doszli na miejsce po dziesięciu minutach spacerku. Park był taki sam jak zwykle. Trawa miała intensywnie zielony kolor. Drzewa nie ustępując,mieniły się różnymi odcieniami szmaragdów. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Ptaki zamilkły szukając swoich gniazd. Zastała ich zupełna cisza. Żadna dusza nie błąkała się po parku. Spokój był wręcz namacalny. Rozmowy ustały,kiedy szukali celu. Pierwszy dostrzegł go Leon. Wskazał palcem na rozłożysty dąb. Violetta i Federico całkowicie nie rozumieli jak zwykłe drzewo ma im pomóc,ale milczeli. Nie znali ich. Może rzeczywiście to miejsce było ważne? Wyjątkowe. Niepowtarzalne. Miejsce,z którym wiązało się mnóstwo wspomnień. Jak wspólny dom w parku. Należało tylko do nich. Tam kryła się ich tajemnica. Tajemnica przyjaźni.
  Usiedli na miękkiej trawie.
  Starszy Verdas oparł się o pień drzewa. Do jego lewego ramienia przysiadła się Hiszpanka,uważając na czarną tiulową spódniczkę-najnowszy nabytek w jej szafie. Chłopak obdarował ją uśmiechem. Polubił swoją
nową koleżankę. Uważał ją za idealną dziewczynę. Mieli tyle wspólnego. Byli jak dwie połówki jabłka. Razem stanowili jedność.
W jej oczach zobaczył dziewczynę z lotniska. Piękną brunetkę z ustami czerwonymi niczym róża. Gdyby nie zauważył jej urody,byłby idiotą. Ale jego serce skradł już ktoś inny. Natalia również znalazła już swoją miłość. Teraz,wystarczy już tylko o nią walczyć. I będą to robić razem,
Od tego ma się przyjaciół. Oni bez wątpienia nimi zostaną. Coś ciągnęło ich do siebie. Nie widzialna nić splatała ich losy ze sobą. Nie ma odwrotu,będą na siebie skazani.
   Wszechświat chciał żeby się spotkali. Ma plany wobec każdego. Czasami są one zaskakujące,kiedy indziej zupełnie racjonalne.


  Niepokój wymieszany z radością tworzył dziwną mieszankę.
Nie wiedziała jak ma się zachować. Napięcie panujące miedzy całą paczką było zdecydowanie zbyt irytujące. Miała dosyć naburmuszonych pomruków. Marudzenia. Siedzenia pod Tym miejscem bez najmniejszego znaku życia. To nie byli oni.
   Jej przyjaciele zawsze tryskali pozytywną energią. Byli pełni chęci do życia,uśmiechem obdarowywali każdego. A teraz? Nie wiem co jest grane,ale muszę to naprawić.
Poderwała się gwałtownie,odrywając się od swojego chłopaka. Diego pokręcił głową z niedowierzaniem. Czuł co się święci
  Temperament Lu nigdy nie był łagodny. Miała sobie coś z Włoszki,jednak jej wybuchy były bardziej przemyślane. Nigdy nie denerwowała się bez powodu,każde słowo z jej ust było wypowiedziane z sensem.
Krzyk miał tylko wzmocnić ich moc.
  Ludmi stanęła na przeciwko siedzącej dwunastki. Większość z nich wiedziała,co się stanie. Spodziewali się kolejnego kazania dziewczyny. Ferro powoli otwierała usta. Zaczyna się,westchnął Maxi zakrywając oczy czapką.
-Co się z Wami dzieje?odezwała się,patrząc na zdezorientowanych przyjaciół.
-O co Ci cho...-Andres przybrał ofensywny ton.
-O to,że Leon przyprowadził dwie osoby,których imion kompletnie nie znamy ani nie wiemy kim są. I dlaczego mają postawioną na pół metra grzywkę do góry. -podniosła ręce do góry.-Oczywiście bez obrazy.-Federico odpowiedział uśmiechem.-Fran nie odzywa się do Marco i Camili,a Maxi do Natalii,Leon patrzy na mnie jak na idiotkę,która ma racje.-zaśmiała się,patrząc na szatyna.-Broduey'a chyba rzuciła dziewczyna,której podobno nie miał, Andres nie powiedział jeszcze nic o maskotkach. Lena nie zanuciła jeszcze niczego. Ludzie.-podniosła ręce do góry,chwytając się za idealnie ułożone włosy.-Co się dzieje?-zamilkli,bo co mieli odpowiedzieć? Tak,masz racje Ludmiła? Przecież to było oczywiste. Supernowa nigdy się nie myli.-Leon.-powiedziała pewnie.-Wymyśl coś.-odgarnęła blond czuprynę swoim
charakterystycznym gestem i zajęła z powrotem miejsce na trawie.
-Jak zawsze ja.-mruknął.-Dobra.-nabrał powietrza w płuca.-Zacznijmy od tego.Wyprowadzam się.
-Co?!-wrzasnęli  wszyscy.-Gdzie?Jak? Kiedy? Po co?-posypała się lawina pytań. Na usta Verdasa wszedł zadziorny uśmiech.
-Z czego się cieszysz,debilu?-jego dobry humor podłapał Diego.
-Do innego domu,nie kraju. Ogarnijcie się. Zawsze zakładacie najgorsze. Pesymiści.-prychnął.-Od jutra będę tam mieszkać razem z Violettą i półmetrową grzywką jak to określiła elokwentnie Lu.-zrobił dramatyczną przerwę.
-Czyli co? Twoi kuzyni,których podobno nie masz, wprowadzają się do miasta.-zakpiła Francesca.
-Wiem,że nigdy o nim nie mówiłem,ale...-zawahał się,opuścił wzrok na swoje czerwone trampki.-Federico to mój brat.-Dał im chwile na przyswojenie tej informacji.-I skoro w sobotę jest impreza to proponuje żebyście wszyscy wbili do mnie w piątek na noc. Urządzimy sobie kolejną noc pod gwiazdami. Wszystko Wam wyjaśnię.-powiedział na jednym wdechu. 
Szok. Jedyne słowo wyrażające całą sytuacje.
  Czy Leon może ukrywać coś jeszcze?-zastanawiali się wszyscy. Wydawał się tak idealny. Bez żadnej skazy. Chodząca perfekcja.A więc jednak każdy ma jakieś skazy.

 Uparcie wpatrywała się w swoje pomalowane na fioletowo paznokcie.
Cisza zmieniła swój ton na niezręczny. Nie mogli znaleźć odpowiednich słów. Ci,którzy mówili najwięcej stracili głos. Słowa ugrzęzły im w gardłach. I nie miały zamiaru wydostać się na zewnątrz.
 Cała paczka była za sobą bardzo zżyta,nawet ślepy zauważyłby ich wzajemny szacunek,miłość,troskę.Po raz pierwszy czuła,że może być częścią czegoś pięknego. Marzyła aby znaleźć ważnych dla ludzi,miejsce,w którym spędzi resztę życia,dom. Może nawet miłość?
 Czy Buneos Aires okaże się jej rajem na Ziemi?
-Lee... Leon.-szepnęła cichutko. Natychmiast wszystkie głowy odwróciły się w kierunku melodyjnego głosu.- Źle się czuje,moglibyśmy pojechać do hotelu.-nadal trwała w jednej pozycji. Nie potrafiła spojrzeć
komukolwiek w oczy.
-Vilu nic Ci nie jest?-zmartwił się.-Boli się głowa? Brzuch?Masz gorączkę? Jedziemy do lekarza!-zarządził.
-Verdas idioto!-krzyknęła blondynka.-Zawieś ją po prostu do domu.-powiedziała załamana.-Nic jej nie jest.
-Lu,uspokój się. Zobacz jaka ona jest blada.-pokazał na białą niczym śnieg twarz szatynki.-Trzeba ją zawieść do szpitala.-upierał się.
-Leon.-odezwał się jego starszy brat.-Ona ma racje.-oznajmił wstając na nogi.-Violetta jest tylko wycieńczona. Cały dzień nic nie jadła.Zabiorę ją do hotelu. Położy się,zje coś i będzie dobrze.-położył rękę na ramieniu szatyna.-Tranquilo,Leon.
-Ale!-próbował zaprotestować.
-Żadnego,ale. Jedziemy. A my-zwrócił się do reszty towarzystwa.-Widzimy się w piątek.
  Od zawsze potrafił zjednać sobie ludzi. Miał do tego wrodzony talent. Uśmiechem rozładowywał napięta atmosferę. Gestem zapobiegał kłótnią. Słowem umilał czas. Prawie jak bóg.
  Ale prawie robi wielką różnice.

  Violetta  podeszła chwiejnym krokiem do szatyna. Odruchowo złapała go za ramię i wtuliła w umięśniony tors. Jego ciepło było idealnym rozwiązaniem dla jej zimnego ciała.
-Trzęsiesz się.-powiedział zaskoczony.
-To nic,ale chyba mam gorączkę.-dotknęła swojego czoła.-Tak,na pewno mam gorączkę. Odwróciła się. Wszyscy wstali z wygodnej trawy. Wyglądali jakby....się o nią martwili. Oczy dziewczyn błyszczały iskierkami obawy. Chłopacy włożyli ręce do kieszeni. Stali jak rycerze,gotowi chronić księżniczki. Pozornie obojętni,ale w środku serce zaczęło im bić szybciej. Zdążyli polubić nowych przybyszów. Z całą pewnością byli warci tej sympatii.
  Nie spodziewała się,że czyjaś troska może być tak przyjemna.
  Spojrzała z uśmiechem na każdą twarz po kolei. Wiedziała,że ci ludzie są wyjątkowi. Była przekonana,że odegrają ważną role w jej życiu.
  Nareszcie trafiłam do swojego nieba na Ziemi.

  Taka okazja mogła więcej się nie powtórzyć.
Byli tu wszyscy. W lepszym,bądź gorszym humorze,ale byli.
Obiecała sobie,że to ten dzień. Najgorszy dzień jej życia.
  Przemyślała każde słowo,które miało paść z jej ust. Brała pod uwagę każdą reakcje,swoich przyjaciół. Przygotowała się na to,co się stanie.
Bardziej,gotowa nie będę.
-Poczekajcie.-zawołała. Bez wahania zatrzymali i odwrócili się w stronę Rudej.- Przede wszystkim Violetta wybacz,że to przeciągam skoro jesteś chora,ale muszę to powiedzieć.-Zamknęła oczy.Teraz- Fran zerwała z Marco bo całował się z jakąś dziewczyną. I tą dziewczyną... Byłam ja...-nie usłyszała już nic. Bała się spojrzeć na ich wrogi wzrok.
  Usłyszała szelest.Po prostu odeszli. Zostawiając ją samą ze swoim przeznaczeniem,w które niewątpliwie zamieszany był stojący obok Marco.

  Zaniosła się cichym szlochem.
To Koniec.



______________________
Byłby wcześniej,ale ktoś zagadał mnie na gg.I dzisiaj i wczoraj,ale nie ważne. XD
Też Cię kocham Misiu. :P
I tak zwalam na Ciebie. ^^Powiedzmy,że w opóźnieniu brało też udział moje lenistwo i nieskończona ilość lekcji,których i tak nie zrobiłam. xD  ;_; Także idę się za nie zabrać. :3 Chyba. ;-;

Starałam się,ale znowu nie wyszło. 
Naprawdę nie rozumiem tego,że czytacie takie coś.  I w ogóle jakoś tak smutno. :c Słoneczko świeciło ,może to przez to? Jeju gdzie mój śnieg. ;_;
Koniec mojego interesującego wywodu. XD

 Wasza beznadziejna ale wciąż kochająca Soph. ♥

Konkurs został przedłużony do 7 marca do godziny 20.
Tak w ogóle ktoś jeszcze oprócz Miśka wyśle prace? xD 

Do zobaczenia,kiedyś tam. xD
Dla tych,którzy jeszcze nie wiedzą. Rozdział 6. Miłego czytania,czy coś...
Zapraszam tutaj.  Wiem,że na razie jest pusto,ale mój misiek obiecał Prolog i słowa dotrzyma. ♥ I w ogóle patrzcie jaki ma ładny nagłówek. XD
Jeżeli ktoś czytał notkę na Dos pasiones to niech wie,że powrót prędko nie nastąpi. xD Jeżeli już wezmę się za tego bloga-chodziarz będzie ciężko bez Olki. ;c-to napisze parę rozdziałów wprzód i wtedy zacznę publikować. Z R&B raczej nie zniknę. Będę pisała dalej,ale dla jasności to czym miała zając się Olcia jest świętością i ja się za to nie biorę. :3
To chyba na tyle. xD

sobota, 15 lutego 2014

One Part VI - 'P.S. Kocham cię '

   Rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu.
Najwyraźniej burmistrz dwudziestotysięcznego miasteczka nie obchodziło nic po za swoim ogromnym gabinetem. Przesiadywał w nim zawsze do godzin nocnych,wypełniając bardzo 'istotne' papiery.  Kto by się tego spodziewał?
Nie pamiętam kiedy ostatnio zjadł ze mną normalną kolacje. Ale był dla mnie dobry. Nigdy nie opuścił ani jednego występu chóru,w którym niestety byłam głównym głosem. Zawsze wspierał mnie w realizacji moich marzeń.  Często powtarzał,że przypominam mu babcie.Sama nie wiedziała dlaczego. Nie byłam do niej w ogóle podobna.
Starał się.I to miało dla mnie największe znaczenie.
Narzekałam dosłownie na wszystkich. Z wyjątkiem taty. Juan Fernadez może nie był idealnym ojcem ale nigdy nie potrafiłam go nienawidzić. Może dlatego,że byłam do niego zbyt podobna?
  Za to moja mama... Czasami zastanawiałam się czy w ogóle wie,że kiedyś urodziła małą istotę,która niestety ale urosła.
Jej stałym zajęciem było picie. Robiła to z taką pasją! Często bywałam przekonana,że to nie nałóg ale zwykłe hobby.  Nie była dla mnie prawdziwą matką. Właściwie nigdy dla niej nie istniałam.

  Odkąd skończyłam siedem lat przy każdej sposobności prosiłam aby rodzice się rozwiedli. To było moje jedyne marzenie. Całkowicie do spełnienia. Wydawało się to wtedy takie proste. Z resztą wciąż jest takie według mnie.
Nie było to jednak moją samolubną pobudką. Chciałam tego dla taty. Zasługiwał na kogoś znacznie lepszego niż kobieta,która praktycznie nie trzeźwieje. Jej przebywanie w tym samym domu budziła we mnie odrazę. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Wszystko zależało od mojego ojca. 
Kiedy przejrzał na oczy było za późno. Matka zmarła na niewydolność wątroby. Pijaństwo w końcu ją dopadło.
   Miałam wtedy dwanaście lat,pomimo tego cieszyłam się,że jej już z nami nie ma. To złe,ale prawdziwe. A ja nie lubię kłamać. Zdecydowanie bardziej wole ranić prawdą niż uspokajać kłamstwem.
   Nie uroniłam po niej ani jednej łzy,ale szczerze byłam z tego dumna. Do dziś jestem.
   Dla tak paskudnej matki mogę być tylko okropną córką.

    Zawsze kochałam samotność.
Była moim najlepszym,i w sumie jedynym przyjacielem. Towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa,w każdym aspekcie życia.
 Jedyną osobą,która mnie rozumiała byłam ja.
Męczenie się z poznawaniem ludzi zdecydowanie nie było moim priorytetem. Zdecydowanie bardziej interesowała mnie sala muzyczna w odległych kątach szkoły. Jedyne miejsce,które nikogo nie obchodziło. Było to równie piękne co straszne. Nastolatki w moim liceum nie doceniali czegoś takiego jak sztuka.  Dlatego to miejsce było dla mnie idealne.

  Przez moje niezwykłe niebieskie oczy z dość małymi,czarnymi nalotami byłam uznawana za czarownice. Nie zależało mi na wyprowadzaniu tych ograniczonych ludzi z błędy. Szczerze? Nigdy mi to nie przeszkadzało. Byłam jak samotny wilki. Od zawsze i na zawsze.
  Wolałam być unikana. Choć jako córka burmistrza,który nie był zmieniany od piętnastu lat,miałam z tym delikatny problem.Wszyscy byli dla mnie przesadnie mili. Co było,dosyć irytujące zważając na krążące o mnie plotki.
  Było one dla mnie po prostu śmieszne. Opowieści o czarownicach od zawsze były dla mnie nie dorzeczne; Wyssane z palca. Ale czego można się spodziewać bo pokoleniu fanek wampirów,wilkołaków. I Bóg wie co jeszcze! 

  Uśmiech był stałą częścią mojego stroju. Zero kolczyków i tatuaży. Wspaniałe ubrania. Idealna wymowa. Świetne oceny. Prace społeczne. Chór. Do tego zawsze,bez zająknięcia musiałam być miła.
Perfekcyjna córka. Byłam nią. Dla taty cały czas jestem.
Rola panienki 'cud,miód i malina' nie byłą szczególnie trudna. Z czasem się do niej przywiązałam.  Może nawet...się zmieniłam? Ale było mi dobrze. I naprawdę nie chciałam tego zmieniać.

  Nie dość,że pogodziłam się ze swoim losem to na dodatek byłam szczęśliwa.Z ręką na sercu wiem,że podobało mi się nudne życie. Bez zmartwtień, bez wyznań. Tylko ja i muzyka.
 Marzyłam aby trwało to już wiecznie...

  Dopóki on się nie pojawił. Czarujący biały uśmiech. Idealnie czarne włosy. Był niewiele wyższy ode mnie.
Miał swój styl,co wyróżniało go od reszty pajaców ze szkoły. W jego ubraniach przeważały kolory. Zawsze dopasowane spodnie i równie jaskrawa bluzka. Ale jego znakiem rozpoznawczym zdecydowanie były słuchawki. Każdego koloru i każdej firmy,dostępnej na rynku.
  Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mojego księcia z bajki ale nie żałowałam. On był idealny. Stworzony specjalnie dla mnie.
Poznaliśmy się zupełnie przez przypadek. O ile tak można nazwać nowego ucznia w Twojej klasie.
  W środku semestru dołączył do nas jakiś chłopak. Nie zwróciłam nawet uwagi na jego imię. Jednak z entuzjazmu żeńskiej części klasy wywnioskowałam,że musi być przystojny. A przynajmniej był lepszą partia od szkolnych "kasanowa". Miałam to jednak w głębokim poważaniu.
Tata był w trakcie organizowania ważnego balu charytatywnego. W głowie miałam tylko sposób wykręcenia się od tej piekielnie nudnej imprezy. W głębi duszy czułam jednakże,że nie mam szans od wymigania się od obowiązków.
Pamiętam,że tego dnia westchnęłam ciężko i wszyscy w zielonym pomieszczeniu zwrócili na mnie uwagę. Jakby wiedzieli o czym myślę. Przestraszyłam się i wtedy po raz pierwszy pochwyciłam jego spojrzenie.
   Wszystko wydało mi się inne.

  Byliśmy małżeństwem przez trzy lat. Pewnie mielibyśmy za sobą dłuższy staż ale jak nie chciałam się spieszyć. Według mnie nie byłam idealnym materiałem na żonę. Ale Maxi nalegał. A ja... wciąż byłam pewna obaw. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenie ale on mnie przekonał.
  Niestety tym razem to ja miałam racje.

   Najgorszą rzeczą jaka może nam się przydarzyć w życiu nie jest śmierć. To strata najbliżej naszemu sercu osoby. Kogoś,kto daje nam siłę wstać rano z łóżka,ze szczęściem wymalowanym na twarzy; Wspiera nas w najtrudniejszych momentach; Sprawia,że świat jest lepszy,przeszkody mniejsze; A ty masz siłę oddychać.
   Po prostu jest. Całą duszą i całym ciałem.
   Ale kiedy nie możesz już poczuć Jego silnych ramion,otulających Twoje zimne ciało; Posłuchać jego melodyjnego głosu śpiewającego Ci serenadę o miłości.
     Nic już nie ma znaczenia Żyjesz a właściwie istniejesz w egzystencjalnej pustce,czekając aż ktoś okaże się na tyle dobry i skończy Twoje męki. Tylko dlatego aby być z Nim.

-Natalia!-usłyszałam krzyk Violetty. Domyśliłam się,że wraz z nią przyszła odwiedzić mnie Lu. Nie rozumiałam po co Maxi dał swoim siostrą kluczę do naszego mieszkania. Miałabym święty spokój. Mogłabym go w spokoju opłakiwać. Dzwonić do niego na pocztę głosową tylko żeby posłuchać jego melodyjnego głosu.
Chciałam zostać sama. Zupełnie sama. Bez mojego męża nic nie było tak jak powinno.
-Wiemy,że tu jesteś!-tym razem zawołała Lu. Nie odzywałam się,dziewczyny mogły się trochę pomęczyć.  Były moimi jedynymi przyjaciółkami. Uwielbiałam je całym sercem. Jednak w tej chwili jedyną osobą,która mogła mnie pocieszyć była zdecydowanie zbyt daleko abym mogła wtulić się w jego silne ramiona.
-Tutaj się schowałaś,małpo!-Viola wpadła do sypialni. Starałam się uśmiechnąć lecz na marne. Jedynym pocieszeniem była bezpośredniość szatynki. Po mimo tego samego zamieszania wciąż pozostała sobą-uroczą arogantką z nutką słodyczy. Ludmi była identyczna. Oczywiście pod względem charakteru. Na zewnątrz różniły się diametralnie. Gdybym nie znała ich tyle czasu nigdy nie powiedziałabym,że są spokrewnione.
   Cała trójka nie była do siebie podobna. Ludmiła była długonogą blondynką-najstarsza z 'miotu'. Maxi jako 'ten drugi' był odwrotnością starszej siostry-niski brunet z uroczymi dołeczkami. Najmłodszą z rodzeństwa była Violetta. Wzrostem równała się z moim mężem,miała tylko jaśniejsze włosy.
-Jak długo masz jeszcze zamiar siedzieć w łóżku?-szatynka usiadła obok mnie.-Minęły trzy miesiące.-nie patrzyłam na nią. To było za trudne.-Maxi chciałby...
-Chciałby abyś ruszyła swoje wielkie dupsko z łóżka,z którego nie schodzisz się od jego śmierci.-jak zawsze pomocna Lu weszła do sypialni i zajęła miejsce po drugiej stronie.
-To był mój mąż.-odezwałam się cicho,po dłuższej chwili.-A wasz brat. Dacie mi go opłakiwać po swojemu?-spytałam,zanosząc się płaczem.
-Naty,to był nasz brat wiemy co...-blondynka chyba starała się mnie udobruchać. Na marne.
-Nie!-krzyknęłam i natychmiast zeskoczyłam z łóżka. Musiało wyglądać to dosyć komicznie,zaważywszy na twarzach śmiech dziewczyn.-Co wy wiecie o małżeństwie?!-wybuchłam. Po raz pierwszy od trzech miesięcy podniosłam głos.-Ty Violetta! Byłaś z tym słynnym Leonem w liceum przed przeprowadzką ,prawda?-przytaknęła ruchem głowy.- Twój najdłuższy związek trwał rok na dodatek z tym kretynem Tomasem! A teraz? Masz okazjonalne schacki z Verdasem,spędzasz z nim dwie godziny dziennie w łóżku,ale podobno tak go kochasz! A ty Ludmiła?! Jesteś po dwóch rozwodach z Federico i znowu do siebie wracacie! Nie macie pojęcia czym jest szczęśliwe małżeństwo!-rozpłakałam się. Po raz kolejny to wróciło. Smutek stawał się nie do zniesienia. Nie znikał z czasem. Miałam wrażenie,że tylko się pogłębia.
Upadłam na drewnianą podłogę. Nie chciałam się podnosić. Dalsza walka była bezsensowna. Straciłam wszystko co było dla mnie ważne.
-Już czas.-spojrzałam dziwnie na Viole. Wiem,że nie powinnam tego mówić ,ale jej twarz wcale nie robiła się czerwona ze złości. Wyrażała smutek. Nic więcej.-Maxi napisał do ciebie list. I powiedział Nam...-zadrżał jej głos.
-Że mamy dać Ci go kiedy uznamy to za stosowne.-dokończyła za nią Lu.
-Co?-wychlipałam. Milczały. Do swoich słabych rąk dostałam biały skrawek papieru. 
To było pismo Maxiego. Wszędzie bym jej poznała.

Droga Natalio! 

    Nie uważasz,że to chore? Ja nie żyje. A Ty? Czytasz list napisany przez Twojego zmarłego na raka,męża. Świat jest piękny prawda,kochanie? Wiem,że teraz tego nie zauważasz. Tęsknisz za mną. Rozumiem. Uwierz mi,że gdziekolwiek jestem jest tu bez Ciebie pusto. Ale proszę Cię nie pozwól aby to,że nie mogę Cię dotknąć ,pocałować stanęło Ci na drodze do szczęścia. Wiesz,że zawsze jestem. Zawsze byłem i zawsze będę. To w Twoim sercu jest moje miejsce. Nic i nikt tego nie zmieni. 
  Proszę Ci ukochana,weź się w garść dla mnie. A przede wszystkim dla tej wspaniałej istoty,która jest w Tobie. Jestem naprawdę  szczęśliwy z tego powodu. Żałuję tylko,że nie zobaczę jego pierwszych korków,ledwie wypowiedzianych słówek. Proszę opowiedz mu kiedyś bajkę jakim dziwakiem był jego tata. Naucz śpiewać tak pięknie jak robił to mój Anioł,którym byłaś Ty. Jeżeli będzie chciał zachęć go nauki tańca. Czuje,że będzie w tym świetny. A przede wszystkim mów mu często,że go kocham,dobrze?
  Jesteś najjaśniejszą gwiazdą,wykorzystaj to.Najpiękniejszą kobietą na świecie. Żyj,bądź szczęśliwa. Kiedyś na pewno się spotkamy. Gwarantuje Ci to.
Będziesz wspaniałą mamą. Wiem to. Wybacz mi,że taki krótki. Dobrze wiesz,że nie jestem dobry w pisaniu.
Na zawsze Twój,Maxi ♥

 P.S. Kocham Cię


 Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od jego śmierci, kąciki moich ust powędrowały do góry.
-Dziewczyny muszę Wam coś powiedzieć.-wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedziałam,że nie zostawią mnie samą. Nie teraz. Nie w takiej chwili.Kochałam je i zrobiłabym dla nich wszystko.-Jestem w czwartym miesiącu ciąży-widziałam szok na ich twarzach. Zdawałam sobie sprawy z tego co przed chwilą powiedziałam,-Maxi wiedział. To jego dzieci.-po zarumienionych policzkach Violetty spłynęła jedna łza.
-Zostanę ciocią!-wrzasnęła rzucając mi się na szyje. Ludmiła po chwili dołączyła do uścisku. Od teraz wszystko musi być dobrze. Będę silna. Dla niego.

 Maxi zmienił mnie.
Kochałam swoją samotność. On mi ją zabrał. Ale w zamian dał mi coś cenniejszego. Swoją miłość,która będzie ze mną już zawsze. Dzięki niemu już nigdy nie będę sama,nie potrafiłabym.

**********
Przepraszam,że nie dodałam rozdziału na 'Saber...' ale mam problemy rodzinę. Do tego od poniedziałku wracam do szkoły i będę musiała wziąć się ostro do roboty.
Napiszę jak najszybciej rozdział 21 i powinnam dodać go jak go napiszę. XD Za to na 'Saber...' dodam 6 koło środy. Spróbuje też dodać notki na innych moich blogach więc nie spodziewajcie się,że coś pojawi się tutaj prędzej niż w przyszłym tygodniu. Po ogłoszeniu wyników konkursu,które będą 23 lutego postaram się mniej więcej ogarnąć mój plan lekcji i zajęcia dodatkowe tak abym miała czas na pisanie. ;)
Mam nadzieje,że zrozumiecie. c;
Twitcam niestety się nie odbędzie. ;_; Jestem nie wyobrażalnie zła. Powód? A właściwie powody:
1. O tej godzinie również Lodo zrobi Twitcam. A przyznam szczerze sama chciałabym ją zobaczyć. Do czego pewnie nie dojdzie.
2. Wyjeżdżam. Niestety. Dowiedziałam się o tym nie dawno. Nie wiem czy zdążę wrócić a nie chciałabym robić nie potrzebnego zamieszania jeżeli jednak mnie nie będzie.
Spokojnie kiedyś się go zrobi. Obiecuje.  ♥

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 20

'Serce'


'Żad­ne ser­ce nie cier­piało nig­dy, gdy sięgało po swo­je marzenia.'

   Czasami rozczarowanie bywa pozytywne. Tak jak w tym przypadku.
Szatynka rzuciła się na szyje Verdasa i mocno do siebie przytuliła. Leon stał skołowany. Co jej odbiło? 
 Miał ją objąć czy pozostać bez ruchu? Może gdy ją dotknie znowu zostanie zmieszany z błotem?
 Do jego uszu dotarł cichy chichot. Perlisty śmiech mój należeć do tylko jednej osoby.
-Violetta.-odsunął ją od siebie,wciąż trzymając w objęciach.-Co Ci jest?- nie mogła tak po prostu być poważna. Kąciki jej ust ponownie powędrowały do góry.
-Wiedziałam.-powiedziała znowu się do niego przytulając.-Ja.-westchnęła,próbując powstrzymać śmiech -Wiedziałam,że ty nie jesteś szowinistyczną świnią. Po prostu Maxi...-Leon przerwał przyjaciółce.
-Już wszystko jasne. Głupi kawał.-objął w tali i wyszeptał do jej uchu,krótkie 'kiedy?"
-Zdecydowanie zbyt długo siedzisz w łazience.-odpowiedziała.-Z resztą Ponte powiedział,że mam improwizować.-oderwała się od niego. Była na tyle blisko,że bez problemu widziała każdą,najmniejszą bliznę na jego twarzy. Jeden krok w przód i dotknęłaby jego ust. Jeden krok. Czy wtedy wszystko byłoby inaczej? Lepiej? Może gorzej? To bez znaczenia. Violetta chciała sprawdzić czy pocałunek jest warty walki o szczęście. Nie
bała się. W jego oczach zobaczyła to,czego brakowało jej od bardzo dawna. Zrobiłaby to. Na pewno.
   Jedynym problemem był Leon.
Kiedy zorientował się w sytuacji,po prostu stchórzył. Wysłał jej przepraszające spojrzenie. Castillo nie mogła w to uwierzyć. Była gotowa poznać smak jego warg. Chciała zapomnieć o wszystkim co się zdarzyło w przeciągu ostatniego tygodnia. Marzyła aby w ich sercu pojawiła się ta sama iskierka ,co dziesięć lat temu.
    Była gotowa,niestety Verdas potrzebował więcej czasu.
Jednak gdzieś głęboko była mu wdzięczna. To nie jest Ten czas i nie To miejsce.
   Odwrócili głowę w kierunku Maxiego. Brunet patrzył przez okno swojej przyjaciółki. Verdas i Castillo nie pozostali mu dłużni.
 Szok pojawił się na ich twarzach z prędkością światła.Ujrzeli coś,co zmieniło wszystko.
 Przynajmniej,tak to teraz wyglądało.


  Lubiła udawać szczęśliwą. 
Nie musiała wtedy odpowiadać na tysiące bezsensownych pytań,które i tak niczego nie mogły zmienić. Sztuczny uśmiech,znajdujący się na jej rumianej twarzyczce uspokajał wszystkich. Dawał im żmudną satysfakcje. Myśleli,że Natalia Sevilla jest zadowolona z życia. Woleli mieć fałszywą nadzieje niż poczucie,że brunetka może się czymś martwić. Tak było łatwiej. Dla wszystkich.
  Jedyną osobą,która nie dawała się przekonać był Diego. Wiedziała o tym,że chciał  pomóc.Problem  w tym,że sama nie wiedziała jak mógłby to zrobić.
 Jej starszy brat od zawsze miał 'syndrom zbawiciela'. Brunetem targała ,według niej dziwna potrzeba pomagania każdemu dookoła. 
   Dał się wrobić we wszystko. Mógł godzinami kosić trawę u wszystkich sąsiadów po kolei, ponieważ oni 'nie mieli czasu'.
  Co środę odwiedzał schronisko,pomagając tam jak tylko mógł najlepiej. Często też odrabiał lekcje za Lene.
  Czasem była to cecha godna podziwu,jednak Naty zdawała sobie sprawę,że ludzie potrafią być okrutni i wykorzystywać jej brata. Szczerze gardziła takimi osobami. Starała się jak tylko mogła nauczyć bruneta asertywności. Jednak on nie chciał się zmieniać. Podobało mu się takie oblicze Diego.
  Na początku nie rozumiała,ale z czasem pojęła o co mu chodziło. Był z siebie zadowolony. Wszystko co robił sprawiało mu radość.
  A skoro był szczęśliwy Naty nie miała prawa mu tego odbierać. Zaniechała swoich prób zmiany brata.
  Dlaczego on nie mógł zrobić tego samego dla niej? To nie ważne,że udawała. W ten sposób lepiej radziła sobie z odrzuceniem Maxiego.
  Czy Diego nie mógł tego zrozumieć?
 -Nata.- Lena weszła do pokoju siostry.-Dostałaś SMS-a.-rzuciła niebieski telefon na łóżku.
-Dzięki.-odpowiedziała zachrypłym głosem,starając się ukryć zaczerwienione policzki. Na jej nieszczęście szatynka zauważyła ostatnią łzę,błyszczącą koło nosa brunetki.
-Naty-dziewczyna przytuliła siostrę do siebie.-Było trzeba się zgodzić iść z nim.- otarła wierzchem dłoni mokrą plamę na twarzy brunetki.-Jeszcze będziecie razem.-zapewniła ją.
  Lena nigdy nie kłamała. Cokolwiek wyszło z jej truskawkowych ust-czy było to przemyślane czy też rzucone bez zastanowienia-zawsze się sprawdzało.
  W sercu Natalii błysną maleńki promień nadziei. Może jeszcze im się uda?
-Co było w SMS-sie?-spytała przyciskając mocniej siostrę do siebie.-Proszę tylko nie wciskaj mi kitu,że nie czytałaś.-kąciki jej ust powędrowały go góry.
-Przebież się.-oznajmiła szatynka.-Za dwadzieścia minut mamy spotkanie w Resto.
-Czyli to znaczy,że idziesz ze mną?-starsza Sevilla wstała z łóżka,na którym leżały razem przed chwilą.
-Oczywiście.-zaszczebiotała radośnie  Lena.- Nie zostawiłabyś mnie przecież samą w domu.
-Nigdy.-powiedziała,otwierając drewnianą komodę w rogu pokoju.


Natychmiast podbiegli cicho do Maxiego. Ponte miał doskonały widok na to co działo się w środku. Przesunęli się w prawą stronę,aby zminimalizować ryzyko przyłapania ich.
 Obserwowali dwójkę z niedowierzaniem.
-Co Fede robi z Fran w jej pokoju?-krzyknął szeptem Leon.-Oni się uśmiechają.-oburzył się.
-A co mają robić?-mruknęła Castillo-Miziać się na łóżku Fre..
-Francesci-poprawił ją Maximiliano,nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.-Leoś nie bądź zazdrosny o naszą małą Fran.-powiedział brunet nie odrywając wzroku od rozmawiającej dwójki. Viola poczuła się zdradzona. Nie dość,że Federico ewidentnie flirtuje z tą dziewczyną to na dodatek gołym okiem widać zazdrość Verdas'a.
Zastanawiało ją tylko jedno. Dlaczego widok zaborczego Leona bolał ją tak bardzo?
-Czy wszyscy faceci to tacy idioci?-pomyślała,lecz nim się spostrzegła wypowiedziała te słowa na głos.
-Ej.-krzyknęli zdecydowanie zbyt głośno. Nawet nie zauważyli rozbawionej Fran,otwierającej okno.
-Jak miło,przyprowadziliście mi nową koleżankę.-odezwała się wesoło.-Violetta,prawda?-szatynka skinęła głową.-Fede zdążył mi już opowiedzieć o tobie wiele ciekawych rzeczy.-dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.wiedziały,że się polubią. To była przyjaźń od 'pierwszego wejrzenia.'- A wy kretyni?-zwróciła się do leżących na ziemi chłopaków.-Pomożecie jej wejść przez to okno czy wysłać Wam zaproszenie?-zaśmiała się Włoszka.
 Pierwszy z zamyślenia  otrząsnął się Leon.
-Zabawne, Fran. Bardzo.-oburzył się.-Maxi ja wejdę pierwszy a potem podasz mi Violę okej?-wypowiedział swój ambitny plan.
-Leon,kretynie. Ile razy wchodziłam sama na drzewa?-burknęła wściekła Castillo.-Chyba sama potrafię wejść przez okno.-zobaczyła,że szatyn otwierał usta,patrząc na jej nogi.- To tylko buty nie przesadzaj.-zrzuciła z siebie wysokie szpilki. Podeszła do okna. Ręce położyła od wewnętrznej stronie parapetu. Szykowała się do szybkiego skoku. Jedna noga znalazła się prawie w powietrzy,kiedy rozległ się dźwięk trzech telefonów.
-Stop.-powiedział pewnie Leon. Przeczytał szybko treść SMS-a. Spojrzał na Fran i Maxiego,spodziewał
się,że dostali dokładnie taką samą wiadomość.-Zmiana planów za dwadzieścia minut musimy być w Resto. Fran krzyk...
-Luca wychodzę!-wrzasnęła Włoszka.-Verdas dalej pomóż mi.-wyciągnęła ręce w jego kierunku. Ten bez wahania podszedł do przyjaciółki. Biorąc ją na ręce,nie zdawał sobie sprawy jaką zazdrość wzbudza w szatynce i Federico. Uczucie kłębiące się w tej dwójce było nie do zniesienia. W życiu nie doznali czegoś takiego.
  W oczach błysnęła czysta złość. Powoli tracili panowanie nad sobą.
Wtedy Verdas postawił brunetkę delikatnie na ziemi.
-Idziemy?-krępującą cisze przerwał Leon.
-Jasne.-powiedziała przez zaciśnięte Viola.
Postawiła jeden niepewny krok. Zapomniała,że nie stoi na chodniku lecz w zwykłym ogródku. Nie utwardzona ziemia zupełnie nie nadawała się do agresywnego kroku w tak wysokich szpilkach. Jej złość zebrała żniwa. Zbyt mocno postawiła stopę na trawie. But wbił się w podłoże,zabierając Violettcie możliwość ruchu. Zorientowała się jednak zbyt późno. Powoli zbliżała się do upadku. Zamknęła oczy,przygotowując się na nieuchronną  'randkę' z podłożem.
 Sekundy mijały a ona wciąż 'wisiała' w powietrzu.
-Violetta żyjesz.-zaśmiał się jej ukochany 'brat'.-Możesz otworzyć oczy. Leon złapał się jak przystało na gentelmena.
Minute temu była na niego wściekła. A teraz miała po prostu pozwolić się obściskiwać?
-Dziękuje Verdas.-sapnęła szorstko,podnosząc powieki do góry.-Możesz mnie już postawić.
-Jesteś pewna,że się nie zabijesz?-rzekł najbardziej szarmancko jak potrafił.-Mogę Cię przenieść przez ten trawnik.-w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Jak miała mu się oprzeć?-Oczywiście jeżeli chcesz.-dodał szybko widząc jej zakłopotanie. Kusząca propozycja,pomyślała wpatrując się jego przystojną twarz.
-Dam sobie rade Leon. Jestem już dużą dziewczynką.-sama nie wierzyła w to co mówi. Tak bardzo pragnęła,choć przez chwile być blisko jego umięśnionego ciała, wdychać jego męskie perfumy. Czuć go tuż przy sobie. Bez mrugnięcia okiem podniósł ją do pionu. Wskazał ręką kierunek. Wyminął ją,nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem. Obraził się? Tylko za co?
  Pokręciła głową wyrzucając z niej zbędne myśli dotyczące młodszego Verdasa. Ruszyła w kierunku samochodu. Tym razem nie zrobiła nawet pół kroku kiedy poczuła silny ból w kostce. Jęknęła z cierpienia. Musiała się na kimś oprzeć. Najbliżej szatynki okazała się stać Francesca. Bez oporu przytrzymała się nowej koleżanki.
   Pierwszy przy niej zjawił się Leon. Bez wahania i nie zważając na protesty przyjaciółki wziął ją na ręce i przycisnął mocno to swojego ciała,chłonąc jej słodki zapach. Chciała być jeszcze bliżej. Zawiesiła swoje delikatne dłonie na jego szyi. Taka pozycja była zdecydowanie wygodniejsza dla obojga.
-Czyżby jakaś niezdara złamała nogę?-odezwał się będąc już przy samochodzie.
-Najwyżej skręciłam kostkę.-oznajmiła pewnie.-Z resztą już przestaje boleć. Pewnie to nic takiego.
-Czyli mogę cię już postawić?
-Nie postawiłbyś.-podsumowała kładąc głowę na jego ramieniu.

  Szczęście aż od nich biło.
Blondynka mocno trzymała się ręki swojego chłopaka. Jak to pięknie brzmi Mój Chłopak.Nie sądziła,że kiedykolwiek będzie czuła takie motylki w brzuchu. ale Diego był inny. Czuła to od zawsze więc dlaczego tak późno ośmieliła się do tego przyznać? Gdyby nie ten głupi strach. Ale tak właściwie czego się obawiała? Odrzucenia?
Jej serce biło szybciej przy brunecie.Czułą,że Sevilla działa podobnie. Wiedziała,że darzą się uczuciem. Co więc ja powstrzymywało?
 Nie zdawała sobie po prostu sprawy jak silne ono jest,dopóki nie ujrzało światła dziennego.
-Misiu?-odezwała się cicho.
-Misiu?-zdziwił się brunet.-Ty nigdy nie zwracasz się zdrobniale do nikogo.-pokazał szereg białych jak śnieg zębów.-Co się stało,królewno?
-Królewno?-podniosła brwi do góry w geście zdziwienia.-Czyli zamieniamy się w jedną z tych uroczych parek z durnych komedii romantycznych.-stwierdziła z uśmiechem.
-Dla mojego słońca wszystko.-Hiszpan wybuchnął śmiechem.-Z całym szacunkiem Lu, ale nie jesteśmy Marco i Francescą żeby słodzić sobie na każdym kroku.
-Diego,nie rozpraszaj mnie.-zdenerwowała się,blondynka.-Chciałam się zapytać. Czy ogłaszamy w Resto te jakże wspaniałą wiadomość o tym,że jesteśmy razem?-nic nie odpowiedział. Złożył na czubku jej głowy delikatny pocałunek. Uznała to za bezprecedensowe 'tak'.
 
   Weszli do baru jako ostatni lecz wciąż z uśmiechem. Wśród zatroskanych przyjaciół dostrzegli dwie nowe twarze. 
 Ile mogło się zmienić od soboty,kiedy cała ich paczka widziała się po raz ostatni?

 Ruda wiedziała,że może liczyć na swoich przyjaciół.
Wszyscy zebrali się w jednym miejscu bo jeden z nich o to poprosił. Stawili się bez wyjątku.  Mieli czy też nie posiadali większych problemów. Nie potrafiliby tak po prostu olać 'wezwania'.
  To piękne spotkać takich ludzi. Grzechem więc było ich stracić przez własną głupotę. Ale na rozpaczanie było już za późno. Przyszedł czas na karę.
 Lecz to nie oni zdecydują o jej rozmiarzę. Wszystko w rękach 'sędziów',siedzących przed nimi.
 Nie chcieli zaczynać tej okropnej rozmowy. Nie mogli tam jednak siedzieć przez cały wieczór.
-Dobra chyba są już wszyscy.-Marco popatrzył na każdą osobę siedzącą przy stoliku.-Plus do tego mamy dwóch gości. Ale to przeze mnie się tutaj zebraliście więc może ja...-zaciął się. Co tak właściwie miał im powiedzieć? Całowałem się z Camilą .Wybaczycie nam?  Niestety znał już odpowiedź. I wcale nie miał ochoty jej usłyszeć.
-Marco widzę,że to poważna sprawa ale się męczysz. A jakbyś nie zauważył chciałbym Wam kogoś przedstawić. Po za tym widzę,że każdego z Was coś gryzie więc może pójdziemy pod Nasze Drzewo?- pomysł Leona został zaaprobowany gromkimi brawami.
Nadszedł czas na najgorszą rozmowę w ich życiu.


____________________________
No popatrzcie. :D To już dwudziesty rozdział. c;
I nie spodziewajcie się jakoś szybko Leonetty.xD To,że teraz są w przyjacielskich stosunkach nie znaczy o ich dobrych relacjach w przyszłości. Wiem,że jestem zua. ;c 
Byłby wcześniej ale mój komputer nie chce współpracować ostatnio. Do tego pilnowałam dwójkę kuzynów,co wcale wbrew pozorów nie jest takie łatwe. xD 
Twitcam zostaje przełożony na 15;30. ^^
Jakby co to teraz zabiorę się za pisanie OP więc pewnie to on będzie następną rzeczą opublikowaną na blogu. :) 

SPAM:
http://leonymaxi.blogspot.com/  ->zapraszam na rozdział piąty i zmieniłam wygląd jeżeli ktoś chciałby zobaczyć. ^^
http://revievs-and-biographies.blogspot.com/ ->jest już pierwsza recenzja 
http://dos-pasiones-en-un-solo-lugar.blogspot.com/ ->a tutaj został dodany rozdział 6 jeżeli ktoś nie czytał

poniedziałek, 10 lutego 2014

20 faktów o mnie i blogu + koniec


1. Zbierałam się aby założyć tego bloga od sierpnia. W październiku natomiast założyłam sobie zeszyt i to w nim powstawały moje pierwsze pięć rozdziałów, na szczęście to,co zostało opublikowane na blogu różni się diametralnie.
2.W pierwszych wersjach opowiadania wprowadziłam Naxi od początku. (poznawaliśmy ich kiedy byli już parą) ale potem zmieniłam zdanie.
3. Na początku zaszczytną role brata Verdasa miał pełnić Diego. Ale po obejrzeniu drugiego czy tam trzeciego odcinka drugiego sezonu wkurzyłam się i zmieniłam go na Federa.
4.Mam dysleksje więc co za tym idzie często robię błędy. Z resztą sami to pewnie zauważacie ale kiedy widzę,że ktoś pisze 'kture' to mam ochotę wyskoczyć przez okno. ;_;
5.Często marudzę,że bolą mnie plecy bo niestety mam skoliozę.
6.Jestem cholernie uparta i kiedy ktoś mówi mi,że czegoś nie zrobię,to zrobię wszystko aby pokazać mu,że się myli.
7.Nieśmiałość jest moją piętą Achillesa. Dlatego niektórzy twierdzą,że jestem aspołeczna.
8.Uważam,że jest we mnie cała masa sprzeczności.
9. Każdy kto spotka mnie i mojego tatę twierdzi,że jestem jego kopią. Nienawidzę tego aczkolwiek nie zaprzeczam.
10. Moje życiowe motto brzmi 'I tak umrzesz.'
11. Mam młodszą siostrę,która jest wredną małpą ale kocham ją najbardziej na świecie i za nic,nikomu nie oddam.
12.Na samym początku nienawidziłam Marco. Miałam ochotę wyrzucić telewizor kiedy go widziałam.
13.Kiedyś z siostrą doszłyśmy do wniosku,że każda para w Violettcie ma podobny styl. Patrzcie np. na Bromi. Kolorami aż od nich biję.
14.Jestem równie ambitna co leniwa.
15.Kocham siedzieć do 3;00 przy laptopie ale kiedy pomyśle,że mogę wstać o 13;00 to coś mnie bierze.
16.Zostałam wegetarianką bo w pewne święta założyłam się z siostrą,że nie tknę mięsa. I tak już zostało.
17.Chciałabym studiować na Oxfordzie. xD
18.Irytuje mnie nie skończona ilość rzeczy i słów.
19. Jestem urodzoną pesymistką.
20. Nienawidzę upałów. Lata mogłoby w ogóle nie być. >.<

OP będzie na pewno. Piszę na konkurs więc przy okazji może zostać opublikowany tutaj. ;3
Twitacam-> zrobię go,niech będzie. xD Ale takie pytanie. Ktoś w ogóle byłby zainteresowany? Duża czcionka bo inaczej nie czytacie . :c 
 W każdym bądź razie odbędzie się on w sobotę o 14:00. :D
Jeżeli komuś coś nie pasuję do śmiało możecie pisać. ^^ Najwyżej się przesunie czy coś.xd

Skoro już dodałam te fakty to możecie pod postem zadawać mi jakieś pytania,jeżeli chcecie. :3
Zaktualizuje post później żeby nie zaśmiecać bloga. c; 

Czego się tyczy dryga część tytułu? Doszłam do wniosku,że wrzucam co chwile jakieś bezsensowne posty. Od dzisiaj z tym kończę. :D

SPAM ;
 http://leonymaxi.blogspot.com/2014/02/rozdzia-piaty-dwie-krople-wody.html <-nowy rozdział. ;3
 http://revievs-and-biographies.blogspot.com/<- pojawią się dzisiaj pierwsze recenzje  :3
 http://naglowki-blog.blogspot.com/2014/02/36-37-clara-3.html  <- dodałam 2 nowe nagłówki gdyby chciał ktoś zobaczyć.
 http://batsophies.tumblr.com/<-mój tumblr xd

Życzę Wam miłego poniedziałku. ♥  A ja idę biegać. ;_; Życzcie mi powodzenia.xD

sobota, 8 lutego 2014

Halo,halo. Druga miesięcznica bloga. :D

Tak,tak Sophie jest bardzo inteligentna. ;_; 
Jest prawie północ a ja zorientowałam się,że dzisiaj jest ósmy. ^^
Co to oznacza?
Że za równo trzy miesiące mam urodziny. :P
Nie,taki nie śmieszny żart. xD
Nie mogę się doczekać 15,serio. ;_; 
Dobra,bo się rozczulę nad tym jaka jestem już duża. :3

Jak w tytule dzisiaj mijają 2 miesiące odkąd założyłam 'Teraz wiem...' 
Czyż to nie piękne? Wytrzymaliście ze mną dwa miesiące. :*
Wiecie babcia ma mnie dosyć po tygodniowym pobycie u niej,więc jest to niezwykły wyczyn. :P
Może teraz małe statystki? :D 


A teraz wszyscy myślą to samo 'Sophie mistrz paint'a'. xD
No cóż czasu nie miałam. :D 
Co to za miesięcznica bez podziękowań? 

Dulce-jesteś ze mną stosunkowo od nie dawna (znaczy chyba xd) zostawiasz mi mega motywujące komy,czasem nawet doprowadzające mnie do płaczu. :D Uwielbiam Twój spam i nasze konwersacje w komentarzach. Wydajesz się być bardzo pozytywną osobą. Byle tak dalej. :* 
Nie mogę się doczekać naszych kolejnych wymian zdań. I wciąż czekam na Twojego bloga. :* ♥ 

Carolina V- kochana mogłabym pisać o tobie w samych superlatywach. Ty i Twoje słowa również dajecie mi kopa do działania. Muszę Ci powiedzieć,że wciąż czuje delikatny ból w sercu z powodu usunięcia Twojego bloga ale jesteś i za to Cię kocham. ♥

Alex Comello-kolejna wspaniała dziewczyna. Chodzący talent,który często mnie inspiruję. Chce żebyś wiedziała,że moja siostra coraz bardziej jest w tobie zakochana i staram się przekonać ją aby w końcu zajrzała na Twojego drugiego bloga. ♥

Jeżeli któraś dziewczyna czuje się pominięta to bardzo przepraszam. Ale wiedzcie,że wszystkie jesteście w moim serduszku. ♥ Po prostu nie mam czasu za chwile będzie 9 i po miesięcznicy. xD

Buziaki dla moich 34 obserwatorów.  :* 

Axi-myślałaś,że o Tobie zapomniałam? Najlepsze zostawiłam na koniec. ♥ 
Moja ukochana BFF przez internet. Uwielbiam wszystkie rozmowy z Tobą. Kocham nasze dynie,banany i inne warzywa tudzież owoce,którymi będziemy rzucać w Twojego brata. Jesteś świetna,niepowtarzalna. Kurczę,po prostu Cię kocham. ♥


Cieszę się,że jesteście. Wszyscy. Czy komentuje,czy też nie. Nieważne.
Kocham wszystkich bez wyjątku.♥ 

Takie pytanie do Was. Co chcielibyście abym zrobiła z okazji rocznicy?
Założyłam sobie Twittera więc może Twitcam? 
hahaha sama nie wierze,że to napisałam. xd
Ale serio nie musicie brać tej propozycji na poważnie. :P 
One Part? Od razu mówię,że nie zrobię z niego nowego bloga. :3
Fakty o mnie i o blogu? xd
Konkurs? Ale nie na OP bo tego już macie. ^^ Tylko nie wiem...może na grafikę czy coś w ten deseń? 
 Jeżeli macie jakieś pomysły to śmiało piszcie. ♥ 

Ktoś w ogóle rozumie coś z tego bełkotu do góry? XD
23:57 Udało się. :D 
Kocham,jeszcze raz Sophie♥

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 19


 'Zagubienie'

'Bo tak łat­wo jest przeo­czyć Anioła, gdy się pat­rzy na świat tak nieuważnie.'


Mogą być razem?
Zrobili tyle złego aby choć przez chwile,znajdować się obok ukochanej osoby. 
Skrzywdzili dobrych ludzi.Postacie ważne dla nich od wielu lat.Nie przypadkowych przechodniów. 
  Byli zbyt zaślepieni aby zwracać uwagę na innych. Woleli zniszczyć wszystko od razu. Po co liczyć się z uczuciami bliskich? O wiele łatwiej jest być egoistą. 
Przez ich głupotę stracą wszystko. Przyjaciół, szacunek,zaufanie. W zamian za to dostali miłość,której obydwoje się boją. Było warto?
  Pośpiech tak bardzo przez nich ceniony okazał się zgubą. Nic nie ma prawa być takie jak kiedyś. Zrozumienie jest ostatnią rzeczą na jaką zasługują.
  Każdy człowiek,każda rzecz,mająca jakiekolwiek znaczenie odejdzie. Przez kłamstwo. 
Prawda nic już nie naprawi. To nieistotne jak bardzo będą tego chcieli.
  Czasami jest już za późno. Nawet na wyrzuty sumienia.
-Marco,kiedyś będziemy musieli to zrobić.-szepnęła ruda wtulając się w bruneta.
-Ten moment chyb nadszedł teraz.-westchnął. Wstał i zaczął chodzić w kółko po pokoju swojej dziewczyny. 
Pomieszczenie odrobinę go przytłaczało. Było zbyt kolorowe. 
  Ściany pomalowane na dwa zupełnie niepasujące według niego kolory-czerwień i zieleń-sprawiały,że miał ochotę jak najprędzej stąd wyjść. Spojrzał w na swoje stopy. Nie rozumiał jak pomarańczowy dywan się tutaj znalazł,ale wiedział,że był to ogromny błąd. Odetchnął z ulgą,podnosząc głowę do góry.
 Sufit zdobiła biała niczym śnieg farba. Jedyny normalany akcent w królestwie dziewczyny.
Zrezygnowany usiadł obok Tores na niebieskiej kanapie.
 Tak bardzo różniła się od niego. Ona wiecznie wesoła. Na jego twarz uśmiech wchodził tylko kiedy ruda była obok.
  Jej pokój wyglądał jakby tuż obok mieszkała tęcza. On mieszkał w otoczeniu odcieni granatu i czerni.
  Argentynka kochała przyrodę,spędzanie czasu na świeżym.  Marco zdecydowanie lepiej czuł się w kącie, z gitarą na kolanach.
  Osoby tak różne mogło połączyć tylko jedno uczucie. Ale czy było ono prawdziwe?
  Chłopak po raz kolejny wstał. Prawą rękę trzymał w kieszeni czarnych spodni. Wyglądało na to,że prędko jej z stamtąd nie wyciągnie.
Camila patrzyła na niego z niedowierzaniem. Naprawdę chciał to zrobić?
Wyciągnął czarny telefon. Wahał się ale jednak odblokował urządzenie. Wystukał na nim kilka literek. Odetchnął głęboko.
-Nie powinni dowiedzieć się tego od Brod'a a już tym bardziej od Fran.-starał się kogoś przekonać. Camilę? Nie,próbował dodać sobie odwagi. 
Dziewczyna pokiwała głową. Wiedziała,że ma racje. Najwyższy czas aby odpowiedzieć za swoje czynny.
 Kliknął przycisk 'wyśli'.
 Nie było już odwrotu.


Myślał,że zaraz wybuchnie.
Miał zaśpiewać jej piękną piosenkę,ona powinna się wzruszyć i wyznać co tak naprawdę do niego czuje. Chciał aby rzuciła się w jego ciepłe ramiona,pragnął aby została w nich na zawsze. Marzył żeby po raz kolejny zasmakować jej malinowego błyszczyka. 
 Wspomnienie ich pierwszego pocałunku na chwile przywróciło mu równowagę.
  Wieczór był ciepły. Dopiero rozpoczęły się wakacje. Chciał zaproponować Lu wspólny wypad nad jezioro. Jednak ona,obchodząc dzień wcześniej urodziny wolała zostać w domu. 
Lodówka sama otwierała się od smakołyków pozostawionych po imprezie. Państwa Ferro-jak co poniedziałek-nie było w domu. Korzystając z okazji, zabrali wszystko na co mieli ochotę i ułożyli smakołyki dookoła basenu. 
W ogrodzie unosił się zapach kwiatów wymieszany z wszelkiego rodzaju słodyczami. Najintensywniejszą woń wydzielało ciasto czekoladowe,które zdecydowali się zjeść po dziesięciominutowej kąpieli. 
   Diego,uśmiechnął się na widok inicjałów wyrytych na tym drzewie. D.S + L.F= BFF Otoczone były gwiazdą. Ukochanym symbolem Ludmi.
  Po wyjściu z wody od razy skierowali się do tarasu,wybudowanego pod balkonem. Robili to co zwykle. Jedli,śmiali się,jedli,rozmawiali i jedli. 
   Dzień był wyjątkowo piękny,ale Ferro postanowiła uczynić go jeszcze lepszym.
-Jeszcze nigdy się nie całowałam-palnęła. Brunet krztusząc się ciastem spojrzał dziwnie na przyjaciółkę.  Nie wiedział co chodzi po jej ślicznej główce. Ledwo wczoraj skończyła czternaście lat i nagle zachciało jej się całować. 
-I co związku z tym?-spytał  niepewnie.
-Pokarz mi jak.-zażądała,przybliżając się do niego.

O stracie kogoś tak wyjątkowego nie mogło być mowy.
Chciał wspiąć się po drzewie,dostać się na balkon i wyrzucić chłystka do basenu.
Spojrzał na ich uśmiechnięte twarze. Poczuł ból.
Znali się,tego był pewny. Ale jeżeli goguś byłby kimś ważnym to dla blondynki na pewno by o nim usłyszał. Zawsze mówiła mu o wszystkim. Każde słowo kierowane do Diego wypowiadała z pasją. Nie okłamałaby go. Żadne z nich nigdy nie zdobyłoby się na tak porażający gest.
Pozostaje zastanowić się. Co tu się dzieje do cholery? 
 Ona nie może być z tym chłystkiem. To nie może się tak skończyć.


-Jesteśmy.-odezwał się Maxi,pukając w okno.
-Świetnie.-burknęła szatynka.-A teraz.-odwróciła się w kierunku Leona.-Możesz mi to wytłumaczyć?- Verdas zbaraniał. O co może jej chodzić? Nawet słowem się do niej nie odezwał. Czyżby czytała mu w myślach? Jeżeli tak,to dlaczego się wkurzyła? Od kiedy myślenie o dzieciństwie może powodować kłótnie?
  Wciąż milczał a ona cały czas wpatrywała się w niego. Zarzuciła ręce na biodra i czekała.-Widzę,że jednak nie zamierzasz mówić.-jej okrągła twarzyczka zalała się wściekłym rumieńcem.-Czy nikt Ci nie powiedział, żeby nigdy w tak perfidny sposób gapić się na damski tyłek?!-prawie krzyknęła. Kątem oka zobaczyła Maxiego,turlającego się po trawie ze śmiechu. Miała ochotę do niego dołączyć. Jednak, niektóre sytuacje wymagają powagi.
-Ja?-zaśmiał się.-Że co? Violetta,czy ty siebie słyszysz? Znasz mnie.-twarz szatynki była kamienna. Leon nie potrafił wyczytać czy jest śmiertelnie poważna czy 'leci sobie z nim w kulki'. Tym razem to ona nie otwierała ust.- Skoro chcesz wiedzieć.-zaczął spokojnie.-To obdarzałem cię 'nachalnym'-zrobił cudzysłów w powietrzy -spojrzeniem w razie czego.
-W razie czego?-spytała pozornie spokojnie. Gdyby tylko mogła uwolnić głębiące się w niej emocje.
-Gdybyś upadła.-oznajmił-Założyłaś kilkunastocentymetrowe szpilki.-spojrzał na jej wysokie buty. Ubrała granatowe pantofle. Uwielbiał ten kolor. Uwielbiał jej długie nogi.,szczupłą sylwetkę,oczy. Uwielbiał na nią patrzeć. Uwielbiał ja. Ale nie mógł się do tego przyznać. Nie tu i nie teraz.-To niesamowite,że jeszcze stoisz nie mówiąc już o chodzeniu.-czekał na jej reakcje. Miał gdzieś Maxiego,patrzącego przez okno Fran. Nie obchodziło go,że Fran właśnie weszła z Federem do pokoju.
Chciał żeby Viola wypowiedziała choć jedno słowo.
Przeliczył się.


 Miał dosyć tego czekania.
Gdyby nie dźwięk SMS'a już dawno znalazłby się na górze. Szybko wyjął czerwony smartfon z prawej kieszeni. Wiadomość wytrąciła do z równowagi.
-Właśnie teraz?-mruknął pod nosem.-Jakbym był im do czegoś potrzebny.-jeszcze raz spojrzał na swoją ukochaną i pajaca. Nie mógł jednak długo patrzeć na te sielankę. To za bardzo bolało.Jego serce pękało na tysiące małych kawałków. Wiedział,że tylko sprawdza tego cierpienia może pomóc mu skleić je do pierwotnego kształtu. Żeby to było takie proste...
 Odwrócił się. Dość tego.
 Nie postawił nawet dwóch kroków. Telefon zagrał krótką melodię. Spojrzał na ekran. Widniało na nim zdjęcie uśmiechniętej Ludmiły,jedzącej lizaka. Odebrać? Było ciężko. Ale co pomyślałaby sobie gdyby odrzucił połączenie?
  Usłyszał najpiękniejszy dla niego głos na świecie.
-Diego!-krzyknęła.-Co ty tutaj robisz?-nie słyszał jej w telefonie.
-A ty skąd wie...?-przerwała mu.
-Odwróć się-była autentycznie szczęśliwa,że go widzi. Mogłaby być aż tak dobrą aktorką? Nie czekał na ani jedno słowo swojej przyjaciółki,jak najszybciej się dało wspiął się po drzewie na balkon blondynki.
-Też dostałeś SMS'a? Co ty tu robisz? Po co ci gitara? Muszę ci coś powiedzieć. Przyjechał do mnie... -zasypała go lawiną słów.
-Ludmiła.-dziewczyna umilkła. Nie mógł dłużej czekać.-Muszę Ci coś powiedzieć.-spojrzał głęboko w jej niebieskie oczy.
-A nie mógłbyś po drodze? Chcą żebyśmy przyszli do...-przerwał jej ruchem głowy. Podszedł krok bliżej. Złapał ją za delikatne ramiona.
-Błagam tylko mi nie przerywaj.-szepnął. Lu nawet nie drgnęła. Bała się. Była przerażona bo czuła co chce powiedzieć.-Mam to gdzieś kim był ten goguś. Nie obchodzi mi co tu robił. Ja...- słowa zatrzymywały się w jego ustach. Ferro obdarowała go pokrzepiającym uśmiechem. To w niej kochał. Zawsze wiedziała czego w tej chwili potrzebuję Diego.- Ja napisałem dla ciebie piosenkę.
-Naprawdę?-rozczuliła się.-Mogę posłuchać?-nie odpowiedział. Przybliżył się do niej jeszcze bardziej. Czuł jej ciepły oddech na swoim ciele.
-Ja cię kocham Lu.-Diego nie mógł się ruszczyć. Czekał na jakiekolwiek słowo z jej strony. Choć jeden mały gest.
Czas dłużył się w nieskończoność.
-Nareszcie.-odetchnęła z ulgą.-Dlaczego to trwało tak długo,Diego?- brunet odwlekał to zbyt długo,musiała przejąć inicjatywę.
Zaatakowała jego wargi,łącząc ich usta w delikatnym pocałunku.
Chciał tego,była o tym przekonana.
Chłopak poczuł się jak tego pamiętnego lata. Był wtedy tak delikatny jak tylko potrafił.
Ale teraz  Lu nie była już małą dziewczynką. Nie musiał uważać.
Wbił się w jej usta najmocniej jak potrafił. Zaskoczona Ferro, jeszcze bardziej pogłębiła pocałunek. O ile w ogóle było to możliwe.




 _______________________
 To coś na górze było pisane trzy razy. ;_; Czyż nie jest straszne?
Przepraszam,że tak długo ale ogarnięcie czterech blogów jest trochę trudne.
Ale jest. A teraz taka sprawa.
Wiem,że Wam się nie chce ale chciałabym Was poprosić o komentarze.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile radości daje mi choć jedno słowo napisane przez Was.
To miłe wiedzieć,że moja bezsensowna praca choć trochę wam się podoba. Naprawdę to wiele dla mnie znaczy. I daje mi ogromną motywacje do działania.
 Kooocham was mocno. ♥

 Założyłam sobie nowego bloga z Axi *klik*
I jeżeli spodobał się komuś OP 'Księżniczka' to zapraszam *tu*  
Przypominam o konkursie :) 
Wielka czcionka. A co mi tam. XD