wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 28

Zmiany?

Przy­jaźń wypływa z wielu źródeł, z których naj­większym jest szacunek.
                                                                                        ~Daniel Defoe
[Inspiracja do całego rozdziału :) *klik*]

Następnego dnia....

Było ciemno.
Pomachała sobie rękami przed twarzą, ale nawet z tak bliskiej odległości nie widziała nic. Absolutna pustka. Czarny kolor zaprzyjaźniał się z jej oczami. Mrugała powiekami jak opętana, starając się wychwycić choć trochę światła. Tylko troszeczkę. Wystarczyłby jej błysk, wielkości główki od szpilki. Pozornie nic nie znaczący promień światła. Cokolwiek, co oddaliłoby ciemność. 
Musnęła twarz dłonią i starła łzę.
Płakała, bezgłośnie, aby nie zwracać na siebie uwagi. Ale usta równocześnie same zbierały się do krzyku. Nie wiedziała co zrobić. Bała się oddychać, nie mówiąc już o poruszaniu. Wstrzymała dech w piersiach na całą wieczność, jak jej się wydawało.
Czas nieubłaganie mijał. A ruda wciąż wypatrywała światełka w tunelu.  Bezustannie patrzyła przed siebie. Jakby siłą własnego umysłu, próbowała ściągnąć coś, co mogłoby ją uratować.
Postawiła nogę przed sobą. Zmusiła się, by zrobić jeden, niepewny krok i stanęła. Strach oplótł ją najściślej jak potrafił. Zatrzymał Camile w miejscu. Stała po środku niczego.
Opadła bezwiednie na kolana, przestała płakać. Straciła potrzebę wydalania z siebie cennej ilości wody. Płacz nie miał sensu.

Nic nie miało sensu.

Podciągnęła nogi pod brodę, głowę położyła na kolana, a długie czerwone, włosy spadały kaskadą we wszystkich kierunkach, były dziwnie długie. Nawet jak na Camilę. Ale miała to gdzieś.

Nic nie było ważne.

Tkwiła tak i beznamiętnie gapiła się w przestrzeń. Nie miała pojęcia ile tak trwała.
Kiedy opadła z sił całkowicie; kiedy straciła resztki nadziei, resztki uczuć; kiedy zapragnęła zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić; kiedy straciła wszystko, zobaczyła jasną plamę na górze nieba ( o ile w ogóle tam było). Była biała, jednak zbliżając się do Camili nabierała szarawej barwy. I zrozumiała. To był księżyc. Z każdą sekundą był coraz większy i był coraz bliżej.

Nic nie rozumiała.

Nagle usłyszała natarczywe szepty, wypowiadające jej imię. Rozpoznała wszystkie bez problemu. Znała te głosy, aż za dobrze.
Fran śmiała się z niej złośliwe. BYŁA jej siostrą, jak mogła?
Maxi wypowiadał słowa o jakie nigdy nie posądziłaby go. BYŁ jej przyjacielem, dlaczego?
Broduey, mówił najspokojniej z nich wszystkich, ale gdyby tylko wzrok mógłby zabijać, Camila już dawno znalazłaby się w piekle. BYŁ i już więcej go z nią nie będzie. Nic nie można z tym zrobić?
Leon, Andres, Natalia, Diego, Ludmiła, nawet Lena, byli tam i doprowadzali ją do szaleństwa.

Nic już nie czuła, nie do nich. 

Szepty zamieniły się w krzyk, a szarawy punkt na niebie poczerwieniał.
I wtedy otworzyła oczy. Księżyc zniknął a w jego miejscu pojawił się zegar, zwykły, niewadzący nikomu. Wisiał na niebieskiej ścianie, jego biel wyjątkowo raziła ją w oczy. Wyglądał jak chmura na lazurowym niebie przy wybrzeżu, dokładnie w południe. (Nie miał pojęcia, jakim cudem mógł przyśnić się jej księżyc.) Ta biała plama była jak skaza na idealnej, czystej przestrzeni. Powinna zniknąć. Przeszkadzała Camili.
A może jednak to irytujące tykanie doprowadzało ją do szaleństwa?
Albo godzina. Godzina mogła być równie dobrym powodem.
Siódma pięćdziesiąt trzy. Było zdecydowanie zbyt wcześnie, aby koszmary o nic nie wartych ludziach ją budziły.

A może ten sen jednak miał sens?

poniedziałek, 19 maja 2014

Wyniki ankiet, czyli co gdzie i kiedy. + kilka spraw organizacyjnych

Nie chciałabym jakoś specjalnie przedłużać i zarażać Was moim podłym humorem, więc po prostu przejdę do rzeczy. 

Z niewielką, bo tylko trzygłosową przewagą wygrała Candy, której serdecznie gratuluje. :) Co za tym idzie drugie miejsce otrzymuje Iodine. Obie prace były niezwykłe, prawda? I każda z nich miała coś w sobie, jednak ja miałam swojego faworyta. Ale kto nim był? To pozostanie moją słodką tajemnicą. ;)

Natomiast z trochę większą, bo przewagą czterech głosów, uhonorowaliście Frucie nagrodą publiczności. Serdecznie gratuluje córciu. ♥ Zasłużyłaś. :D

Jeżeli chodzi o nagrody, to żadnych dyplomów i żadnych kolaży nie przewiduje. Wychodzą mi gorzej niż źle, więc się za to zabierać pod żadnym pozorem nie będę. Poza tym czas mnie goni (chyba wiecie jak to jest pod koniec roku szkolnego).
A więc:
Candy, jeżeli sobie życzysz to na e-maila prześle ci najnowszy rozdział na Ziemi i Saberze, kiedy je napiszę, oczywiście. :) + reklama bloga przez 3 tygodnie.
Iodine, ta propozycja dotyczy również Ciebie, tylko, że reklama potrwa 2 tygodnie.c;
Wyłupkowata, Ty, kochana możesz sobie wybrać. Rozdział na Ziemi czy Saberze. :) I reklama bloga przez tydzień, oczywiście jeżeli takowy posiadasz. Jeżeli nie, wymyślimy coś innego. :)
Frucia, ty skarbie również możesz sobie wybrać. Reklama będzie widnieć przez 5 dni, obydwu blogów, oczywiście. 

Dziewczyny, bądźcie tak dobre i pozostawcie linki pod tym postem, dobrze? :) Dziękuje serdecznie. :>
 I jeżeli ktoś ma jeszcze jakiś ciekawy pomysł na nagrodę to chętnie skorzystam. ;)

A teraz coś, co wszyscy lubimy najbardziej czyli sprawy organizacyjne.

W sumie nie ma ich zbyt wielu. Prawie wcale, wręcz.
W najbliższym czasie spróbuje ogarnąć trochę playliste i pouzupełniać zakładki, może trochę z nich pousuwać. Zobaczymy. ;)
Jednakże nie zdziwcie się jeżeli pewnego pięknego dnia blog na chwile zablokuje. ;)
To jest chyba najważniejsze, po prostu nie chce jakiegoś wielkiego zdziwienia dlaczego nie możecie się dostać.

I gdyby ktoś wyrażał chęci, to na Saberze jest już rozdział 12. c;

Wszystko, dziękuję.
Miłego dnia.

poniedziałek, 12 maja 2014

Autorka: Fruits



              Buenos Aires, 13.07.2013r.

                                                                   Najukochańszy!

Nie uważasz, że to dziwne? Moja miłość do Ciebie powinna skończyć się wraz z twoim odejściem, a tym czasem trwa nadal. Nigdy nie zrozumiem jak działa ten system. Zawsze marzyłam o tym, by poznać tajemnice, które dla wielu wciąż są zagadką. Poznałam wiele definicji " szczęścia". Jesteś jedną z nich. Choć wiem, że tego nigdy nie przeczytasz, piszę do Ciebie. Czy życie nie jest piękne?Wciąż pokładam w tym nadzieję.
Nie wyczuj ironii w tym liście. Tęsknię i próbuję Cię sobie przybliżyć. Kto wie? Może teraz się uśmiechasz? Wiesz, że nigdy nie lubiłam towarzystwa. Wiedziałam w sobie zero. Próbowałeś zmienić to, ale taka jest moja natura. Nienawidzę Cię. Kocham jednocześnie. Zrobiłeś to, nie umiem żyć w samotności. Mam Logana. Nie jest jednak moim mężem. To ty nim nadal jesteś. Nie mam pojęcie co on ma na myśli gdy mówi "my". Chcę by on zastępował ojca naszemu Neilowi. Nie chcę by chłopak cierpiał. Pewnie chcesz teraz, aby Ci oni opowiedziała. Dobrze, twój synek kocha tańczyć i próbuje z całych sił dorównać twoim wyczynom. Ciągle puszcza sobie nagrania z występów, w których dawałeś niezły pokaz. Idzie mu nieźle. Nie przypomina Ciebie, ma jedynie twoje oczy. Czasem żałuję, a niekiedy się z tego cieszę. Chciałabym mieć choć twoją najmniejszą cząstkę przy sobie, a tym czasem mam niemal swojego klona. Nail ostatnio znalazł walizkę z twoimi rzeczami. Wszędzie w domu latają słuchawki i bluzy, które mimo lat wciąż przyciągają wspomnienia. Czuję twój zapach, rozpływam się. Ciągle mu powtarzam jak go kochasz, choć nie możesz być przy nim. On kocha Ciebie i ma nadzieję, że ty na niego patrzysz i jesteś dumny. Wciąż to powtarza. Logan jest zły uważa, że powinniśmy zapomnieć. Nie zamierzam. Chcę pamiętać każdy pocałunek, którym mnie obdarzyłaś i każde słowo wypowiedziane do mnie. Nie uleciało to z mojej głowy i nie zamierzam tych wspomnień puścić w niepamięć. Mówię tak, a boję się wymówić twoje imię. Nie chce mi przejść przez gardło, mam ochotę na płacz. Wtedy uciekam do zacisznego miejsca jakim jest twój pokój i wiesz co wtedy myślę? " Nadal jesteś moim księciem Maxymiliano, jedynym i prawdziwym". Płaczę, ale to łzy przynoszą mi ukojenie. Dzięki nim nadal wiem, że jestem człowiekiem i mam uczucia. Wtedy podchodzi do mnie nasz syn i nic nie mówiąc wtula i się w moją pierś i szepcze mi do ucha " Też tęsknię.". Jak na siedmiolatka jest niezwykle dojrzały, nie uważasz? Wydarzenia w jego życiu sprawiły, że czasami rozumie życie lepiej niż ja. Francesca i Camila często przychodzą. Próbują nawiązać rozmowę, ale odpowiadam milczeniem. Wiem, że to nie w porządku wobec nich, ale nie mam siły. Nie obchodzą mnie rzeczy, które opowiadają. Zapamiętała tyle, że Violetta występuje teraz na największych scena na świecie. Nie "ma" czasu na kontakty z nimi. Dziewczyny z niecierpliwością oczekują jej powrotu do Buenos Aires. Moim zdaniem Viola je wystawi, jak zawsze przecież. Fran i Cami założyły własny butik, którego stworzenie planowały już za twojego życia... Cholera, znów płaczę. Przepraszam. Już wracam do tematu. Kto jeszcze został? Ludmiła. Miałam nadzieję, że będzie mnie wspierać. Niestety, miała inne plany. W tej chwili jest we Włoszech wraz ze Federico. Nie uważasz, ze miłość ma różne oblicza? Nigdy nie przypuszczałabym, że oni...razem. Cały czas piszemy ze sobą, ale to nie to samo co przytulić się do niej i usłyszeć parę słów pocieszenia. Choćby kłamstw typu: "Wszystko będzie dobrze, nie martw się." lub " Życie Ci się jeszcze ułoży, zobaczysz.".

Tęsknię. Cholernie mi Was brak. Mam nadzieję, że gdziekolwiek jesteście pamiętacie o mnie. Kończę, Logan przyprowadził Neila ze szkoły. Nie zapominaj, kocham Cię. Twój synek też. Macie sobie tyle do opowiedzenia... Mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś w lepszym świecie. Tymczasem spróbuj dać mi siłę na spotkanie z rzeczywistością.

                                                                                                                                   Twoja na wieki                                                                                                                                               Natalia

PS. "Nic nie rozdzieli nas, nawet śmierć" - pamiętasz jak to mówiłeś? Rocznica naszego ślubu. Tak, to dzisiaj...

Autorka: Cannella Thirwall


Piękna blondynka o błyszczących niczym gwiazdy oczach oraz pełnych czerwonych ustach zawsze należała do ludzi szczerych a przy tym inteligentnych. Potrafiła wyrażać się wobec innych szacunkiem i miłością którą obdarzała swoją rodzinę. Jej mama od najmłodszych lat uczyła,że najważniejszą rzeczą w życiu jest miłość,a jeszcze ważniejszą rodzina i wzajemna pomoc. Dziewczyna nie ukrywała podziwu który kierowała wobec swojej rodzicielki,rzadko ją widywała z powodu pracy trwającej całe dnie,w ten sposób zarabiała pieniądze na rodzinę jak i na nastoletnią córkę.Kiedy Smantha posiadała odrobinę czasu wolnego,trafiał on w ręce blondynki. Nastolatka ani razu nie zauważyła iskry zmęczenia u swojej mamy,mając kompletną nieświadomość,że ta chcę ukazać się z jak najsilniejszej strony i nie poddać się braku energii. Ludmiła mocno darzyła Samanthę uczuciem  jakim jest miłość. Każdego dnia wpatrywała się w swoją rodzicielkę i potrafiła wyobrazić sobie najgorsze rzeczy jakie mogą się stać. Obawiała się,że Samantha zawsze będzie tłumić wszystkie uczucia w sobie,co doprowadzi ją do całkowitego wycieńczenia a nawet bliskiej śmierci,nie wspominając już o jej ciągłej bezsenności. Nastąpił kolejny cudowny dzień,szczupłą blondynkę owiniętą w puszystą,jedwabistą kołdrę obudziły promienie słońca wlatujące przez jasnoniebieskie pokojowe okna. Kolorowe promyki zwinnie poruszały się na jej twarzy tworząc swój własny układ taneczny. Lekko uniosła dłonie do swojej gładkiej twarzyczki i delikatnie przetarła brązowe średniej wielkości oczęta swoimi zadbanymi rękoma.Energicznym ruchem zrzuciła z siebie beżową kołdrę w szare wzory i wstając skierowała się do kuchni. Pomieszczenie zawierało bladożółte ściany na których można było zauważyć różnego typu miniaturowe obrazki,okrągły,biały alarm dymny zawieszony elegancko nad kuchenką oraz zawieszki na których wisiały przyrządy kuchenne takie jak drewniane łyżki i długie ,ostre noże z drewnianymi rączkami. Każdy blat była barwy ciemnego drewna oraz zawierał szuflady. Przy jednym z nich stała jasnoszara lodówka mieszcząca również u góry zamrażarkę. W zlewie natomiast walało się mnóstwo garnków jak i rondelek napełnionych wodą. Nastolatka sięgnęła do górnych drewnianych półek,lecz kiedy ujrzała brak małych śniadaniowych talerzy posmutniała i wyjęła ostatni obiadowy znajdujący się tuż nad miejscem w którym stały małe szklane talerzyki. Położyła owy talerz na blat i rozejrzała się nad sztućcami,blondynce zajęło jedynie kilka minut przygotowanie śniadania a konkretniej dwóch naleśników polanych sosem malinowym z bitą śmietaną.Oczywiście najważniejszy posiłek dnia przygotowała dla Samanthy która jeszcze pogrążała się w krainie snów. Wzięła plastikową tackę wiszącą na jednym z zawiasów niedaleko lodówki i położyła na niej porcelanowy talerz ze śniadaniem,łapiąc za specjalne uchwyty ruszyła wolnym kroczkiem do sypialni Samanthy. Cicho nacisnęła klamkę o kolorze jasnego srebra moherowych drzwi i równie cichutko popchnęła. Będąc w środku sypialni mającej klimat średniowiecza zmieszanego z współczesnością podeszła do łoża rodzicielki,a tackę ostrożnie postawiła na etażerce nocnej. Bez jakichkolwiek wahań ,tak samo jak postawiła tackę,tak samo usiadła na łóżku matki,uważnie się jej przyglądając złapała ją delikatnie za gładką dłoń i kontynuowała wpatrywanie się w tą zmęczoną twarz. Spostrzegła ostro czarne wory pod oczami,rozmazany tusz do rzęs na powiekach - Pewnie już zaschnięty - pomyślała,na czole było widoczne tysiąc zmarszczek podkreślających ciągłe zmęczenie kobiety. Twarz która zawsze mimo wszystko była uśmiechnięta,pokazała swoje prawdziwe obliczę. Gdy spała,można było u niej zauważyć nawet najmniejszy szczegół określający jej zmęczenie. Brązowe oczka ciągle patrzyły na tą smętną ,zmęczoną twarz z wyrazem żalu. Blondynka omal nie wydając łzy,pogrążyła się w myślach przymykając oczy. Nie mogła już znieść widoku tej biednej twarzy. Poczuła strzałę w sercu na myśl,że nie wie jak jej pomóc. Gdy lekko otworzyła swe oczęta ujrzała rozszerzające się powieki Samanthy,kiedy kobieta otworzyła oczy,była w nich jedynie pustka. Dopiero teraz,było to widać. Mimo swojego stanu uśmiechnęła się promiennie,nawet nie wiedząc,że córka już rozgryzła jej stan.
 - Witaj skarbie - wypowiedziała patrząc na szczupłą siedemnastolatkę trzymającą ją za dłoń.
- Mamo..Proszę. Nie przemęczaj się już tak. Jeszcze trochę i umrzesz z powodu braku senności. - wydusiła nie omal przez łzy,które starała się odpychać.

'Księżniczka i książe' | Autorka: Ellie Verdas Pasquarelli

Zakochani często mówią do siebie książę lub księżniczka mimo , że naprawdę nimi nie są . Są tylko jednymi z miliardów ludzi żyjących na świecie . A może ktoś z was spotkał się ze sytuacją , że chłopak pochodzący z rodziny królewskiej zakochał się w normalnej dziewczynie ? Wiele osób uważa , że takie historie zdarzają się tylko w bajkach takich jak ,, Kopciuszek '' , lecz to nie prawda . Historia , o której wam niebawem opowiem zdarzyła się naprawdę . 
***
Ona jest księżniczką z własnej bajki . Pochodzi z ubogiej rodziny . Nigdy nie zaznała życia w luksusach  mimo , że bardzo by chciała . Jak była mała obiecała sobie , że będzie spełniać swoje marzenia . Niestety , nie ma możliwości . Od jutrzejszego dnia nie będzie już taka sama . Będzie służącą rodziny królewskiej . 


On ma wszystko czego zapragnie . Niczego mu nigdy nie brakowało . Zawsze ktoś mu służył dlatego nie jest przyzwyczajony do pracy . Jest egoistą . Nie liczy się dla niego dobro innych . Widzi tylko swój czubek nosa .
Może dlatego nigdy nie znalazł miłości ?
***
Dzień wstał dziś bardzo szybko , a razem z nim śliczna dziewczyna . Przetarła oczy i uśmiechnęła się sama do siebie . Zobaczyła za oknem przepiękną pogodę . Uwielbiała przyrodę . Kochała jak świeciło słońce , śpiewały ptaszki , wiał słabiutki wiaterek i kwitły kwiaty. Właśnie dziś jest pierwszy dzień lata .  Będzie to dzień szczególny dla Violetty Castillo . Zacznie nowy etap w swoim życiu . 
- Śniadanie ! - krzyczy doniosłym głosem jej ojciec . Szatynka wstaje z łóżka i udaje się do kuchni. Na stole znajduje się jajecznica . Siada na krześle przy stole i zaczyna dłubać widelcem posiłek . Nagle w pomieszczeniu zjawia się wściekły tata Vilu.

- Gówniaro co ty sobie myślisz ? Nie będziesz kraść mi pieniędzy ! - powiedział . 
- Tato ja tylko je pożyczyłam , przecież wyjeżdżam , a muszę się z czegoś utrzymać - powiedziała z uśmiechem na twarzy .
Mężczyzna nie wytrzymał . Już miał rzucić się na nią z pięściami , ale ktoś go powstrzymał .Była to jego żona , matka Violetty,
- Zostaw ją - powiedziała , a jeszcze bardzie wkurzony ojciec odszedł . Dziewczyna wtuliła się w swoją rodzicielkę .

'Smak życia' | Wyłupkowata

Pewnego dnia udało mi się osiągnąć wszystko, o czym marzyłam. Skończyłam naukę w STUD!O ON BEAT, rozpoczęłam trasę koncertową, znalazłam pracę w wytwórni muzycznej i idealnego chłopaka. Wkrótce wyszłam za mąż i urodziłam córkę, a w pracy osiągałam niesamowite wyniki. Lecz nic nie trwa wiecznie. Powoli zaczęłam zawalać wszystkie zlecenia muzyczne, a co za tym idzie, straciłam pracę. Lecz to da się przeboleć. Przecież mogę znaleźć inną pracę. Najgorsze jest, kiedy tracimy kogoś bliskiego.
    Trzy lata temu, kiedy jeszcze wszystko się dobrze układało, zadzwonił telefon. Zdziwiłam się, gdyż było bardzo późno, a w dodatku był to nieznany numer. Okazało się, ze to był policjant. Mówił o jakimś wypadku, w którym pijany kierowca prowadzący ciężarówkę wjechał w auto. Z początku myślałam, że mówi mi to, żebym napisała o tym piosenkę czy coś. Lecz to nie chodziło o to. Powiedział mi, kto prowadził auto, a wtedy mój świat zawalił się. Wybiegłam z domu i popędziłam do szpitala, do którego zawieziono rannych. Płakałam, chociaż wiedziałam, że to nic nie pomoże, że muszę być silna. ONI by tego chcieli.
    Wbiegłam do szpitala i zaczęłam wypytywać recepcjonistkę:
-W której sali leżą Ines i Leon Verdas? Czy przeżyją? Co się z nimi stało? Gdzie oni są?
-Proszę się uspokoić. Aktualnie przeprowadzane są operacje. Może pani być spokojna –powiedziała recepcjonistka próbując mnie uspokoić. Ordynator przeprowadzał operacje, które mają zadecydować o ICH losie. Czas przedłużał mi się w nieskończoność. Myślałam, że już nie wytrzymam, że muszę ze sobą skończyć, bo bez NICH nie dam rady. Co jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli przypadkiem źle przetną skalpelem, a wtedy nastąpi krwotok. Nie mogę tak myśleć. W końcu nadzieja umiera ostania.
    Po kilku godzinach ich operacje dobiegły końca. Z sali wyszedł lekarz, który miał powiedzieć mi, w jakim są stanie. Cała się trzęsłam, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na moje nieszczęście lekarz przez długi czas zastanawiał się, od czego zacząć. Zupełnie jakby miał dla mnie najgorsze informacje.
-Pani Verdas? –pokiwałam głową słysząc moje nazwisko.
-Pani córka miała wyjątkowe szczęście, gdyż siedziała po przeciwnej stronie auta, w którą uderzył samochód. Musieliśmy zaszyć jej ranę w nodze, ponieważ miała tam złamanie otwarte. Wykryliśmy u niej również małe wstrząśnienie mózgu, ale proszę się nie martwić. Jego skutki nie są aż tak bardzo drastyczne. Mogą występować zaniki pamięci, które po pewnym czasie zanikają –wydukał na jednym wdechu. Uśmiechnęłam się, ale po chwili zauważyłam, że nic nie powiedziałam o stanie mojego męża.
-A, co z moim mężem. Coś się stało? Czy to coś poważnego? –zaczynałam się jąkać, a na mojej twarzy, nie wiedząc, dlaczego pojawiły się łzy. Wiele łez.
-Stan pani męża jest….. Podczas operacji wystąpiły pewne komplikacje. Lecz opanowaliśmy je już. Z powodu wielu urazów pani mąż zapadł w śpiączkę. Niestety, ale nie wiemy, kiedy się obudzi -przecież on może się już nigdy nie obudzić. Już nigdy nie usłyszę jego głosu, nie zobaczę jego uśmiechu, który mnie rozweselał w najgorszych momentach. Co ja teraz zrobię?
   

'Nowszy model' | Autorka; Candy

Violetta jest dwudziestosiedmioletnią rozwódką z dwójką dzieci. Z mężem byli małżeństwem przez cztery lata. Z pozoru świecili przykładem dla innych rodzin. Kochali się. Tak przynajmniej sądzili sąsiedzi. Prawda była taka, że to Violetta kochała swojego męża bezgranicznie, a Nico? Miał ją gdzieś. Dla niego liczyła się dobra zabawa, pieniądze. Dlatego się z nią związał, potem zaszła w ciążę, więc się z nią ożenił. Wszystko było pięknie – do czasu. Pewnego dnia, dokładniej w dniu urodzin bliźniaków – Angie i Brayana – Violetta przyłapała swojego męża w łóżku z jej przyjaciółką. Bez słowa zamknęła drzwi ich sypialni i do końca dnia udawała, że nic się nie stało. Powiadomiła tylko swojego prawnika, by ten przygotował pozew rozwodowy i podesłała mu MMSem zdjęcia swojego męża. Kiedy goście rozeszli się do domów spakowała rzeczy swoje i dzieci i wyprowadziła się do ojca.

***

Dzisiaj jest już rok po rozwodzie, dzieci mają pięć lat, a ona idzie do pracy. Poszukuje, więc kogoś, kto by zajął się jej pociechami. Kuzynka dziewczyny poleciła jej pewnego chłopaka, który dorywczo zajmował się jej synkiem. – Leon Verdas – mówiła – ma dwadzieścia trzy lata, studiuje zarządzanie jest zabójczo przystojny – dodawała. Zupełnie jakby to miało dla kobiety jakieś znaczenie. Skończyła ze związkami, chociaż Fran usilnie ją przekonywała, że powinna ponownie się zakochać. Wedle Violetty to niemożliwe. Mężczyzn traktuje raczej z dystansem, są dobrzy na jeden raz, jak to zwykła mawiać. Prawda jest jednak taka, że dziewczyna po pierwsze bała się ponownie zaufać, a po drugie nie chciała, aby któreś z jej dzieci zobaczyło ją z innym mężczyzną.

***

- Leon Verdas – przystojny mężczyzna ucałował dłoń kobiety, która od tej pory miała być jego szefową. Odpowiadała mu ta praca, zawsze kochał dzieci, ale nie miał żony czy stałej partnerki, z którą mógłby je mieć. Narzeczona zostawiła go przed ołtarzem. Od tamtej pory stara się nie angażować. Studiował, więc potrzebował pieniędzy i pracy, którą dałoby radę połączyć z wykładami. U tej kobiety to było możliwe, gdyż ona pracowała wtedy, kiedy on miał wolne, a miała wolne, gdy on był na uczelni. Praca idealna. A pracodawczyni boska, przeszło przez myśl szatynowi.
Popijając kawę dowiadywali się coraz to nowych rzeczy o sobie. Kobietę interesowało skąd u niego pasja do dzieci, dlaczego nie ma swoich. Opowiedział jej historię swojego poprzedniego związku, ta odwdzięczyła się tym samym. Polubili się. Mieli podobne pasje, spojrzenie na świat, doświadczenia życiowe. Oboje współczuli sobie nieudanych związków. Świetnie się dogadywali, więc kobieta postanowiła nie czekać dłużej i poznać Verdasa z bliźniakami. Była ciekawa jak zareagują, jak on się sprawdzi. Zadzwoniła do Francesci, która była u niej w domu i przekazała wiadomość, że za dziesięć minut będą, więc będzie już wolna. Kiedy wróciła do stolika okazało się, że Leon zapłacił rachunek i mogli wyjść. Chciała oddać mu pieniądze, ale się nie zgodził. W przyjemnej atmosferze doszli do domu kobiety.
- Mama! – Usłyszeli krzyk, kiedy tylko przekroczyli próg mieszkania, a już po chwili dwójka szkrabów wisiała na nogach swojej rodzicielki. Leon stał z boku i delikatnie się uśmiechał. Zauważył, że Fran wychodzi. Kiwnął jej głową na pożegnanie i chcąc jej podziękować za polecenie jego osoby. Ta uśmiechnęła się i opuściła posesję. – Kto to jest? – Spytała dziewczynka wskazując na szatyna. – Będzie z nami mieszkał? – Dodał chłopiec. Oboje się zaśmiali.
- Nie. To jest Leon. Będzie się Wami opiekował, kiedy ja będę w pracy, może być? – Nie usłyszała odpowiedzi tylko krzyk swoich pociech „wujek” i ruszyli w stronę mężczyzny, który ukucnął, aby być twarzą na wysokości ich twarzy. Wskoczyli na niego z takim impetem, że stracił równowagę i poleciał do tyłu uderzając się głową w ścianę. Zaczęli się śmiać. – No już. Zostawcie go i idźcie do siebie. Ja sprawdzę czy wszystko jest w porządku – powiedziała przez śmiech dwudziestosiedmiolatka. Maluchy posłusznie zeszły z opiekuna i pobiegły do swojego pokoju by się pobawić. Pani Espinosa pomogła wstać Leonowi i spojrzała na głowę. – Będziesz miał guza – stwierdziła. Pociągnęła go za rękę i posadziła na wysokim krześle w kuchni. Wyciągnęła lód z zamrażarki i przyłożyła go do głowy szatyna. Dwudziestotrzylatek odruchowo skierował rękę w stronę miejsca gdzie się uderzył, a jego dłoń spotkała delikatną rękę pracodawczyni. Uśmiechnęli się do siebie czując swój dotyk. Po kilku sekundach Leon stwierdził, że powinien już pójść. Pożegnali się i umówili na jutro.

***

'Free to fall' | Autorka: Iodine

Wieczorem wychodzę z psem i patrzę na niebo. Gdy jest taki wiatr jak dziś, zazwyczaj spadają gwiazdy, wtedy wymyślam sobie różne życzenia. Wczoraj miałem takie, że aż gwiazda, która spadała, zatrzymała się w połowie, jakby ze zdumienia ją zatkało. Powiedziała: „O pardon, monsieur” i taka była zaskoczona, że nie tylko nie spadała dalej, ale po chwili wróciła i przykleiła się ponownie do nieba. Ale kiedyś wezmę patyk i strącę skubaną, niech mi się spełni.
- Piotr Adamczyk

Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały mi twarz, a lekki wiaterek wprowadzał kosmyki krótkich, brązowych włosów w dziki taniec. Delikatny szum liści wprawiał mnie w błogi spokój, którego ostatnio było mi coraz ciężej zaznać. Stukałem rytmicznie w spróchniałe deski ławki, której kolor już dawno wyblakł. Farba odchodziła płatami z drewnianych oparć czy siedzeń, albo najnormalniej w świecie kruszyła się pod wpływem ciężaru ciała człowieka.
    Czas mógł zabrać wygląd i stan tej ławki, ale wspomnień nie odbierze mi nigdy. Dla mnie ona zawsze będzie idealna. Do siedzenia, przemyślenia pewnych spraw, wspominania, czy odpoczynku.
    Z melancholijnych refleksji wyrwało mnie wibrowanie telefonu, któremu wtórowała jakaś nudna melodyjka. Nie zmieniłem jej jeszcze tylko dla tego, że miała wartość sentymentalną. Chyba byłem zbyt małostkowy.
    Na ekranie pojawił się napis “Imogen”. Panna Risle była moją sekretarką, a właściwie główną księgową w firmie, którą prowadzę. Działalność była na tyle duża, że księgowych było parę. Kobieta narzekała na nudności, więc za jej zgodą objęła dodatkowo stanowisko mojej prywatnej sekretarki.
    - Halo? - mruknąłem do słuchawki.
    - Panie Verdas, ma pan gościa. - Do moich uszu doszedł łagodny głos księgowej.
    Zmarszczyłem gniewnie brwi.
    - Niech zajrzy w moje godziny pracy i przyjdzie, kiedy będę - rzuciłem automatycznie, odchylając głowę stronę słońca.
    - Ale on twierdzi, że musi się z panem pilnie spotkać…
    Przekręciłem oczami z politowaniem, dźwigając się na nogi. Warknąłem do słuchawki jeszcze ciche już idę i ruszyłem w kierunku firmy, którą od parku dzieliło jedynie parę przecznic.
***
    Wsłuchiwałem się w ciężkie odgłosy zderzeń twardych podeszw moich butów z brukową kostką, cicho klnąc pod nosem na nachalnego klienta. Najwyraźniej nikt nie uczył go zasad kultury i dobrego wychowania, a tym bardziej szacunku do innych.
    Bo jeżeli sądził, że “dając mi w łapę” będę efektywniejszy w swojej pracy, to grubo się mylił. Jestem z tego typu osób, które sądzą, że bycie zbyt uczciwym, nie jest przesadą*. Nie cierpiałem niczego, pokroju kłamstw i oszustw, bo doświadczyłem tego na własnej skórze i nawet największym wrogom nie potrafiłem tego życzyć. Łgarstwo było jednym z największych okropieństw, których doświadczyłem na własnej skórze. Przebijało się przez wszystkie przykrości i zajmowało drugie miejsce na podium, bezsprzecznie przegrywając ze śmiercią.
Wróciłem na ziemię, gdy wszystkie otaczające mnie lampy zgasły, otulając cały rynek ciemnością. Nigdy nie bałem się ciemności, ale niepohamowanie wzdrygnąłem się na ten widok. Rozległy się ciche szepty zaniepokojonych przechodniów, którzy podejrzewali zwarcie i tym podobne rzeczy. Nikły, jasny blask przedarł się przez powietrze, cicha melodia rozbrzmiała echem po placu. Wszyscy, jak jeden brat, odwrócili się w stronę sceny, a ja mogłem zliczyć na palcach osoby, które nie miały przerażonej lub zdziwionej miny.
    Leniwie przeleciałem wzrokiem po scenie. Wysokie, szczupłe sylwetki pojawiły się w świetle lamp. Wpatrywałem się w cienie tajemniczych sylwetek, podziwiając wybujałe ubrania. Tancerze ustawiali się w coś, co przypominało szyk bojowy z pierwszej lepszej marnej gry.
    Flashmob.
    I akcja promująca.
    Pogardliwie wpatrywałem się w ludzi, którzy robili swoimi ciałami przeróżne figury, wyginali się w sposoby, które boleśnie raziły w oczy. To nie było ekscytujące, to wprawiało mnie w obrzydzenie. To jest dobre dla nastolatków spragnionych wrażeń, kurczowo łapiących się tego, co było ryzykowne, żeby zaznać odurzającej dawki adrenaliny. A ja już z tego wyrosłem, byłem rozsądnym facetem i mogłem tylko życzyć tego samego tancerzom.
    Niespodziewanie ludzie zeszli, a właściwie wyskoczyli, ze sceny i musiałem cofnąć się, żeby kobieta w masce z niebieskich piór na mnie nie wpadła. Pomimo wściekle niebieskiego światła bijącego nam po twarzach, zatonąłem w głębi jej brązowych oczu. Dostrzegałem iskierki szczęścia, które tańczyły w kącie, blask, którym świeciła.
Bajeczna suknia żyła w tańcu razem z nią, jakby były spójną rzeczą, a nie dwiema różnymi. Materiał podkreślał namiętne ruchy kobiety, dodawał jej uroku i magnetyzmu. Nie mogłem oderwać oka od ponętnych gestów, jakby była jedyną artystką w całym show. Uniosła lekko kąciki ust w lekkim uśmiechu. Musnęła palcami mój policzek, a ja myślałem, że zaraz odpłynę. Dalej twierdziłem, że taniec jest dziecinny, co innego z tancerkami!

Wyniki konkursu :D

Najpierw jak przystało na porządnych ludzi wypadało by się przywitać, prawda?
A więc witajcie dobrzy ludzie! Jak mija wam życie? Świetnie. To się się ciesze. :D

To było...dziwne. Cóż,takie życie z Sophie.
Wiecie,ze was kocham, nie? Fajnie,że zdajecie sobie sprawę o mojej bezgranicznej miłości.♥
Tyle cukru.XD

Dobra a więc prac dostałam 6. :)
Za wszystkie serdecznie dziękuję dziewczyną, a teraz do rzeczy. :D
Dwie najlepsze według mnie prace, będą walczyły o pierwsze i drugie miejsce. Trzecie wybrałam sobie sama. A co tam. XD Z pozostałej trójki to wy wybierzecie najlepszą, jasne? Mam nadzieje. :D Jak nie to zawsze możecie zapytać, ale sądzę, że kiedy zobaczycie ankiety to wszystko się wyjaśni. :)

Okej, do rzeczy, bez zbędnego przedłużania i tak dalej. :)
 
Dwie najlepsze prace należą do Candy i Iodine. Dziewczyny odwaliły kawał dobrej roboty. :D
Natomiast trzecie miejsce zdobyła Wyłupkowata.
'Nagroda publiczności' należy do Was. Jestem ciekawa, którą z prac wybierzecie. :)

Jeżeli chodzi o nagrody i tak dalej, to wszystko omówimy w poście kiedy ankiety się zakończą. ;3
Krótko, zwięźle i na temat ludziska. To tyle ode mnie na dzisiaj. c;
Ankiety i prace już zaczynam wrzucać.
Miłego wieczoru. ♥

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 27

'Przypadek albo nie'

 'Słowa nig­dy do nas nie tra­fiają na czas. Zaw­sze mają spóźnienie kosztem naszych uczuć.'

 ~autor nieznany

-Powiesz mi w końcu co się stało?- Złapał ją za ramię i odwrócił twarzą do siebie. Wzrok wlepiła w swoje czarne balerinki i ani myślała patrzeć na Maxiego, stojącego przed nią. Wyszeptała tylko coś na kształt 'nie' i wyrwała się z uścisku przyjaciela.
Było jej źle, coś musiało się stać, ale ona usilnie próbowała być dzielna. Trwała w złudnym przekonaniu, że wszystko jest dobrze.
Jej promienna twarz, rzeczywiście wyglądała na najszczęśliwszą na świecie. Drzwi do teatru stoją przed nią otworem. Ale nie można myśleć o przyszłości, jeżeli nie upora się z teraźniejszością. Musiała to zrobić teraz. Nigdy nie wróci już do swoich błędów; nigdy nie będzie mogła powiedzieć tego, co chciała; nigdy nie będzie mogła zrobić tego, co powinna. 

NIGDY
Szczerze nienawidziła tego słowa.   

Wciąż była cholernie uparta. Nawet jeżeli był tam ktoś, komu naprawdę na niej zależało, zależy i będzie zależeć, prawdziwy przyjaciel, który skoczyłby za szatynką w ogień. Chciał jej pomóc, tak jak zawsze. Ale ona... Violetta naprawdę kochała uprzykrzać sobie życie, uciekaniem od problemów. Najbardziej usamodzielniona nastolatka świata! Wcale się nie zmieniła.
Nie znosił kiedy zbywa go za każdym razem, kiedy próbował dowiedzieć się prawdy. Milkła kiedy tylko usłyszała jego imię, nie mówiąc już o choćby nikłym spojrzeniu w jego stronę. Wszystko między nimi było wczoraj dobrze. Ile mogło się zmienić od tego czasu?
Zachowywała się jak pięciolatka. Tylko gorzej. Jako mała dziewczynka była odważniejsza. Maxi tylko się o nią martwił, nie mogła tego zrozumieć?
Ponte wyciągnął telefon z lewej kieszeni czarnych spodni, wyświetlacz wskazywał godzinę dziewiętnastą zero trzy. Daje jej maksymalnie piętnaście minut.
Na szczęście potrzebowała tylko czasu na dogłębne przemyślenie sprawy. Wytoczyła wszystkie działa; każde 'za' i 'przeciw'. Argumentów na korzyść jej przyjaciela, było znacznie więcej. 
Przeprosiła Ludmiłe, z którą aktualnie rozmawiała.
Radość wciąż odbijała się od jej twarzy i z przekonaniem najszczęśliwszej osoby na świecie. Naprawdę dobrze udawała.
Czemu on zawsze musi mieć racje? 
ZAWSZE 
W jej przekonaniu brzmiało o wiele przyjemniej.

-Przepraszam Maxi-przylgnęła do niego jak najmocniej potrafiła.
-Nie, nie wierze.-odkleiła się od bruneta zdezorientowana.-Violetta Castillo przeprasza. Może załapiesz się do jutrzejszych wiadomości?
-Idiota-szturchnęła go w prawe ramię, na którym miał idealnie wyprasowaną niebieską koszulę.  Wszechświat wybuchł, piekło zamarzło a Ponte ubrał coś innego niż zwykłą koszulkę. Takie niespotykane zjawisko spotkało się z niemałym zamieszaniem. Zwłaszcza ze strony uroczej blondynki.
Ale historie o zachwycie Ludmiły zostawimy na przyjemniejszy wieczór. Nie można ominąć takich wielkich przemian bruneta, zwłaszcza jego wyjątkową przyczynę, którą oczywiście była pewna drobna szatynka i jej godzinę marudzenie. Jak wytrzymał bez niej tyle czasu?

-Idziemy na dwór i pogadamy, co?-pstryknął ją w ten mały, uroczy nosek, który sam się o to prosił. Spiorunowała go wzrokiem i pozwoliła się prowadzić. Dom Francesci wciąż stanowił niemałą zagadkę. Przeszli przez wąski korytarz, w którym dosłownie wszystko było zielone. Zaczynając od ścian, po obrazkach na nich, a kończąc na paskudnych trawo-podobnych płytkach. Koszmar. Każdy zły sen musi się kiedyś skończyć i tak o to z pomocą przyszły drzwi, które wyprowadziły ich na ganek. Niczym się nie wyróżniał. Ciemna, drewniana podłoga, kilka krzeseł i mały stolik. Wszystko wyglądało na bardzo stare, ale nie zniszczone, może trochę wysłużone.
Usiedli na schodach przed wejściem. Wydawało się to dużo lepszym pomysłem niż sprawdzanie wytrzymałości mebli.
-Mów.-Gdyby Violetta nie znała bruneta pomyślałaby, że rozkazujący ton, jakim się do niej zwrócił był po prostu... Rozkazującym tonem. Nic bardziej mylnego. Maxi w środku krzyczał ze zmartwienia. Kochany jest. 
-W zasadzie chyba nie ma o czym.-Położyła głowę na kolana i otuliła się ramionami.- Tylko rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. W zasadzie z gadaliśmy z Leonem i było dobrze a nawet bardzo. Jedyne do czego mogę się przyczepić to, to, że ja nie chciałam przyjść na dzisiejszą imprezę, ale on mnie namawiał, zresztą ty też. No i koniec historii.
-To dlaczego się dzisiaj unikacie?-spytał bez ogródek.
-Nie unikamy-powiedziała przekonana.
-Viola.-szturchnął ją.-Wszystko okej?-Vilu nie musiała mówić ani słowa. Nic nie było dobrze. Nie teraz.- Chodź tutaj.-rozłożył ramiona, natychmiast rzuciła się w nie jakby były ostatnią deską ratunku. Może naprawdę były?
Szatynkę otuliło miłe ciepłe, bardzo jej potrzebne.
-Dziękuję-odezwała się, chłonąc jego obecność.
-Nie masz za co, miśku.-Idealnie ułożone, brązowe fale, roztargał energicznie. Nie wyglądała tak dobrze jak minutę temu, ale wciąż była śliczna. Praktycznie przez cały czas onieśmielała wszystkich urodą, z wyjątkiem Maxiego, on potrafił rozróżnić piękny umysł od powierzchowności. Zwłaszcza u kogoś takiego jak Violetta, jego przyjaciółka.-Mała patrz.-Ponte wychylił głowę w górę, podążyła za jego wzrokiem.
 Cholera, jemioła.
-Tylko nie mów, że nie chcesz dotrzymać tradycji-zakpiła Castillo.
-Ty prędzej byś wymiękła.-odszczeknął.
-Ach tak? Dobra.-Maxi naprawdę dobrze całował. Miał miękkie wargi, które smakowały ciastkami. Smaczne.  To nie był szczególnie namiętny pocałunek, ale o dziwo ogromnie przyjemny. Jednak to nie było TO. Brakowało w nim zbyt wielu uczuć. Nie było pożądania, miłości. Niczego, co wpłynęłoby na jego korzyć. Tylko obojętność i ciastka. (choć trzeba przyznać, że były przepyszne)
Kiedy odsunęli się na bezpieczną odległość, oboje prawie dusili się ze śmiechu. Ze wszystkich osób znajdujących się w domu Fran, to właśnie oni nie powinni wymieniać śliny. Łączyła ich zbyt silna więź z dzieciństwa, żeby teraz tak bezkarnie... Nie, myślenie o tym to grzech.
-To było głupie.-chłopak otarł łzę z policzka, naprawdę już nie wytrzymywał.
-Strasznie-poparła go.-Ale też zabawne.
-I tu masz racje mała.
Siedzieli tak jeszcze przez chwile, napawając się swoją obecnością.
Szczęście jest ulotne, gdyby tylko wiedzieli...

Radosnym śmiechom, przerwał agresywny ryk motoru.
-Widział nas?-przerażenie w jej głosie udzieliło się brunetowi. Nie, nie, nie. Nie mógł.
Oczywista odpowiedź, skryła się pod ich nosami, obdarowując ich błogim wyparciem, które z każdą chwilą malało, coraz bardziej i bardziej. Aż w końcu prawda uderzyła ich boleśnie w twarz. Nadzwyczaj mocno.
To początek końca.



Bożonarodzeniową impreza z przyjaciółmi należała do jej ulubionych świątecznych tradycji. Widzieli się wtedy ostatni raz przed nowym rokiem, czego szczerze wszyscy nienawidzili, ale jako ludzie posiadający rodzinę praktycznie w każdym zakątku świata, nie było mowy, aby choć jedną Wigilie spędzić razem, jak przyjaciele.  (Głównie dzięki rodzicom, którzy według nich z czystą rozkoszą odbierali im przyjemność spędzania czasu razem.) Wszyscy (oprócz Leona) zwykle rozjeżdżali, jak najdalej tylko było można. 
W tym roku ta 'przyjemność' również nie została pominięta. Ona wraz z bratem i siostrą, o dziwo zamiast odwiedzić dziadków w słonecznej Hiszpanii, jadą na drugi koniec kraju do przyjaciół rodziców.
Natalia była wprost wniebowzięta tym pomysłem. Szczerze nienawidziła wszelkich wypadów poza Buenos Aires. Mieszkała w wielu miejscach i wielu miastach, poznała mnóstwo ludzi-mniej lub bardziej wartościowych, ale to tu, tutaj w Argentynie, zasmakowała prawdziwego życia. Odkryła swoje powołanie, dowiedziała się czym jest prawdziwa przyjaźń, a nawet (czego do tej pory szczerze żałowała), zakochała się.
Serce biło jej szybciej tylko w tym mieście. Kochała je całą sobą.
Dlatego, za każdym razem kiedy nie czuła muzyki, którą Buenos Aires było przepełnione, bała się, że już nie
wróci do miejsca, które zwała domem. A tego z pewnością, nie potrafiłaby znieść.
Upiła kolejny łyk wody z czerwonego kubka.
Siedząc samotnie w kącie miała idealny widok na całe towarzystwo, przy czym nikt nie zwracał na nią uwagi. Jak zwykle-podobało jej się to. Do pewnego stopnia, bo tak naprawdę... Spokojnie Natalia, weź głęboki oddech. Tak naprawdę miała ochotę rozmawiać z każdym po kolei, wyściskać ich, powiedzieć ile dla niej znaczą; być w centrum uwagi.
Kochała ich, bez wyjątku, ufała im, ale nieśmiałość  przytłaczała ją za bardzo. Próby pogrzebania jej spełzły na niczym. Potrzebowała pomocy, o którą bała się prosić.
Opróżniła kubek i postawiła go na stoliku obok.
Jedyne co w tej chwili czuła, to niezdenazyfikowana irytacja. Oddałby ją każdemu, nie ważne ile miałaby za to zapłacić.
I wtedy chłopak z półmetrową grzywką postanowił zabawić się w superbohatera i usiadł obok Natalii, w darach niosąc mały talerzyk ciastek. Niewątpliwie-uratował ją.
Wiedział jak udobruchać dziewczynę.
-A może tak uśmiech?-szturchnął ją łokciem. Automatycznie twarz brunetki rozjaśniała.
-Może.-Odwróciła wzrok od Federico.-Jak ci się podoba nasza przedświąteczna Wigilia?-zagadnęła cicho, ledwie słyszalnie. Nigdy nie była dobra w rozmowach z nowo poznanymi chłopakami.
-To niesamowite jaką zgraną paczkę tworzycie.-Miał naprawdę uroczy uśmiech, którym pewnie oczarowałby Nate bez pamięci, gdyby tylko tego chciał, zwyczajnie dla własnej rozrywki, ale brunetka od początku wydawała mu się inna.  Nie umiał jednak opisać tej 'inności', nie potrafił zobaczyć w niej dziewczyny (Chociaż uważał, że była zdecydowanie ładniejsza od Ludmiły i Fran, które uchodziły tutaj za bóstwa, a jego zdanie zawsze było obiektywne.), Naty miała w sobie pierwiastek z Violetty. Była mu przeznaczona na drugą siostrę. Musiał tylko to dostrzec. 
Na przekór wszystkim oceniającym książki po okładce, Federico nie był tylko ładną buzią. Choć Einstein'em trudno było go nazwać.
-Zauważyłam, że Diego się nie polubił.-przerwała przyjemną ciszę, w której tak zawzięcie się kryła. Verdas spuścił głowę i zaśmiał się serdecznie, przeczesał ręką swoje idealne włosy, sprawiając, że nieład stał się... jeszcze bardziej idealny.
-Zauważyłaś?- wypatrzył w oddali, swojego nieprzyjaciela. Rzeczywiście, nie darzył brata brunetki sympatią, jak widać wzajemnością.-Wydaje mi się, że może być ciut zazdrosny o L...?
-Ludmiłę-przypomniała mu szybko. 
-Właśnie, Luuudmiła.-przeciągnął zabawnie jej imię.-Jednak nie wydaje mi się typową blondynką, mylę się?-pokręciła przecząco głową.-Ale Diego...-westchnął.-To twój brat, więc zamilknę. A ten chłopak obok Fran-wskazał palcem na Portugalczyka.-Kto to? 
-Zazdrosny?-Trafiła w czuły punkt. Puścił jej uwagę mimo uszu i z kipiącym uśmieszkiem czekał na odpowiedź. 
-Broduey. Jest Portugalczykiem, jeżeli cię to obchodzi, ale sądzę, że masz to gdzieś. Poza tym spójrz na niego. Nawet ślepy by zauważył.-Miała stuprocentową racje. Chłopak z kilometra wyglądał na zakochanego po uszy, aż nie dobrze robiło się od szaleństwa w jego oczach. Fede był niemal pewny, że gdyby uporczywie się w nie wpatrywał w końcu dostrzegłby odbicie jego tajemniczej wybranki.-Lara.-powiedziała przekonana Natalia. 
-Co? 
-Dziewczyna ma na imię Lara. Jestem pewna, że ten idiota, twój brat coś ci o niej wspominał-powiedziała, wstając i podając rękę nowemu koledze.-Ciastka, potrzebuje więcej ciastek żeby przetrwać. A ty skoro
postanowiłeś dzielnie dotrzymywać mi towarzystwa idziesz ze mną.-Nie mógł się nie zgodzić.

-Tak-zmrużył oczy.-To ta jego słynna pani mechanik.-Razem dzielnie znaleźli więcej przysmaków i wrócili do przytulnego kąta.-Spójrz tylko na niego, on nawet nie słucha Fran-oburzył się, widząc jak Włoszka energicznie i zawieziecie tłumaczyła coś koledze, standardowo, machając rękami we wszystkich kierunkach. To powinno być ważne, ale z drugiej strony równie istotne mogło wydawać się jej wyprzedasz w najbliższej galerii. Tak czy inaczej-Brod ją ignorował.-Miłość nie powinna być czymś, co nas odurza, kiedyś będzie musiał wrócić na Ziemie, a upadki zawsze są bolesne. 
-Czyli nie wierszy w miłość?-Natalia dalej drążyła temat. Ciastka powolutku znikały z małego talerzyka. Ktokolwiek je kupił, zrobił lub je po prostu przyniósł jest geniuszem! Jedli aż uszy im się trzęsły. 
-Nic takiego nie powiedziałem-schylił się z zamiarem wypowiedzenia następnych słów konspiracyjnym szeptem, który jego zdaniem zawsze dodawał mu tajemniczości ze szczyptą uroku. Mieszanka idealna.-Nie wierzę, że prawdziwa miłość ogłupia nas do stopnia, że cały świat widzimy przez różowe okulary. To bezsensowne.- Widząc zmieszanie na twarzy Natalii przerwał natychmiast.-Przepraszam, gadam jak potłuczony poeta. 
-Nie, nie, nie.-Brunetka szybko się otrząsnęła.-Sądzę, że właśnie wypowiedziałeś swego rodzaju definicje miłości. A nawet muszę się z tobą zgodzić. Tylko dlaczego mam wrażenie, że podoba ci się Fran?-Wszystkie ciastka zniknęły na dobre. 
-Równie dobrze mogę zapytać cię o sprawę z Maxim-odparł uśmiechnięty.
Jeden jeden. Mamy remis.



Nawet ukochana prędkość nie dawała mu ulgi, której oczekiwał. Ból, który przyszedł był nie do zniesienia. Tysiące igieł wbijało się w jego martwe serce, jechał dalej nie zważając na nic. Ogarnęła go czarna pustka. Dusza uleciała z niego, przystanęła obok i wesoło z niego drwiła. Nie wytrzymywał. 
Zacisnął powieki, ochraniając oczy od świateł samochodu, jadącego z na przeciwka. Poza tym, droga była zupełnie czysta. Ani żywej duszy. Wykorzystałby to dobrze gdyby tylko chciał, problem w tym, że nie mógł się skupić na niczym, oprócz tego pocałunku, niszczącego wszystko w co wierzył.
Ostatnio cierpiał tak, kiedy... Przyspieszył. Kiedy rodzice zginęli. Trauma wciąż w nim tkwiła, a dzięki takim dniom, wychodziła sobie na orzeźwiający spacerek, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Czuł się zdradzony, przez wszystkich dookoła. Boże. Nie mógł tego znieść. Za dużo, za dużo wszystkiego. 
Zatrzymał się na polnej drodze, po środku niczego. Zeskoczył szybko z motoru i traktując kask jak winowajce całego zła, znajdującego się na świecie, rzucił nim o ziemie. 
Pomogło. Na chwile. 
Usiadł na piachu.  To, co miał w głowie nie można nazwać myślami. Pod brązową czupryną, zebrało się każde wkurzające, denerwujące i bolesne uczucie jakie kiedykolwiek czuł. Rękami zasłonił twarz, nawet w całkowitej samotności nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył jego słabość. 
Jedna, samotna łza spłynęła, bo jego wściekłej twarzy. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, poukładał sobie wszystko.
To nie mogło się tak skończyć. 
Zakończenie bajki musi być jedno. On i Violetta.
Nie widział innej przyszłości. Będzie o nią walczyć.
Cokolwiek miałoby się wydarzyć, nie poda się.

__________________
Wybaczcie za to całe zło u góry. Przepraszam, za te okropność. Naprawdę mój poziom jest sobie na samym dnie Rowu Mariańskiego. ;________________;
Tak czy inaczej jaki iż jest 3;04 życzę wszystkim kolorowych snów, nie mam siły się rozpisywać. XD