Stała przodem do blatu, nucąc coś bliżej nieokreślonego i katując jakieś jedzenie.
Natalia od razu pomyślała o swoich ukochanych ciasteczkach owsianych, Leon natomiast modlił, że żeby cokolwiek to było, nadawało się do spożycia. Jego narzeczona ostatnio wykazywała niepokojącą tendencje do próbowania zastanawiających przepisów, a wskazane byłoby nie otrucie gości przed weselem. (Jeżeli nie jesteś holendrem schab z musem jabłkowym, nie jest dobrym pomysłem na niedzielny obiad - właściwie na żaden obiad.)
Odwróciła się, żeby zlokalizować mikser (usiłowała upiec szarlotkę - ku późniejszej, ogromnej radości Federico; dodała też cynamonu, więc modelka łypnęła na nią groźnie) i wtedy zobaczyła ich wszystkich.
Jej serce nie stanęło. Oddech również nie zamarł. Poczuła powolne, miarowe uderzenia w środku klatki piersiowej. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Brakowało łez i chlipania. Szeroki uśmiech odpędził zszokowany wyraz twarzy. Wyglądała jakby zobaczyła milion dolarów, ogromny deser lodów bananowych albo stary fortepian jej matki.
Natalia od razu pomyślała o swoich ukochanych ciasteczkach owsianych, Leon natomiast modlił, że żeby cokolwiek to było, nadawało się do spożycia. Jego narzeczona ostatnio wykazywała niepokojącą tendencje do próbowania zastanawiających przepisów, a wskazane byłoby nie otrucie gości przed weselem. (Jeżeli nie jesteś holendrem schab z musem jabłkowym, nie jest dobrym pomysłem na niedzielny obiad - właściwie na żaden obiad.)
Odwróciła się, żeby zlokalizować mikser (usiłowała upiec szarlotkę - ku późniejszej, ogromnej radości Federico; dodała też cynamonu, więc modelka łypnęła na nią groźnie) i wtedy zobaczyła ich wszystkich.
Jej serce nie stanęło. Oddech również nie zamarł. Poczuła powolne, miarowe uderzenia w środku klatki piersiowej. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Brakowało łez i chlipania. Szeroki uśmiech odpędził zszokowany wyraz twarzy. Wyglądała jakby zobaczyła milion dolarów, ogromny deser lodów bananowych albo stary fortepian jej matki.
Całość przedstawiała się dal niej dość śmiesznie - Natalia przykleiła się do framugi, przypominając szczeniaka, który dostał nową zabawkę albo nielegalne, czekoladowe ciasteczko. Stykała się ramieniem z Ludmiłą - zmęczoną, potarganą blondynką, gwiazdą, która zamiast nieba wolała błyszczeć na tle krwi i piszących maszyn. Na Violettę patrzyła jak głodny niedźwiedź - najwyraźniej znowu nie miała czasu niczego zjeść.
Vilu otworzyła w głowie swój niezastąpiony notesik i zapisała, żeby później ją za to ochrzanić i dać podwójną porcje deseru.
Federico obłapiał swoją ex-żonę lewą ręką. On dla odmiany miał minę przerażonego króliczka. I domyśliła się, że dyszący mu w kark Diego mógł być tego przyczyną. Maxi stał z Francescą obok dziewczyny, którą wyraźnie przywłaszczył sobie Diego (miał najwyraźniej zamiar złamać jej biodro swoją wielką łapą.) Fran chyba chciało się wymiotować, a Maxiemu płakać.
Leon, dumny paw - pan - na włościach, wychylał się zza ramienia swojego brata. Czekała aż rzuci hasło "niespodzianka", ale tylko dalej się szczerzył jakby uszy miały mu zaraz odpaść.
Cyrk zawitał do miasta. Gdzie plakaty i ostrzeżenia?
Zastanawiała się jak powinna ich przywitać. "Cześć" było bez wyrazu. "Cieszę się, że was widzę" nie zawierało w sobie nawet połowy ćwiartki z jednej trzeciej radości jaką czuła. A "dawno się nie widzieliśmy" zabrzmiałoby jak wyrzut, oskarżenie. A że w przeciwieństwie do Federico prawie-prawnikiem nie była, rzuciła jedynie:
- To, co? Zamawiamy pizze?
Miała dziwnie zachrypnięty głos - wstrzymywała płacz? robiła się chora? - Leon pomyślał, że gdyby odjąć od niego słowa, zostawić samą melodie, brzmiałoby to całkiem seksownie.
Chyba nadal był hmm... głodny.
I głupi. I zakochany. I bardzo, bardzo z siebie zadowolony.
Usiadła na oparciu fotela, który zajął Federico. Rozmowie przysłuchiwała się raczej średnio, próbowała jedynie odszyfrować przestraszone spojrzenie Maxiego.
Generalnie, wspomnienia z czasów Studio 21 uważała za ponure, choć przez ich większość przewijała się cała masa kolorów (głownie różowy i panterka, ale o swoim złym guście aktualnie starała się zapomnieć - skatalogowała je jako "błędy młodości", pozbywając się ich z głowy - nie szafy). Szczerze mówiąc, dziewięćdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć procent obrazów, które pamiętała to było dobre rzeczy - taniec, muzyka, uczucia, przyjaciele, szczęście - szeroko rozumiane, pod wieloma postaciami, z wieloma osobami, zapewnione przez ludzi. Dobre rzeczy, które sprawiały, że serce zaciskało jej się z żalu. Zamarzało od uczucia straty i pewności, że to, co było nie wróci więcej. Przeszłość została w tyle, jako fragment życia do zapamiętania.
Pamiętała promienną, trochę głupszą wersje siebie z silnym charakterem, zerowymi zmartwieniami, nie-rozwódkę, marzącą o scenie. Pamiętała, że była zakochana, potem porzucona i zagubiona. Nie umknęły jej obrazy z życia przyjaciół. Byli zadowoleni w podobny sposób, niektórzy później skrzywdzeni niemal identycznie.
Jednak chyba nigdy tak naprawdę nie żałowała. Łzy oczyściły jej oczy - wtedy zaczęła widzieć więcej szczegółów dookoła, coś poza uroczym pudełkiem zbudowanym z melodii. Dostrzegła niesprawiedliwe ludzkie cierpienie. Przekleństwa skierowane głównie do Diego (pieprzony tchórz!) - rozwiązały jej język. Mówiła tak długo, aż każdą pojedynczą emocje pokazała światu. Bezradność przeobraziła w siłę.
Zmieniła się, podobnie jak porzucone z liści drzewo, kiedy usłyszy powitanie wiosny.
Swoją scenę odnalazła w marmurowej podłodze szpitala, zauważyła uśmiech Federico i odkryła siebie.
I nie było źle. Prawie zapomniała.
Chwile później, Federico i Leon rzucili na stół sześć kartonowych pudełek, zawierających jadalne złoto. Każdy z czerwonym rysunkiem grubego Włocha, na które Fran zawsze się burzyła - przecież to Amerykanie wyglądają jak spiżarnie na dwóch nogach!
To było głupie - siedzieli w tym samym miejscu, jedząc to samo (dokładnie to samo! - dwie wegetariańskie, jedną opatuloną serem w każdymkącie łuku i trzy obtoczone w mięsie) i przypominając sobie. Przysięgła, że znienawidzi pizze. I Włochów - nawet Francesce. I sos pomidorowy. I ten salon. I pieprzone śluby.
I nie przypomni sobie, jak to było być j-e-g-o. Nie i kropka.
Rzucili się, jak głodzone w zoo zwierzęta, na trójkątne kawałeczki durnego jedzenia. Kiedy usiedli, zapełniając sobie usta, Ludmiłe otrzeźwił dźwięk głosu Diego.
Vilu otworzyła w głowie swój niezastąpiony notesik i zapisała, żeby później ją za to ochrzanić i dać podwójną porcje deseru.
Federico obłapiał swoją ex-żonę lewą ręką. On dla odmiany miał minę przerażonego króliczka. I domyśliła się, że dyszący mu w kark Diego mógł być tego przyczyną. Maxi stał z Francescą obok dziewczyny, którą wyraźnie przywłaszczył sobie Diego (miał najwyraźniej zamiar złamać jej biodro swoją wielką łapą.) Fran chyba chciało się wymiotować, a Maxiemu płakać.
Leon, dumny paw - pan - na włościach, wychylał się zza ramienia swojego brata. Czekała aż rzuci hasło "niespodzianka", ale tylko dalej się szczerzył jakby uszy miały mu zaraz odpaść.
Cyrk zawitał do miasta. Gdzie plakaty i ostrzeżenia?
Zastanawiała się jak powinna ich przywitać. "Cześć" było bez wyrazu. "Cieszę się, że was widzę" nie zawierało w sobie nawet połowy ćwiartki z jednej trzeciej radości jaką czuła. A "dawno się nie widzieliśmy" zabrzmiałoby jak wyrzut, oskarżenie. A że w przeciwieństwie do Federico prawie-prawnikiem nie była, rzuciła jedynie:
- To, co? Zamawiamy pizze?
Miała dziwnie zachrypnięty głos - wstrzymywała płacz? robiła się chora? - Leon pomyślał, że gdyby odjąć od niego słowa, zostawić samą melodie, brzmiałoby to całkiem seksownie.
Chyba nadal był hmm... głodny.
I głupi. I zakochany. I bardzo, bardzo z siebie zadowolony.
Usiadła na oparciu fotela, który zajął Federico. Rozmowie przysłuchiwała się raczej średnio, próbowała jedynie odszyfrować przestraszone spojrzenie Maxiego.
Generalnie, wspomnienia z czasów Studio 21 uważała za ponure, choć przez ich większość przewijała się cała masa kolorów (głownie różowy i panterka, ale o swoim złym guście aktualnie starała się zapomnieć - skatalogowała je jako "błędy młodości", pozbywając się ich z głowy - nie szafy). Szczerze mówiąc, dziewięćdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć procent obrazów, które pamiętała to było dobre rzeczy - taniec, muzyka, uczucia, przyjaciele, szczęście - szeroko rozumiane, pod wieloma postaciami, z wieloma osobami, zapewnione przez ludzi. Dobre rzeczy, które sprawiały, że serce zaciskało jej się z żalu. Zamarzało od uczucia straty i pewności, że to, co było nie wróci więcej. Przeszłość została w tyle, jako fragment życia do zapamiętania.
Pamiętała promienną, trochę głupszą wersje siebie z silnym charakterem, zerowymi zmartwieniami, nie-rozwódkę, marzącą o scenie. Pamiętała, że była zakochana, potem porzucona i zagubiona. Nie umknęły jej obrazy z życia przyjaciół. Byli zadowoleni w podobny sposób, niektórzy później skrzywdzeni niemal identycznie.
Jednak chyba nigdy tak naprawdę nie żałowała. Łzy oczyściły jej oczy - wtedy zaczęła widzieć więcej szczegółów dookoła, coś poza uroczym pudełkiem zbudowanym z melodii. Dostrzegła niesprawiedliwe ludzkie cierpienie. Przekleństwa skierowane głównie do Diego (pieprzony tchórz!) - rozwiązały jej język. Mówiła tak długo, aż każdą pojedynczą emocje pokazała światu. Bezradność przeobraziła w siłę.
Zmieniła się, podobnie jak porzucone z liści drzewo, kiedy usłyszy powitanie wiosny.
Swoją scenę odnalazła w marmurowej podłodze szpitala, zauważyła uśmiech Federico i odkryła siebie.
I nie było źle. Prawie zapomniała.
Chwile później, Federico i Leon rzucili na stół sześć kartonowych pudełek, zawierających jadalne złoto. Każdy z czerwonym rysunkiem grubego Włocha, na które Fran zawsze się burzyła - przecież to Amerykanie wyglądają jak spiżarnie na dwóch nogach!
To było głupie - siedzieli w tym samym miejscu, jedząc to samo (dokładnie to samo! - dwie wegetariańskie, jedną opatuloną serem w każdym
I nie przypomni sobie, jak to było być j-e-g-o. Nie i kropka.
Rzucili się, jak głodzone w zoo zwierzęta, na trójkątne kawałeczki durnego jedzenia. Kiedy usiedli, zapełniając sobie usta, Ludmiłe otrzeźwił dźwięk głosu Diego.
- Więc co u ciebie, Maxi?
Musiał palić, bo głoski miały kanciasty wydźwięk. A tak zarzekał się, że nigdy nie...
- Och, nic nowego.
Leon wybuchnął śmiechem, więc bardziej skupiła się na rozmowie.
-
Jestem przekonany, że twoja historia będzie zdecydowanie najlepszą tego
wieczoru. Pytanie, czy opowiesz ją ty, ja twój najlepszy przyjaciel,
czy twój prawie-prawnik.
- Tajemnica zawodowa, bracie. Ominie mnie ten zaszczyt. - Znała tą historię - melodramat w jej przekonaniu - więc postanowiła skupić się na reakcjach otoczenia. A potem Federico zignorował mordercze spojrzenie Diego i położył dłoń na jej udzie. Natychmiast zapomniała alfabetu. Chłodne palce spoczęły tuż przed końcem nieprzepisowo krótkiej spódniczki. To był miły, władczy gest, którym zaznaczał swoje terytorium. Usta ułożyła w drwiącym uśmiechu - nie miał prawa, traktować jej jak własność. Już nie. Ale lubiła to. Bardziej od prób znienawidzenia go. A on kochał doprowadzać ją na skraj.
Drugą ręką stracił okruszek z kącika jej niepomalowanych ust - bladych, zmęczonych i kuszących.
Całą siłą woli, postanowiła tym razem naprawdę skupić się na ludziach dookoła.
-
Świetnie! Więc zrobię to ja. Tobie kompletnie brak taktu, panie-wszechwiedzący-ośle. - Maxi odchrząknął w sposób jakim sygnalizuje się długie monologi. -
Ogólnie to bardzo zabawne, wiecie. Mieszkałem sobie spokojnie w centrum,
a obok mnie taka cudowna parka. Angelika i Daniel. Tak w skrócie, oni
się zaręczyli, pokłócili, koniec, on się wyprowadził. Ja i Angela...
- Uprawili gorący, namiętny seks, kilkanaście razy! - Violetta od razu spurpurowiała na twarzy, kiedy Federico wtrącił swoje trzy grosze.
- Dziękuję, ty chodząca kurtuazjo - sarknął. - Znikąd, po roku, nagle pojawił się Daniel i następnego dnia wzięli ślub.
- Nigdy nie sądziłam, że Angela jest specjalnie rozsądna - przyznała Ludmiła, chwytając za kawałek wegetariańskiej. Była głodna, a pizza obłędna. Przez chwile poczuła nawet miłość do tego kawałka ciasta. Zanim zdążyła wyznać jej uczucia, żołądek ostudził swoje zapędy.
- Po tygodniu okazało się, że jest w ciąży. W trzecim miesiącu. Zgadnijcie z kim? - Maxi podniósł rękę. - Winny.
- I co w tym zabawnego? - zdziwiła się Francesca.
-
Nie wiem. Może to, że Daniel ma to gdzieś, nadal mieszkają obok siebie,
oboje się nią opiekują, a ostatnio wyszło na jaw, że to Danielek i
Angie są...
- Musisz, Federico?
- Ale to doda smaczku całości - obruszył się. - Oboje są biseksualistami.
- Czy ty sugerujesz, że stworzą jakiś dziwny bigamiczny związek?
- Doprawdy, oszalałaś Natalia. Daniel jest zbyt przystojny dla Maxiego!
- Nie mogę uwierzyć, że akurat ty z nas wszystkich będziesz miał dziecko jako pierwszy, przyjacielu. - Diego zaśmiał się wyjątkowo sztucznie.
- Właściwie to... - Leon podrapał się po głowie. Wypadałoby ratować sytuacje - Wiecie co? Większość z was nie widziała się te siedem lat i w gruncie rzeczy, tak jakby, niektóre wiadomości są, no powiedzmy, przestarzałe, nie? W takim razie zaczniemy po kolei - wskazał palcem na swojego brata i Ludmiłe. - Ta dwójka wzięła ślub cztery lata temu i są po rozwodzie od roku. Dobrze kombinuje? Ach, i jaśnie pan Federico zaczyna właśnie apelacje prawniczą, a Lu dzielnie trwa na stażu na kardiologi. - Diego gwizdnął. - Nieźle, wiem. Mam zdolnego brata. To by było na tyle...
- Właściwie - przerwała śmiało Ludmiła. - Postanowiliśmy anulować rozwód. - Jej śmiech wcale nie był wymuszony. - Fede już kombinuje jak załatwić to w kwestii prawnej i właściwie mieliśmy wam to pow...
- Och! To cudownie! - Uśmiech Violetty był promienny jak wiosenny poranek. Niezręczna cisza trwała dokładnie siedem sekund, potem głos znów zabrał pan domu.
- Świetnie, tak. No. Fran! Francesca jest szczęśliwa mężatką od lat trzech i mamą przeuroczej Luizy - Nadszedł moment, w którym Leon zapragnął, aby wieczór przeminął szybciej niż zdąży skończyć mówić. Atmosfera gęstniała w takim tempie, że obawiał się o możliwość normalnego oddechy. - Maxiemu urodzi się dziecko, Diego jest zaręczony z siedzącą tutaj urocza panią, Natalia właśnie straciła kota, a Lena z Aleksem łażą po jakiś górach gdzieś w Rosji. O czymś nie wspomniałem?
Chciał unieważnić momenty, w których obiecał Federico i Lu nie rozmawiać z nimi o Fran i Diego, Natalii o Maxim i Fran, Maxiemu o Natalii i Diego, a Francesce...
Miał z nikim nie rozmawiać o żadnym z nich i patrzcie państwo co się porobiło! Widząc odcienie irytacji i zmieszania w różnej formie oraz inspirując się przezroczystością swojego kieliszka, zaproponował:
- Więcej wina?
Solennie sobie obiecał, że będzie czuwał całą noc, żeby w razie czego zaniechać morderstwom w afekcie. Rozlew krwi zapewne zniszczyłby świeżo odmalowane ściany, nie wspominając nawet o przyszłotygodniowej uroczystości.
Zły pomysł. To był bardzo, bardzo zły pomysł.
Kładąc się spać, zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy wcale nie jest z siebie zadowolony.
- Nie mogę uwierzyć, że akurat ty z nas wszystkich będziesz miał dziecko jako pierwszy, przyjacielu. - Diego zaśmiał się wyjątkowo sztucznie.
- Właściwie to... - Leon podrapał się po głowie. Wypadałoby ratować sytuacje - Wiecie co? Większość z was nie widziała się te siedem lat i w gruncie rzeczy, tak jakby, niektóre wiadomości są, no powiedzmy, przestarzałe, nie? W takim razie zaczniemy po kolei - wskazał palcem na swojego brata i Ludmiłe. - Ta dwójka wzięła ślub cztery lata temu i są po rozwodzie od roku. Dobrze kombinuje? Ach, i jaśnie pan Federico zaczyna właśnie apelacje prawniczą, a Lu dzielnie trwa na stażu na kardiologi. - Diego gwizdnął. - Nieźle, wiem. Mam zdolnego brata. To by było na tyle...
- Właściwie - przerwała śmiało Ludmiła. - Postanowiliśmy anulować rozwód. - Jej śmiech wcale nie był wymuszony. - Fede już kombinuje jak załatwić to w kwestii prawnej i właściwie mieliśmy wam to pow...
- Och! To cudownie! - Uśmiech Violetty był promienny jak wiosenny poranek. Niezręczna cisza trwała dokładnie siedem sekund, potem głos znów zabrał pan domu.
- Świetnie, tak. No. Fran! Francesca jest szczęśliwa mężatką od lat trzech i mamą przeuroczej Luizy - Nadszedł moment, w którym Leon zapragnął, aby wieczór przeminął szybciej niż zdąży skończyć mówić. Atmosfera gęstniała w takim tempie, że obawiał się o możliwość normalnego oddechy. - Maxiemu urodzi się dziecko, Diego jest zaręczony z siedzącą tutaj urocza panią, Natalia właśnie straciła kota, a Lena z Aleksem łażą po jakiś górach gdzieś w Rosji. O czymś nie wspomniałem?
Chciał unieważnić momenty, w których obiecał Federico i Lu nie rozmawiać z nimi o Fran i Diego, Natalii o Maxim i Fran, Maxiemu o Natalii i Diego, a Francesce...
Miał z nikim nie rozmawiać o żadnym z nich i patrzcie państwo co się porobiło! Widząc odcienie irytacji i zmieszania w różnej formie oraz inspirując się przezroczystością swojego kieliszka, zaproponował:
- Więcej wina?
Solennie sobie obiecał, że będzie czuwał całą noc, żeby w razie czego zaniechać morderstwom w afekcie. Rozlew krwi zapewne zniszczyłby świeżo odmalowane ściany, nie wspominając nawet o przyszłotygodniowej uroczystości.
Zły pomysł. To był bardzo, bardzo zły pomysł.
Kładąc się spać, zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy wcale nie jest z siebie zadowolony.
Pierwsza;*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.
UsuńMorderstwa a to ciekawe będzie.
Wszyscy w jednym gronie.
Zabawne momenty w tym rozdziale są. Mi się bardzo podoba.
Nic więcej nie mam do dodania.
Pozdrawiam Patty;*
Buziaczki♥♡♥
Genialne
OdpowiedzUsuńspotkali się wszyscy razem
czyli że fede i lu są razem
diego ma swoja pannice
Maxi dziecko w drodze
vioka i leon ślub
fran dziecko i tp tp
ahahaahhaha
Genialny
czekam na nxt
Hej genialny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno pytanie dlaczego Fran i Fede się rozstali i czy będą jeszcze razem? Kocham fedecesce <3<3<3<3<3<3
Ogólnie cały rozdział mi się bardzo podoba i nie mogę się doczekać kolejnego weny i do nexta ;)
Sofie :***
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńCiężkie pytanie, ale jeżeli dobrze pójdzie to do końca tygodnia. ;)
Usuń