wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 26

  'Najlepsi przyjaciele'

'Naj­pewniej­szą oz­naką po­god­nej duszy jest zdol­ność śmiania się z sa­mego siebie. Większości ludzi ta­ki śmiech spra­wia ból. ' 

~Fryderyk Nietzsche


Zimna woda wciąż mroziła jego stopy, ale stał dzielnie, nie dając tego po sobie poznać. Wiatr coraz silniej poruszał koronami drzew, wcale mu nie pomagał. Otoczył go powiew zimnego powietrza. Drżał. Całe ciało Brazylijczyka otuliła gęsia skórka. Rękę wciąż trzymał na zaróżowionym policzku Lary. Jej idealna twarz wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Świat dookoła znikał, pomruki motorów cichły w oddali; szum lasu zamieniał się we wszechobecny spokój. Jego serce wybijało coraz szybszy rytm. Wszystkie wątpliwości wyparowały, nie było już nic. Nie był wstanie myśleć, piękno Lary go przytłaczało. Wcale mu to nie przeszkadzało. Czuł się lepiej. Sprawiła, że po raz pierwszy od dłuższego czasu było dobrze. Do szczęścia jeszcze długa droga. Trzeba było postawić pierwszy krok. Ten najtrudniejszy, od którego wszystko się zaczyna, ale dzięki Larze wydał się banałem; nie początkiem a już trwającą grą, z której razem wyjdą zwycięsko.
- Zostaniesz panią mego serca? - Wszystkie znaki na niebie i ziemi błagały o twierdzącą odpowiedź. Musiała się zgodzić, musiała.
    I wtedy pokręciła przecząco głową.
    Wiedział to, to było do przewidzenia. Ona była zakochana w panie idealnym. Leon Verdas - chodzące  bóstwo, przystojny, wysoki szatyn! Ba, jeździł na motorze, potrafi śpiewać, tańczyć, grać... Ideał! Ideał, z którym nie mógł się równać. A Lara była w niego zapatrzona jak w obrazek. Do przewidzenia było, że nie pokocha kogoś takiego jak on. Kim był Broduey? Galindo mogła mieć każdego na skinięcie palcem, jej odwaga, uroda, charakter zawsze przyciągały uwagę (oczywiście, kiedy pozbyła się stroju mechanika zachwyt wzrastał dwukrotnie). Ale jak to bolało, kurczę, jak to cholernie bolało. Jakby ktoś wrzucił go w przepaść i spadał bardzo, bardzo długo w ciemną otchłań bez dna. Beznadziejna sytuacja.

- Zostanę jego królową. - Te trzy słowa wynagrodziły mu wszystko. Smutek wraz ze zdradą Camili odszedł w zapomnienie. Liczyła się tylko ta chwila. Tylko ona. Tylko Lara. - Ale nie teraz. Jeszcze nie. - Jej miękkie usta wylądowały tuż przy kąciku jego warg, dla niej zbyt blisko, dla niego zbyt daleko. Zdążyła wyszeptać krótkie 'będziesz chory' i natychmiast odwróciła się, aby pobiec z gracją sarny przez gęstwinę lasu, wprost na tor, do swojego miejsca na Ziemi. Tam gdzie wszystko jest proste i lepsze. Gdzie wszystko ma dla niej sens. Broduey wpatrywał się w dziewczynę ubraną w ciemne ogrodniczki i bladoróżową bluzkę dopóki drzewa nie zasłoniły jej ślicznej sylwetki. Zgodziła się. Naprawdę to powiedziała!
Wyskoczył z wody, kiedy dreszcze stały się nie do wytrzymania. Cholernie zimna. Ale czy to miało w tej chwili jakiekolwiek znaczenie? Zadziwiające ile dobra, ile światła może wnieść jedna mała pozornie nic nie znacząca osoba. Jedna dziewczyna, która dla niego może być całym światem.
     Z przemoczonymi butami, skarpetkami; każdą częścią garderoby i wielkim uśmiechem udał się w stronę domu.
Miło poznać osobę, która jest przyszłością. Moją przyszłością.



     Poczucie winy rosło z każdą sekundą, coraz bardziej ją krusząc. Niszczyło ją wszystko. Każdy oddech; westchnienie. Bicie serca zmuszało ją do wysiłku, którego nie była wstanie podjąć. Starała się, ale pomimo silnej woli walki dławiła się goryczą słonej wody, spływającej  po jej twarzy. Camila zacisnęła mocniej powieki. Płacz i szloch był jedynym rozwiązaniem. Ulgą, której potrzebowała najbardziej na świecie. Zrozumienie też było mile widziane. Cokolwiek miłego, mającego choć cień sensu i słodyczy. Dość dziwne połączenie. Jednak jako stabilnie emocjonalna nastolatka, której rozum był przepełniony rozsądkiem potrzebowała...  Dobry żart. Szesnastolatki to tykająca bomba hormonów, gotowa nieść spustoszenie w każdej chwili. Nie wszystkie. Na pewno nie. Spora część. Ponad połowa. Może nawet trzy czwarte. Chyba jednak około dziewięćdziesięciu procent. Prawdopodobnie trochę więcej. Dużo.
Od każdej zasady zdarzają się wyjątki, szkoda, że Camilia się do nich nie zalicza.     
Jedna minuta wystarczyła. Jeden gest. Jedna chwila. Jedno życie.
Ryzyko zostało podjęte.
     Koniec początku, a może początek końca?
     Zakochała się.
Serce nie sługa. To on.. Jego oczy, zachowanie, charakter... Przeciwieństwa się przyciągają. Marco to.. Marco to jej bratnia dusza. A ich nie można odpuścić. Trzeba walczyć za wszelką cenę. Ruda to właśnie zrobiła. Ratowała samą siebie przed otchłanią samotności.
    Prawie jej się udało. Musiała się zmierzyć z największym wrogiem-najlepszymi przyjaciółmi.
Miłość czy przyjaźń?  Euforia czy smutek? On czy Oni? Serce czy rozum? Uczucia czy rozsądek? Rzeczywistość czy marzenia? Bajka czy koszmar?
Decyzja była trudna, ale od samego początku wiedziała co się stanie. Oczywistym było, że sprawę załatwi w skrajny sposób i zachowa się tak jakby nic nie miało znaczenia. Po raz kolejny pokazała swoją przewidywalność. Wybrała, a wybory nie zawsze są przyjemne.
Oni nie rozumieją. Nie chcą zrozumieć. Nie próbują zrozumieć. Nie potrafią zrozumieć.
Musiała. Zrobiła to i żałuje. Ale czy to na pewno jest godne smutku? Odważyła się walczyć o siebie, o chłopaka, o swoje serce. Postawiła się wszystkim dookoła. Camila, niczym rudowłosy lew broniła swojego serca, które przywłaszczył sobie Marco. Broniła swojego uczucia, nie każdą rozwichrzoną nastolatkę byłoby na to stać. Torres była inna. Jednak do perfekcyjności, brakowało jej całych lat świetlnych. Idiotyzm doskonałości* został odebrany jej i reszcie ludzkości. Całe szczęście, że dostaliśmy szanse na uzdrowienie własnych charakterów. Niestety nie każdy dostrzega w tym pozytywizm. Dużo łatwiej jest po prostu stać się kimś innym. Karykaturą samego siebie. Niektórym wydaje się to całkiem rozsądnym posunięciem.
Wydaje się.
Otarła łzy, które od godziny dzielnie spływały na koszule Marco. Najwyższy czas wziąć się w garść.


Lubił wspominać. Dzieciństwo stanowiło idealny pretekst aby oderwać się od rzeczywistości. Kochał wracać do dni, kiedy uśmiech nie schodził z jego twarzy, a przyjaciele byli tuż obok, wszyscy razem. Zamykał oczy i znów był na zielonej polanie w towarzystwie błękitnego nieba, gorącego słońca i trójki dzieciaków, z którymi spędził wszystkie najpiękniejsze chwile. Doskonale pamiętał każdy szczegół z ich licznych wypraw do lasu położonego przy posiadłości Verdasów; nie było chwili spędzonej z nimi, której by żałował.
Wszystko wydawało się takie piękne, tak odległe... Tak nieprawdziwe. Często zastanawiał się czy radość, którą chował w sercu przez tak długo nie jest tylko złudzeniem, wytworem jego wyobraźni. Podniósł powieki i spojrzał na tulącą się do niego przyjaciółkę. Dziewczyna była tam, tuż obok niego. Oddychała, żyła, śmiała się wraz z nim. To musiała być ona. Ta sama mała szatynka, która teraz wyrosła na piękną, młodą kobietę.
Ponte nie widział już w niej małego, rozwichrzonego dzieciaka, za którą uważał ją wcześniej. Vilu wydoroślała i - nawet on - musiał przyznać, że wyładniała. Różowe kokardki na głowie, odeszły w niepamięć, zastąpiły je delikatne fale, dodające niezwykłej delikatności. Rzęsy wydawały się powiększone dwukrotnie (to na pewno sprawka tych magicznych tuszów), otaczały jej czekoladowe oczy niczym bramy niebios. Pomyślał, że wejście do raju nie powstydziłoby się takiego wyglądu. Za duża czerwona koszulka i ciemne dresy, w których aktualnie siedziała (Docenił to, że pomimo wysokiej gorączki, nie stroiła się jak wielka diva. Pokazała naturalną wersję siebie) ukrywały jej doskonałą figurę. Była naprawdę piękna. Oczywiście, Ponte był w jej ocenie całkowicie obiektywny. O ile to możliwe z męskiego punktu widzenia.
       Violetta Castillo - jego najlepsza przyjaciółka, zawzięcie próbowała porwać Maxiemu czapkę z głowy. Nikomu innemu nie pozwoliłby na to. Czarny fullcap przykrył jej kasztanowe włosy. Uśmiechneła się szeroko. Maxi opuścił daszek zasłaniając jej żarzące się iskierkami oczy. Widać było tylko delikatnie zaróżownione usta, które nie zamykały się nawet na sekundę pod potokiem słów, wypowiadanych z prędkością światła. Maxi chłonął każdy wyraz z precyzją gąbki. Słuchanie jej anielskiego głosu, było przywilejem wprost z najwyższej półki. Do kogo zwracałaby się równie miło, jeżeli nie do jednej z najbliższych jej sercu osób? Ton, jakim się do niego odzywała był pełen entuzjazmu z ponownego spotkania; nadziei, na kolejny wspaniały dzień; miłości, jaką obydwoje siebie obdarowywali; uczuć, których brakowało im od wielu lat.
Nie śnił na jawie. Violetta była tuż obok.
Ale jest szansa żeby wrócić do pełni szczęścia z nimi u boku? Możliwe jest aby znowu byli jak czterej muszkieterowie?
Zawsze razem, ponad wszystko. Czy te słowa mogły przetrwać tak długi okres czasu?



Kiedy otworzył drzwi do swojego królestwa zastał uwijających się po łokcie Andresa i Lenę - aktualnie układali książki na regale. Nie czekając na specjalne zaproszenie porwał pierwsze lepsze pudło, zawartość natychmiast znalazła się w przeznaczonej na nią szafkę.  
A on dalej, nieprzerwanie bił się z myślami.
Rzadko żałował swoich słów. Miał w sobie wyjątkowy talent - nie często wypowiadał rzeczy, dzięki którym mógłby się wstydzić. Przekazywał swoje myśli, ale w sposób, nie obrażający nikogo, a zarazem nie tracił przy tym własnego 'ja'. Idealny mówca. Jednak tym razem nie chodziło o źle dobrane zdanie. W tym  przypadku zawiniła brutalna prawda. Prawda, z której sam nie chciał zdać sobie sprawy; która była dla niego zdecydowanie zbyt ciężka i bolesna. Tyle lat przeżył z myślą, że więcej nie zobaczy ani przyjaciółki, ani swojego brata. Nigdy się z nią nie pogodził, każda wzmianka, o którymkolwiek z tej dwójki przeszywała serce Leona sztyletem po raz kolejny. Z coraz gorszym skutkiem. Zaczynał tracić nadzieję. A bez niej... Czy cokolwiek bez niej ma sens?
Rozpakowywał kolejny karton. Tym razem trafiły się puchary, do których przeznaczył specjalną półkę nad biurkiem.
Mógł marzyć, śnić, pragnąć aby pojawili się obok, aby wrócili do domu. Ale bez najmniejszego nawet skrawka otuchy... Nie czekałby, nie fantazjowałby o spotkaniu, do którego tak naprawdę nigdy mogło nie dojść; na które mógł czekać bez końca. Cicho się oszukiwał, że jednak pewnego pięknego dnia staną przed jego drzwiami i rzucą się mu na szyję. Chciałby, żeby to było takie proste. Wręcz banalne. Leon musiał jednak zmierzyć się z przeszkodami, jakie postawiło przed nim życie. Czyżby walka o rodzinę była jedną z nich? Nadzieja to przyszłość, jeżeli kontrolujemy ją, aby nie zawładnęła nami w całości. W odpowiedniej dawce ofiaruje nam przetrwanie, nagromadzenie jej może nas w końcu zniszczyć. Przetrwa? Czy Leonowi Verdasowi uda się walczyć i zwyciężyć?
     Wyciągnął ostatnią rzecz z dna kartonu. W czerwonej ramce znajdowały się jego ukochane dwie kolorowe fotografie. Postawił zdjęcia na szafce obok łóżka - honorowe miejsce. Skinął głową Lenie i Andresowi, że wszystko jest już rozpakowane. Skierowali się do wyjścia. Kiedy znaleźli się na korytarzu, Leon... Leon po prostu zawrócił. Reszta nie zwróciła na niego uwagi, tak jak planowali, udali się do salonu. Verdas podszedł do oprawionych zdjęć i mocno chwycił. Przejechał palcem po szybce. Po lewej stronie ramki widniała jego przeszłość - Federico, Violetta i Maxi. Po prawej jego teraźniejszość - przyjaciele, Lu, Diego, Fran, Naty, wszyscy. Zacisnął powieki, aby łzy nie spłynęły na zdjęcia. Co z przyszłością?
      Niedopuszczanie do siebie myśli, że są zniszczoną rodziną było dużo łatwiejsze, kiedy nie wypowiadał tych słów na głos. O wiele lepiej radził sobie z tym, że już nigdy nie zobaczy Federico, niż ze świadomością o nowym początku. Bo to właśnie teraz się dzieje, prawda? Wszystko zaczyna się od nowa.
    
- Przepraszam, Leon. - Odwrócił się w kierunku Jej głosu. Odważył się na nią spojrzeć. Violetta wpatrywała się w podłogę. Nerwowo podkręcała dół bluzki. Zauważył (przecież znał ją na wylot, nie mógł tego przeoczyć) jak przygryzała dolną wargę.
     - Co ty tu robisz?
Godzinę... Spojrzał na zegarek. Parę godzin temu zostawił ją w hotelu. Dlaczego stała tutaj przed nim i na dodatek przepraszała? Rzucił ramkę na łóżko i zrobił krok w jej stronę.
    - Ja nie powinnam. - ewidentnie ignorowała jego słowa. - To wszystko moja wina. - Rozpłakała się jak małe dziecko, które zepsuło ulubioną zabawkę najlepszemu przyjacielowi i nagle zdało sobie sprawę, jaką krzywdę mu wyrządziło. Ewidentnie coś popsuła, coś znacznie cenniejszego - swoją dumę. Ale kiedy Verdas podszedł do niej szybko i objął silnymi ramionami… Poczuła, jak otulają ją promyki słońca, a świat staje w miejscu. Było dobrze, ale to jeszcze nie było to. Jeszcze nie wybaczył jej tych wszystkich słów. Nie mogła go o to prosić, nie teraz. Jednak zrobiła ten pierwszy krok i dalej musiało być lepiej. Nie było innego wyjścia.
         - Fede napisał, że wszystko jest już gotowe, a ja nie chciałam dłużej czekać. - Violetta odsunęła się od szatyna na długość wyciągniętych ramion. - Lepiej pójdę do swojego pokoju. - Wcale nie zamierzała się ruszać. A Leon tym bardziej jej na to nie pozwolił. Nie zważając na protesty dziewczyny, nie przejmując się niczym po raz kolejny otoczył ją swoim ciepłem.
               Może to właśnie jest ich przyszłość?




*Idiotyzm doskonałości-fragment fenomenalnego wiersza W. Szymborskiej. Jeżeli ktoś ma ochotę *klik*
_________
Przepraszam za ilość powtórzeń, ale w tym wypadku miało tak być, zwłaszcza u Camili. :)
Wybaczcie, że musieliście tyle czekać. Stało się to, co się stało... Ale nieważne. Jest? Jest. :)  
Trochę krótszy, ale nie dam rady napisać dłuższego, naprawdę.
Jednak podejrzewam, że gdyby nie mój mąż(którego kocham najbardziej na świecie <3) i moja siostra czekalibyście jeszcze dłużej. Ukłony dla Was, że jeszcze ze mną wytrzymujecie. ♥ 

Za korektę serdecznie dziękuję pani o wdzięcznej nazwie Shota, której nie potrafię poprawnie odmienić. XDD Jeżeli ktoś miałby ochotę to *tutaj* jest jej blog.  Zapraszam na niego serdecznie. :)

26 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ♥ czekam na kolejny
    ~ W ~

    OdpowiedzUsuń
  2. ♥Nawet nie wiesz jak się jaram jak to czytam ;3
    To takie, takie...piękne, cudowne, śliczne, najlepsze.., nie da się tego określić słowami.
    Za każdym razem gdy dodasz rozdział, nawet jeszcze nie przeczytając go wiem że będzie najlepszy ^^
    A co do TEGO rozdziału to świetny. Tylko dziwne pary stworzyłaś - Marco I Cami, Brodway i Lara..
    Vilu przeprasza Leóna - na mojej buźce wykwita wielkiii uśmiech i mało co się z radości nie popłakałam ;D
    Warto było czekać :)
    Teraz czycham na rozdziała na Saberze (xD, nwm jak się to odmienia)
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że dziwne. :D I takie miały być. ;3 Niby Bromi w serialu mi nie przeszkadza, ale jednak nie darzę ich wielką sympatią. Marcesce też rozwaliłam, jak szaleć to szaleć. C'nie? xD
      Ja też nie wiem, ale też piszę 'Saberze'. :D
      Dziękuję za komentarz. <3

      Usuń
  3. Żonko moja kochana, Kwiatuszku najdroższy!
    Kochanie, przybywam do Ciebie ja, Twój mąż. I wiesz co? Jestem niesamowicie zaskoczona! Rzecz jasna, pozytywnie. Nawet bardzo. I taka dumna. Bo jakby inaczej, kiedy Ty tak pięknie piszesz? Jejku, czuję się taka wspaniała - jestem mężem tak utalentowanej i cudownej osóbki. ♥
    Teraz rutyna... Przepraszam za to cuś, które napiszę. Nie będzie to ani sensowne, jak zwykle zresztą, ani tak długie jak bym chciała (bo niewątpliwie na takie zasługujesz). Powody? Czas mnie goni a ja znów jestem w plecy z komentowaniem, czyli to, co zawsze. Wybaczysz? ;D Jednak do Ciebie musiałam wejść. Nie było innej opcji. Bo se Ciebie kocham tak bardzo bardzo. Najbardziej. ♥ (ale i tak równo XD) i bo jesteś moją żoną. Nie mogę Cię przecież zaniedbać, prawdaż? XD A, jest i trzeci powód! Prawie bym zapomniała! KOCHAM TEGO BLOGA! ♥ Wybacz mi jeszcze ewentualne powtórzenia, brak sensu i błędy itp. czyli to, w czym jestem najlepsza xD Ale przechodząc do samego rozdziału... (W KOŃCU)

    Jest sobie taki Kwiatuszek. Założył on sobie bloga. Stworzył coś niezwykle orginalnego i godnego uwagi. I pewnego dnia weszła sobie na to cudo w czystej postaci taka jedna Tyśka, kojarzysz może? XD I co się stało dalej? Ano zakochała się ona. W historii. W blogu. W stylu tegoż Kwiatuszka. Zapragnęła kiedyś pisać choć w połowie tak dobrze. I mimo lenistwa postanowiła - napiszę komentarz. Przywdziała sobie nick Dulce i pierwszy blog jaki skomentowała to własnie był ten blog. Blog tego Kwiatuszka, Twój blog.
    Nie żałuję ani jednego słowa, które wtedy padło. I powiem więcej. Choć już wtedy mnie zauroczyłaś swoim talentem, który niewątpliwie posiadasz i stylem, który po dziś dzień jest taki lekki. Przyjemnie się go czyta, naprawdę. A co się dzieje teraz? Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej. Kwiatuszek jest idealnym słowem opisującym Ciebie, bo tak jak on rozwijasz się i to bardzo szybko.
    Czytając ten rozdział uśmiech nie schodził mi z twarzy. Tak cudownie wszystko napisane. Wszystko takie wspaniałe. Talent, talent i jeszcze raz talent. ♥ Po prostu. Tylko tyle. A może aż tyle? Przecież nie każdy posiada go tyle co Ty. A moją żoną w ogóle jesteś tylko Ty, więc to chyba coś znaczy, nie sądzisz? ;D

    Broadway i Lara. Znasz mój stosunek do obu postaci. Ty w ogóle mnie znasz jak mało kto, żonko moja. ♥ Same postacie nie budzą we mnie jakieś niesamowitej sympatii. Ich połączenie było dla mnie czymś, mimo, że znałam Twe niecne plany od początku (xD), zaskakującym. Wyjątkowym. Nie wiedziałam co z tego wyniknie. Ale teraz już wiem. TAKIE OTO CUDO! <3 I chyba ich polubię, bo jak ich tu nie lubić, hę? XD Trochę napięcia wprowadziłaś - no moja krew c'nie xD - i to było takie... uroczee. ♥ Czytałam to wcześniej, czytałam jako pierwsza, a jednak zachwyciłam się na nowo. <3
    Camila. Wiem co się z nią stanie, co już powoli się z nią dzieje. Hahaha, ma się te źródła ^^ Ale milczę jak zaklęta. Nikomu ani słowa. ♥ Uważam, że naprawde świetnie opisałaś jej uczucia. Wczułaś się w jej sytuację. Cała scena była bardzo smutna, ale w tym wypadku to dobrze, tutaj tak być powinno. Widać, że powoli się zmienia. Jej myślenie, sposób postrzegania świata, wszystko. Powolutku, małymi kroczkami zbliża się to na co czekam, a o czym wiem tylko ja xD JARAM SIĘ TYM C'NIE XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupi blogger...ugh xd

      Maxi. Niesamowicie mi się ten fragment spodobał. I myślałam nawet, że będzie to mój ulubiony fragment z całego rozdziału, ale potem był (...) [później wrócę do tej myśli xd]
      Było w nim coś takiego... cudownego. Cały był cudowny. Oni są tacy uroczy. Prawdziwi przyjaciele. Tak się dogadują. Ufają sobie. Wspierają się. ♥ Całkiem jak my, moja żonka, nie uważasz? ;D To wspaniałe, że można tak dobrze znać drugiego człowieka, że można go tak dobrze rozumieć. Naprawdę, Słońce Ty moje urzekłaś mnie nimi. I te opisy... kurczę no, nie mam słów. Takie śliczne były se one. Trafne. Prawdziwe i niezwykłe po prostu. ♥ I mimo, że wiem co Ty chcesz z nimi uczynić i wciąż mi się to nie uśmiecha, to czytało mi się to niezwykle przyjemnie. Byłam wręcz na to gotowa, a to jest nowość xd I osiągnięcie jakieś c'nie xd Ale i tak to nie oni skradli tak naprawdę moje serce. Zrobiły to bowiem moi ulubieńcy, nasze miśki.
      Leonetta. Jejku, ja ich tak strasznie kocham. A u Ciebie są tacy... aww <3 Uroczy, wspaniali. Nic dodać, nic ująć. Nie potrafię zdecydować, który z tych fragmentów ten, czy z Maxim podobał mi się bardziej. Ale nie ulega wątpliwości, że szerzej się uśmiechałam przy ostatnim fragmencie. Możnaby rzecz, że bardziej mnie ucieszył. Cały fragment Leona jest bardzo piękny. Refleksyjny. ♥ Dużo cudownych opisów by mój Kwiatuszek. ♥ W tle przewijający się Andres i Lena... czego chcieć więcej? I wtedy pojawia się Ona. Jego przyszłość. Jego druga połowka. [Mateczko, jak ja na nich u Ciebie czekam i doczekać się nie mogę <3] Przeprosiła go. Nie wiemy właściwie za co, bo moje sprytne Słoneczko to przemilczało, pominęło. [Powiadam, spryt po cioci ;D] Ale ważne, ze to zrobiła. I myślę, że on tak naprawdę już jej wybaczył. ♥ I zamknął ją w uścisku... Ludzie, rozpływam się *.* Do końca miałam cichą nadzieję, na pocałunek. I tak wiem kiedy mniej więcej będzie, wiem, ze nie teraz. Znam Twe niecne plany. Ale i tak odrobinkę nadziei miałam. Nadzieja w końcu matką głupich, a ja zaliczam się do tej zacnej grupy głupków. ♥ Ale przewyższam resztę tym, że jestem Twoim głupkiem. ♥

      Kazałaś dłużej czekać? Tak, ale było warto.
      Był krótszy niż zwykle? Tak, ale zawierał w sobie więcej niż możesz sobie wyobrazić. ♥
      Był najlepszy, był Twój. A moim zachwytom nie ma końca xD

      Przepraszam za to u góry. Już będę kończyć...
      Nie przejmuj się chwilowym brakiem weny. Ona wróci. Ja to wiem. Uwierzmy w to razem. ♥
      Wytrzymywanie z Tobą? Dla mnie to czysta przyjemność. Dla Kici też choć pewnie się nie przyzna xD Obie Cię kochamy całymi serduszkami. ♥ I nie, to ja Tobie dziękuję. Za wszystko. Za to, że jesteś. Kocham Cię, Skarbeńu mój najwspanialszy, pamiętaj o tym! ♥

      Te amo, mucho, mucho. ♥
      Twoja Tyśka

      Usuń
    2. Mąąąąąż. <333333333
      Powiem ci, że żonę to masz genialną. Mądrą, zdolną, piękną... W cholerę długo by wymieniać. I chorą. O chorą przede wszystkim. xD
      Oczywiście, że będzie krótkie. Tak krótkie, że się nie zmieściłaś w jednym okienku. XD Wybaczam, raczej nie inaczej. :D Czy w ogóle Tobie kiedyś nie wybaczyłam? :P
      Tyśka? Nieeee znam, wcale. xD
      Mistrz, ja pierwsza. Będę szpanić jak tą torbą dla kota. ;3
      Bo twą żoną tylko geniusz mógł zostać. Nikt się by lepiej nie nadawał. XD Jaki narcyz ze mnie. ;-; Ale i tak mnie kochasz. <3333

      Ja też ich nie lubię, ale ciii. XD U mnie są znośni, w miarę. ;3
      Cami miszcz będzie inna, ja i te moje szalone pomysły. xD Ale cii, tajemnica państwowa. ^^

      Każesz mi kończyć nooo. XD
      W sumie i tak nie mam za bardzo więcej rzeczy do powiedzenia. Nagadam się na gg. ;3
      Of kors dziękuję i Cię kocham, najrówniej jak się da. :D
      Dobra, chrzanić komentarz. Trza się za dzieci wziąć. <3333

      Yo tambien te amo, mucho, mucho. ♥♥♥
      Najwspanialsza pod słońcem, żona. <33333

      Usuń
  4. Boski :3
    Leon i Violetta <33
    Czekam na next'a i życzę weny! xxx
    ~KatePasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE KRUTKI JEST W SAM RAZ :*
    Viola przeprosilą no no jest postęp &^^^ Leoś smutny to ja też chociaz napewno przytulas mu poprawil humor :D
    Lara i Brodwey ? :D NO NO
    buziaczki i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem z lekkim poślizgiem, ale jestem. ;D
    Co prawda czytałam wczoraj/dzisiaj ok. północy, ale nie chciało mi się już logować. Wiesz przecież, że jestem leniwa. :D
    Wiesz jaki szok przeżyłam kiedy Lara pokręciła przecząco głową? Ty sobie nawet z tego nie zdajesz sprawy! Normalnie mnie zamurowało i już chciałam krzyczeć, ale na szczęście się opanowałam i wróciłam do czytania. I bardzo dobrze zrobiłam, bo okazało się, że ona sobie po prostu zrobiła jaja i w końcu się zgodziła, co prawda "jeszcze nie teraz", ale jednak powiedziała, że zostanie królową serca chłopaka. :D Cieszy mnie to bardzo, ponieważ oboje zasługują na szczęście. On zapomni o Cam, a ona o Leonie.
    Marco i Cama. Hmm, jakoś za nimi nie przepadam. Może dlatego, że Camila postawiła swoje szczęście przed przyjaźnią, a tak się w żadnym wypadku nie robi. Już kiedyś pisałam w komentarzu, albo u siebie w jakimś rozdziale, że przyjaźń to wyzbycie się egoizmu, zresztą podobnie jak miłość. Już nie JA jestem najważniejsza, ale ONI/MY. Tak nie zachowuje się przyjaciółka. I śmie jeszcze mieć pretensje, że oni nie rozumieją. Nie to ona nie rozumie. O! :D
    Maxi i Violcia. Oni są uroczy. Kochające się rodzeństwo. Aczkolwiek widać, że przyszywane, bo z bratem tak kolorowo nie jest. ;D Osobiście coś o tym wiem. :D
    No i najlepsze na koniec. Tak jak Ty to zrobiłaś w rozdziale. Leonetta. Nic dodać, nic ująć. Dobrze, że go przeprosiła. Chciałabym widzieć wtedy jego minę.
    Swoją drogą zachował się jak typowy przyjaciel, typowy zakochany. Wybaczył i otoczył ją ciepłym ramieniem. Może nie zapomniał, bo to za szybko. Zresztą wychodzę z założenia, że przeszłości nie powinno się zapominać tylko po prostu przestać nią żyć i nie rozpamiętywać jej. Każde wydarzenie w przeszłości uczy nas czegoś na przyszłość, a jak zapomnimy to gdzie ta nauka? Człowiek uczy się na błędach, ale żeby to miało jakikolwiek sens to musi o tych wydarzeniach pamiętać.
    Leon powinien jej teraz zaproponować żeby mu pomogła, a potem on pomoże jej. I wtedy będą blisko. A kto wie, może przy ustawianiu czegoś na górnych półkach Violetta straci równowagę na krześle i Verdas ją złapie?
    Cudo. Nic dodać, nic ująć. Mam nadzieję, że teraz nie będę czekała aż tyle na następny, ale nawet jakby, to wiem, że będzie warto.
    Pozdrawiam Cię, Słoneczko :**
    Candy. <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie przepadaj za Cami i Marco. Mam co do nich pewne plany, po których znienawidzisz ich jeszcze bardziej, ale bez spojlerów. xD
      Pomysł z krzesłem jest naprawdę dobry. :D
      Dziękuję za komentarz, całuję. ♥

      Usuń
  7. Gratuluję nowego obserwatora i komentatora!
    O kim? A o sobie xD
    Rozdział.. no super! Na prawdę ♥
    Bardzo mi się spodobał <3
    Czekam na next ;*

    Nel Pasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, jesteś cudowna <3 Tyle czekałam i jak widać - opłaciło się. Naprawde balam sie, że odejdziesz z bloga, wiec jak dzis tu zajrzalam, to az mi serce podskoczylo w piersi :D Rozdział jak zwykle świetny, nie mógłby być lepszy ! Nie wiem jak wytrzymam do kolejnego rozdzialu, więc zycze ci wiele pomysłów i czasu na pisanie :) Mam nadzieje ze wyjasnisz przebieg kłótni Leona i Violetty :D Dokładnie nie wiadomo o co poszlo i co Vilu mu powiedziała, więc wierze, że masz pomysł na wprowadzenie tego wątku jako wspomnienie któregos z nich ? Czekam i ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie miałam zamiaru, przynajmniej na razie. ;3
      Aczkolwiek miałam taki mały zalążek pomysłu na to jak opowiedzieć ich kłótnie. Kto wie, może pewnego pięknego dnia, dowiecie się o co poszło. :D
      W każdym bądź razie nie przed połączeniem Leonetty, to mogę Wam zagwarantować. :)
      Dziękuję. <3

      Usuń
  9. Arcydzieło<3
    Wszystko jest dopracowane. Masz niesamowity telent. Widać ile pracy i serca wkładasz w pisanie. Kocham Twojego bloga. Wspaniały<3 Brakuje mi słów by wyrazić swój zachwyt. Nie wiem czemu ale podobają mi się te nietypowe pary. <3W ogóle cały blok mi się podoba. Po prostu zakochałam się w nim. Aż zazdroszczę Ci talentu. Z niecierpliwością czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpływam się przez takie komentarze. Dziękuję. ♥

      Usuń
  10. Jak zawsze zapomniałam, ale już jestem :*
    Zacznę od Lary. Lary i tylko Lary, bo Brodway miał swoje 5 sekund w zeszłym komentarzu.
    Lara, dziewczyna, która zaczyna bać się o własne szczęście. Leon pojawiły się w jej sercu i zostawił widoczne ślady. Powinna pozwolić Brodwayowi je załatać. Jednak rozumiem, że się boi.
    Maxi. Kochaassaaaaam!
    Idealny brat, kuzyn, ukochany. A co najważniejsze wspaniały przyjaciel.
    Widzi w Violetcie wszystko co dobre. Zdaje sobie sprawę z negatywów, lecz uważa, że usuwanie ich byłoby błędem.
    Leon. Tutaj powiem krótko. On to on. Opiekuńczy, przystojny, kochany. Idealny...
    Kończę.
    Loffki

    OdpowiedzUsuń
  11. Słucjaj, masz talent ! Jestem zakochana *.* W tw blogu oczywiście <3 A kiedy next ? Pamiętaj : You're the best ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Next postaram się, naprawdę spróbuje napisać do poniedziałku, ale aktualnie różnie to bywa z moim czasem, niestety.

      Usuń
  12. świetny kiedy next życzęweny pozdr

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudo !
    Boże śliczne, nadrabiam zaległości i właśnie przeczytałam wszystko na tym blogu i mi sie bardzo bardzo podobało :D Świetnie piszesz i ty dobrze o tym wiesz. Czekam na wspaniałą Leonette ! I nie mogę się doczekać następnej części w której oczekuje zakochanej Leonetty ♥ Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń