‘Przeprowadzka’
'Przeprowadzki do innego miasta, kraju mają w sobie magię oczyszczenia. Nagle dostajesz od losu nową księgę z czystymi stronami i od Ciebie zależy czy zapełnisz je mądrzej niż kiedyś.’
W jednym z najpiękniejszym miast Hiszpanii-Madrycie.Mieszkało rodzeństwo a właściwie dwójka przyjaciół wraz z ojcem brunetki-Germanem.Owa brunetka zwała się Violetta natomiast jej przyrodni brat-Federico.
Był piękny,słoneczny piątek.Nie mający siły pracować German podjął ważną decyzje odnośnie kolejnej przeprowadzki.Tym razem nie miał to być kolejny przystanek.Postanowił po tylu latach wrócić.Gdzie?Dla niego to było najpiękniejsze miejsce na Ziemi,było miejscem najwspanialszych wydarzeń w jego życiu,było po prostu domem. Do czasu...Wszystko zmieniło się tego okropnego majowego wieczoru kiedy jego życie straciło sens.Kiedy oni odeszli.
Nie robił tego dla siebie.On nigdy nie myślał o sobie.Na pierwszym miejscu zawsze stali oni.Jedyny sens jego życia. Chciał żeby w końcu poznali prawdę.11 lat w kłamstwie.To za długo.Wiedział,że kiedyś ten dzień nastąpi.To było nieuniknione .’Już czas’ pomyślał German.Wstając ze swojego wygodnego fotela. Ruszył w kierunku fortepianu przy którym siedział cały jego świat.
-Macie 2 dni na spakowanie się.W niedziele wyjeżdżamy.-powiedział prosto z mostu do grającego na fortepianie rodzeństwie.Odwrócili głowy w jego kierunku.Nie byli zdziwieni,źli czy zawiedzeni.Wiedzieli,że Madrycie spędzili już za dużo czasu i niedługo nadejdzie ten bardzo wyczekiwany moment.
-Gdzie?-spytała obojętnie szatynka odwracając wzrok od ojca i kierując go na nuty leżące na fortepianie.
-Obiecałem wam,że w końcu poznacie prawdę.Wyjeżdżamy więc tam gdzie będzie mi łatwiej o niej mówić.-German starał się opanować drżenie głosu,udało mu się to.Żaden z nastolatków nie zauważyło załamującego się głosu ojca.
-To znaczy?-zniecierpliwił się Feder.
-Dowiecie się kiedy wysiądziemy z samolotu.-odpowiedział ojciec po czym uciekł aby schować się w swojej noże...Znaczy gabinecie
Rodzeństwo nie odezwało się do siebie słowem.Nie chcieli nic mówić. Chyba nawet nie wiedzieliby co powiedzieć.Te same myśli zaprzątały im głowy.Znowu nowe miejsce,nowe otoczenie,nowi ludzi.Znowu trzeba wszystko poznawać od nowa.Ta ‘zabawa’ już dawno im się znudziła.Byli po prostu zmęczeni.W kółko ten sam scenariusz.Zawsze kiedy się do czegoś albo kogoś przywiązali nagle zjawiał się tatuś German,pstryknął palcami a oni następnego dnia byli już w samolocie.Dlatego po pewnym czasie w końcu dali sobie z spokój z jakimikolwiek przyjaźniami czy pasjami.Mieli tylko siebie oraz to czego ojciec nie był im w stanie odebrać-muzyki.Muzyka to było to czym żyli,oddychali.Była z nimi od zawsze.Kochali razem grać. Viola miała smykałkę do fortepianu.Uważała,że ten instrument ma duszę,jest w nim coś magicznego.Kiedy zaczynała grać nie mogła i nie chciała się od niego odrywać. Dotykając opuszkami palców klawiszy czuła się wolna.Spełniona.Szczęśliwa. Jakby miała latać po niebie szczęścia.
Natomiast Federico całą swoją uwagę skierował na gitarze.Jej smukły kształt oraz dźwięki wydobywające się z pod strun...To było to co doprowadzało chłopaka do przyjemnych dreszczy. Nie mogąc zasnąć zawsze brał gitarę do rąk i wychodził z nią na balkon,siadał i zaczynał po cichu ‘brzdąkać’ tak żeby nie obudzić taty. Uwielbiał ten stan.On i gitara to niesamowite połączenie.
Jednak jest coś co obydwoje kochali bardziej.To śpiew,robiąc to choć na chwile mogli wypełnić tą pustkę w sercu,którą czuli od 11 lat. Jedenastu długich lat bez mam i Leona. To uczucie tęsknoty nie było takie same w oby przypadkach. Fede tęsknił za obojgiem rodziców,chociaż wujek starał się jak mógł zastąpić mu ojca.I wcale nie wychodziło mu najgorzej.Natomiast Viola tęskniła tylko za mamą.Za jej uśmiechem,włosami,dużymi czekoladowymi oczami.Wszystkim co kojarzyło jej się z nią.Jednak w tej całej tęsknocie mieli jedną cechę wspólną. Obydwojgu brakowało Leona.Tego samego o szmaragdowych oczach i brązowych włosach.
-Myślisz,że kiedyś w końcu zobaczymy się z Leonem?-cisze przerwał melodyjny głos szatynki
-Na pewno.Kiedyś się odnajdziemy.-powiedział cicho brunet nie wierząc w swoje słowa.
-To nie sprawiedliwe,że was,nas rozdzielili.-odezwała się szatynka,naciskając powoli pojedyncze klawisze.
-Wiem siostro,wiem.Idziemy?-odpowiedział szybko Feder,zmieniając temat.
-Tak w końcu mamy ‘tylko’ dwa dni.- uśmiechnęła się do niego po czym delikatnie zamknęła fortepian i skierowała się po schodach do góry prosto do swojego pokoju.Pakowanie nie zajęło im długo.Mieli w tym wprawę.Po 3 godzinach wszystko leżało w walizkach na dole.
Budzik.Jeden z najgorszych wynalazków ludzkości wybił właśnie godzinę 7:00. Co oznaczało pobudkę dla chłopaka.Nienawidził wstawać rano.Od zawsze był nocnym markiem.Nie przepadał też za słońcem. Niestety była to jego udręka w słonecznym Buenos Aires.Po mimo tego,że nie przepadał za nim.Nie był osobą ponurą.Wręcz przeciwnie.Tryskał radością.Szczęście wręcz z niego spływało. Jego życie nie należało to przyjemnych ale nigdy jednak nie dawał tego po sobie poznać.Jego motto życiowe nie pozwalało mu się smucić.Chwytał każdy dzień.Leon po krótkim leniuchowaniu wyskoczył z łóżka i skierował się do łazienki.Po 10 minutach był już gotowy.Ubrany w swój ulubiony dres wyszedł po biegać.Lubił zdrowy tryb życia więc zaczynał tak każdy dzień.Miał w tedy czas pomyśleć.Nie był jak inni.Nie potrafił robić tego w Nocy. Dla niego noc była przeznaczona dla muzyki.Najwspanialsze piosenki pisał przy świetle księżyca.Dlatego czas na bicie się z myślami następował rano.
'Leon spokojnie to tylko wyścig nie masz czym się przejmować'-uspokajał sam siebie.Dziś miał być wielkie dzień.Pierwszy prawdziwy wyścig młodego Verdasa.Starał się jak mógł nie myśleć o tym ale to było silniejsze od niego. ‘Co jeśli się rozbije?’ ‘Co jeżeli będę ostatni?’ ‘Co jeżeli motor się zepsuje?’. Te pytania wciąż krążyły po jego głowie.Zwycięstwo nie była dla niego najważniejsze ale był to jego pierwszy wyścig z prawdziwego zdarzenia i chciał pokazać się z jak najlepszej strony.Marzył o tym żeby był z nim jego tata.Dawał rady.Powiedział ,że jest z niego dumny.W końcu on sam świetnie jeździł.Tak się niestety nigdy już nie stanie.Na wspomnienie o rodzicach po policzku Leona spłynęła jedna,mała,samotna łza wyrażająca tęsknotę.Nie tylko za tymi,którzy patrzyli na jego z góry.Brakowało mu też jego ich.Tyle czasu bez nich.Jednak wciąż nie mógł zapomnieć.Jej promiennego uśmiechu,błyszczących oczu.Jego kłótni z bratem,zabaw w chowanego.Kochał wspominać chwile z dzieciństwa kiedy wszystko było wspaniale,kiedy wszyscy byli przy nim.Sprawiało mu to tyle radości co bólu.Analizował te sytuacje wiele razy ale wciąż nie wiedział. Dlaczego? Nim się spostrzegł stał już pod swoim domem.Szybkim krokiem skierował się do łazienki.Wziął szybki zimny prysznic.Małe kropelki z ciekały po jego rozpalonym ciele.To uczucie chłodu było dla niego niesamowitym orzeźwieniem.Chwila błogości nie mogła trwać zbyt długo.Zakręcił kran.Wyszedł z pod kabiny i stanął na mięciutkim dywaniku.Spojrzawszy w lustro uśmiechnął się sam do siebie.’Zmieniłeś się Verdas’ przeszło mu przez głowę.Wytarł swoję umięśnione ciało i zarzucił na siebie biały T-shirt,na to jeansową koszule i czerwone spodnie.Na twarz Leon wstąpił uśmiech numer 7 mówiący ‘dzisiejszy dzień będzie cudowny’,wyszedł z łazienki i skierował się w prost do kuchni zjeść jakieś pożywne śniadanie.Zegar wskazywał godzinę 8:20 co oznaczało,że dziadek wyszedł już do Studio.Zajęcia Verdasa zaczynały się o 9:00 więc chłopak miał dużo czasu na przygotowanie sobie śniadania. Postanowił zrobić sobie swoje, ulubione naleśniki z malinami i bitą śmietaną. Mało kto o tym wiedział ale Leon świetnie gotował.Potrafił zrobić wszystko od tiramisu po jagnięcinę na parze.Jego dziadek często mówił mu,że wdał się w ojca. Oby dwoję mieli piękne szmaragdowe oczy w których widać iskierki kiedy robili to co kochają.Chłopak odziedziczył też wiele cech charakteru po tacie Między innymi spokój. Wewnętrzny spokój.Trudno było wytrącić któregoś z nich równowagi chyba,że chodziło o dziewczynę.Tak.Ta dwójka była chorobliwie zazdrosna.Jednak potrafili okazywać ją inaczej.Nie urządzali awantur czy scen. Rozgrywali wszystko tak przemyślanie,że nikt nigdy nie posądził by ich o takie uczucie.Kolejną ich wspólną cechą były pasję. Warkot silnika to dla ich uszu była muzyka.Jedna z najpiękniejszych melodii jakie w życiu słyszeli.Ich drugim światem była kuchnia.To co każdy z nich tam wyprawial było piękne.Niestety Leon nie miał ani okazji wspólnie pojeździć z ojcem ani cokolwiek ‘upichcić’. Swoje upodobania odkrył wiele lat po jego śmierci.
Po chwili młody Verdas już zajadał się swoim arcydziełem.Nie minęło 10 minut a cały talerz był już opróżniony.Leon ogarnął trochę kuchnie zgarną z niej jabłko i poleciał po swoją torbę do pokoju.Spakował do niej wszystkie potrzebne mu na dzisiaj partytury,wziął kluczyki od motoru i po chwili już znajdował się w garażu. Swoje brązowe włosy schował pod niebieskim kaskiem i ruszył w kierunku Studio.
Szatynka siedziała w swoim pokoju upewniając się,że zabrała wszystko.Cały pokój opustoszał.Zostały tam tylko meble za którymi i tak nie przepadała.Mimo tego,że jej ciało siedziało na łóżku jej myśli krążyły po świecie.Przypominała sobie wszystkie przeprowadzki: Barcelonę,Londyn,Mediolan,Rzym,Madryt,Berlin,Paryż znowu Londyn, Frankfurt i ostatni przystanek Madryt.A teraz? Siedzi bezczynie zastanawiając się jakie będzie nowe miejsce.Nie wie gdzie ono jest.Czy tam zostanie?O jakim kłamstwie mówił tata?Po co były te wszystkie przeprowadzki? W jej głowie szalało tysiące myśli.Nie mogła się uspokoić.Wiedziała,że ukojenie może przynieść tylko wpis w pamiętniku,który leżał na dnie któreś z walizek.Nagle jej myśli skupiły się w okół jednej osoby.Szatyna o zielonym spojrzeniu.Nie wiedziała go tak dawno.Łączyła ich wyjątkowo silna więź jak na 5 latków. Dlatego nie zapomnieli.Ona wciąż miała pustkę w sercu,której nawet muzyka nie mogła wypełnić.Na szczęście był jeszcze Fede.Nie był jej przyjacielem. Nigdy.Od zawsze był dla niej jak brat.On zresztą też traktował ją jak siostrę. Podczas swoich licznych podróży często brali ich za parę.Co im wydawało się komiczne.Wychowywali się razem.Kłócili,bawili można by wymieniać w nieskończoność.Byli rodzeństwem,wprawdzie przyszywanym ale zawsze.I nagle mieli by być razem?Viola na samą myśl o niej i Federze zaczęła się śmiać. Przez chwile nie mogła się uspokoić.Po chwili jednak ogarnęła się i poszła do pokoju jej brata.
Chłopak nie mógł się dziś skupić na zajęciach.Chodził z głową w chmurach. Wszytko wypadało mu z rąk. Jego najlepszy przyjaciel Maxi widział,że coś go gnębi.Inni myśleli,że to przez mający odbyć się dzisiaj wyścig.Ale nie on. Wiedział kiedy z Leonem jest coś nie tak.Są najlepszymi przyjaciółmi od wielu lat i znają się jak własną kieszeń.Maxi widząc mękę przyjaciela w końcu postanowił dowiedzieć się co dzieję się z Verdasem.Podszedł do siedzącego Leona w sali Beto.Szatyn od razu wiedział co się święci i uprzedził się przyjaciela.
-Maxi,to nie przez wyścig.-powiedział cicho.
-Ale ja to wiem stary.Przecież tak się cieszyłeś.-odpowiedział chłopak w czapce siadając obok przyjaciela.-O kim myślisz?-dopytywał się.
-Może wydać Ci się to głupie ale o Violetcię....
___________________________________
Tak prezentuję się rozdział 1. Według mnie jest taki nijaki ale czekam na szczere opinie. Był piękny,słoneczny piątek.Nie mający siły pracować German podjął ważną decyzje odnośnie kolejnej przeprowadzki.Tym razem nie miał to być kolejny przystanek.Postanowił po tylu latach wrócić.Gdzie?Dla niego to było najpiękniejsze miejsce na Ziemi,było miejscem najwspanialszych wydarzeń w jego życiu,było po prostu domem. Do czasu...Wszystko zmieniło się tego okropnego majowego wieczoru kiedy jego życie straciło sens.Kiedy oni odeszli.
Nie robił tego dla siebie.On nigdy nie myślał o sobie.Na pierwszym miejscu zawsze stali oni.Jedyny sens jego życia. Chciał żeby w końcu poznali prawdę.11 lat w kłamstwie.To za długo.Wiedział,że kiedyś ten dzień nastąpi.To było nieuniknione .’Już czas’ pomyślał German.Wstając ze swojego wygodnego fotela. Ruszył w kierunku fortepianu przy którym siedział cały jego świat.
-Macie 2 dni na spakowanie się.W niedziele wyjeżdżamy.-powiedział prosto z mostu do grającego na fortepianie rodzeństwie.Odwrócili głowy w jego kierunku.Nie byli zdziwieni,źli czy zawiedzeni.Wiedzieli,że Madrycie spędzili już za dużo czasu i niedługo nadejdzie ten bardzo wyczekiwany moment.
-Gdzie?-spytała obojętnie szatynka odwracając wzrok od ojca i kierując go na nuty leżące na fortepianie.
-Obiecałem wam,że w końcu poznacie prawdę.Wyjeżdżamy więc tam gdzie będzie mi łatwiej o niej mówić.-German starał się opanować drżenie głosu,udało mu się to.Żaden z nastolatków nie zauważyło załamującego się głosu ojca.
-To znaczy?-zniecierpliwił się Feder.
-Dowiecie się kiedy wysiądziemy z samolotu.-odpowiedział ojciec po czym uciekł aby schować się w swojej noże...Znaczy gabinecie
Rodzeństwo nie odezwało się do siebie słowem.Nie chcieli nic mówić. Chyba nawet nie wiedzieliby co powiedzieć.Te same myśli zaprzątały im głowy.Znowu nowe miejsce,nowe otoczenie,nowi ludzi.Znowu trzeba wszystko poznawać od nowa.Ta ‘zabawa’ już dawno im się znudziła.Byli po prostu zmęczeni.W kółko ten sam scenariusz.Zawsze kiedy się do czegoś albo kogoś przywiązali nagle zjawiał się tatuś German,pstryknął palcami a oni następnego dnia byli już w samolocie.Dlatego po pewnym czasie w końcu dali sobie z spokój z jakimikolwiek przyjaźniami czy pasjami.Mieli tylko siebie oraz to czego ojciec nie był im w stanie odebrać-muzyki.Muzyka to było to czym żyli,oddychali.Była z nimi od zawsze.Kochali razem grać. Viola miała smykałkę do fortepianu.Uważała,że ten instrument ma duszę,jest w nim coś magicznego.Kiedy zaczynała grać nie mogła i nie chciała się od niego odrywać. Dotykając opuszkami palców klawiszy czuła się wolna.Spełniona.Szczęśliwa. Jakby miała latać po niebie szczęścia.
Natomiast Federico całą swoją uwagę skierował na gitarze.Jej smukły kształt oraz dźwięki wydobywające się z pod strun...To było to co doprowadzało chłopaka do przyjemnych dreszczy. Nie mogąc zasnąć zawsze brał gitarę do rąk i wychodził z nią na balkon,siadał i zaczynał po cichu ‘brzdąkać’ tak żeby nie obudzić taty. Uwielbiał ten stan.On i gitara to niesamowite połączenie.
Jednak jest coś co obydwoje kochali bardziej.To śpiew,robiąc to choć na chwile mogli wypełnić tą pustkę w sercu,którą czuli od 11 lat. Jedenastu długich lat bez mam i Leona. To uczucie tęsknoty nie było takie same w oby przypadkach. Fede tęsknił za obojgiem rodziców,chociaż wujek starał się jak mógł zastąpić mu ojca.I wcale nie wychodziło mu najgorzej.Natomiast Viola tęskniła tylko za mamą.Za jej uśmiechem,włosami,dużymi czekoladowymi oczami.Wszystkim co kojarzyło jej się z nią.Jednak w tej całej tęsknocie mieli jedną cechę wspólną. Obydwojgu brakowało Leona.Tego samego o szmaragdowych oczach i brązowych włosach.
-Myślisz,że kiedyś w końcu zobaczymy się z Leonem?-cisze przerwał melodyjny głos szatynki
-Na pewno.Kiedyś się odnajdziemy.-powiedział cicho brunet nie wierząc w swoje słowa.
-To nie sprawiedliwe,że was,nas rozdzielili.-odezwała się szatynka,naciskając powoli pojedyncze klawisze.
-Wiem siostro,wiem.Idziemy?-odpowiedział szybko Feder,zmieniając temat.
-Tak w końcu mamy ‘tylko’ dwa dni.- uśmiechnęła się do niego po czym delikatnie zamknęła fortepian i skierowała się po schodach do góry prosto do swojego pokoju.Pakowanie nie zajęło im długo.Mieli w tym wprawę.Po 3 godzinach wszystko leżało w walizkach na dole.
Budzik.Jeden z najgorszych wynalazków ludzkości wybił właśnie godzinę 7:00. Co oznaczało pobudkę dla chłopaka.Nienawidził wstawać rano.Od zawsze był nocnym markiem.Nie przepadał też za słońcem. Niestety była to jego udręka w słonecznym Buenos Aires.Po mimo tego,że nie przepadał za nim.Nie był osobą ponurą.Wręcz przeciwnie.Tryskał radością.Szczęście wręcz z niego spływało. Jego życie nie należało to przyjemnych ale nigdy jednak nie dawał tego po sobie poznać.Jego motto życiowe nie pozwalało mu się smucić.Chwytał każdy dzień.Leon po krótkim leniuchowaniu wyskoczył z łóżka i skierował się do łazienki.Po 10 minutach był już gotowy.Ubrany w swój ulubiony dres wyszedł po biegać.Lubił zdrowy tryb życia więc zaczynał tak każdy dzień.Miał w tedy czas pomyśleć.Nie był jak inni.Nie potrafił robić tego w Nocy. Dla niego noc była przeznaczona dla muzyki.Najwspanialsze piosenki pisał przy świetle księżyca.Dlatego czas na bicie się z myślami następował rano.
'Leon spokojnie to tylko wyścig nie masz czym się przejmować'-uspokajał sam siebie.Dziś miał być wielkie dzień.Pierwszy prawdziwy wyścig młodego Verdasa.Starał się jak mógł nie myśleć o tym ale to było silniejsze od niego. ‘Co jeśli się rozbije?’ ‘Co jeżeli będę ostatni?’ ‘Co jeżeli motor się zepsuje?’. Te pytania wciąż krążyły po jego głowie.Zwycięstwo nie była dla niego najważniejsze ale był to jego pierwszy wyścig z prawdziwego zdarzenia i chciał pokazać się z jak najlepszej strony.Marzył o tym żeby był z nim jego tata.Dawał rady.Powiedział ,że jest z niego dumny.W końcu on sam świetnie jeździł.Tak się niestety nigdy już nie stanie.Na wspomnienie o rodzicach po policzku Leona spłynęła jedna,mała,samotna łza wyrażająca tęsknotę.Nie tylko za tymi,którzy patrzyli na jego z góry.Brakowało mu też jego ich.Tyle czasu bez nich.Jednak wciąż nie mógł zapomnieć.Jej promiennego uśmiechu,błyszczących oczu.Jego kłótni z bratem,zabaw w chowanego.Kochał wspominać chwile z dzieciństwa kiedy wszystko było wspaniale,kiedy wszyscy byli przy nim.Sprawiało mu to tyle radości co bólu.Analizował te sytuacje wiele razy ale wciąż nie wiedział. Dlaczego? Nim się spostrzegł stał już pod swoim domem.Szybkim krokiem skierował się do łazienki.Wziął szybki zimny prysznic.Małe kropelki z ciekały po jego rozpalonym ciele.To uczucie chłodu było dla niego niesamowitym orzeźwieniem.Chwila błogości nie mogła trwać zbyt długo.Zakręcił kran.Wyszedł z pod kabiny i stanął na mięciutkim dywaniku.Spojrzawszy w lustro uśmiechnął się sam do siebie.’Zmieniłeś się Verdas’ przeszło mu przez głowę.Wytarł swoję umięśnione ciało i zarzucił na siebie biały T-shirt,na to jeansową koszule i czerwone spodnie.Na twarz Leon wstąpił uśmiech numer 7 mówiący ‘dzisiejszy dzień będzie cudowny’,wyszedł z łazienki i skierował się w prost do kuchni zjeść jakieś pożywne śniadanie.Zegar wskazywał godzinę 8:20 co oznaczało,że dziadek wyszedł już do Studio.Zajęcia Verdasa zaczynały się o 9:00 więc chłopak miał dużo czasu na przygotowanie sobie śniadania. Postanowił zrobić sobie swoje, ulubione naleśniki z malinami i bitą śmietaną. Mało kto o tym wiedział ale Leon świetnie gotował.Potrafił zrobić wszystko od tiramisu po jagnięcinę na parze.Jego dziadek często mówił mu,że wdał się w ojca. Oby dwoję mieli piękne szmaragdowe oczy w których widać iskierki kiedy robili to co kochają.Chłopak odziedziczył też wiele cech charakteru po tacie Między innymi spokój. Wewnętrzny spokój.Trudno było wytrącić któregoś z nich równowagi chyba,że chodziło o dziewczynę.Tak.Ta dwójka była chorobliwie zazdrosna.Jednak potrafili okazywać ją inaczej.Nie urządzali awantur czy scen. Rozgrywali wszystko tak przemyślanie,że nikt nigdy nie posądził by ich o takie uczucie.Kolejną ich wspólną cechą były pasję. Warkot silnika to dla ich uszu była muzyka.Jedna z najpiękniejszych melodii jakie w życiu słyszeli.Ich drugim światem była kuchnia.To co każdy z nich tam wyprawial było piękne.Niestety Leon nie miał ani okazji wspólnie pojeździć z ojcem ani cokolwiek ‘upichcić’. Swoje upodobania odkrył wiele lat po jego śmierci.
Po chwili młody Verdas już zajadał się swoim arcydziełem.Nie minęło 10 minut a cały talerz był już opróżniony.Leon ogarnął trochę kuchnie zgarną z niej jabłko i poleciał po swoją torbę do pokoju.Spakował do niej wszystkie potrzebne mu na dzisiaj partytury,wziął kluczyki od motoru i po chwili już znajdował się w garażu. Swoje brązowe włosy schował pod niebieskim kaskiem i ruszył w kierunku Studio.
Szatynka siedziała w swoim pokoju upewniając się,że zabrała wszystko.Cały pokój opustoszał.Zostały tam tylko meble za którymi i tak nie przepadała.Mimo tego,że jej ciało siedziało na łóżku jej myśli krążyły po świecie.Przypominała sobie wszystkie przeprowadzki: Barcelonę,Londyn,Mediolan,Rzym,Madryt,Berlin,Paryż znowu Londyn, Frankfurt i ostatni przystanek Madryt.A teraz? Siedzi bezczynie zastanawiając się jakie będzie nowe miejsce.Nie wie gdzie ono jest.Czy tam zostanie?O jakim kłamstwie mówił tata?Po co były te wszystkie przeprowadzki? W jej głowie szalało tysiące myśli.Nie mogła się uspokoić.Wiedziała,że ukojenie może przynieść tylko wpis w pamiętniku,który leżał na dnie któreś z walizek.Nagle jej myśli skupiły się w okół jednej osoby.Szatyna o zielonym spojrzeniu.Nie wiedziała go tak dawno.Łączyła ich wyjątkowo silna więź jak na 5 latków. Dlatego nie zapomnieli.Ona wciąż miała pustkę w sercu,której nawet muzyka nie mogła wypełnić.Na szczęście był jeszcze Fede.Nie był jej przyjacielem. Nigdy.Od zawsze był dla niej jak brat.On zresztą też traktował ją jak siostrę. Podczas swoich licznych podróży często brali ich za parę.Co im wydawało się komiczne.Wychowywali się razem.Kłócili,bawili można by wymieniać w nieskończoność.Byli rodzeństwem,wprawdzie przyszywanym ale zawsze.I nagle mieli by być razem?Viola na samą myśl o niej i Federze zaczęła się śmiać. Przez chwile nie mogła się uspokoić.Po chwili jednak ogarnęła się i poszła do pokoju jej brata.
Chłopak nie mógł się dziś skupić na zajęciach.Chodził z głową w chmurach. Wszytko wypadało mu z rąk. Jego najlepszy przyjaciel Maxi widział,że coś go gnębi.Inni myśleli,że to przez mający odbyć się dzisiaj wyścig.Ale nie on. Wiedział kiedy z Leonem jest coś nie tak.Są najlepszymi przyjaciółmi od wielu lat i znają się jak własną kieszeń.Maxi widząc mękę przyjaciela w końcu postanowił dowiedzieć się co dzieję się z Verdasem.Podszedł do siedzącego Leona w sali Beto.Szatyn od razu wiedział co się święci i uprzedził się przyjaciela.
-Maxi,to nie przez wyścig.-powiedział cicho.
-Ale ja to wiem stary.Przecież tak się cieszyłeś.-odpowiedział chłopak w czapce siadając obok przyjaciela.-O kim myślisz?-dopytywał się.
-Może wydać Ci się to głupie ale o Violetcię....
___________________________________
Miłego wieczoru i mam nadzieje,ze do poniedziałku.
Sophie ♥
Cudowny rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję. ♥
UsuńŚwietny rozdział tylko jak byś mogła pisać tak:
OdpowiedzUsuń*Violetta*
Hdjjdkjd
-Ndjj-odparłndndkd
Fjjfjdnifndimd
Kfifjsjdjjdjdjdjdhjjdi
Fjjdjdidojwkaowoaowolseisqid
*Leon*
Ejdoiewsqq
Nawet może być w 3 osobie ;)
Tylko Tak się lepiej czyta ;)
Dzięki za radę postaram się skorzystać. :D
Usuńsuper kiedy next ??? ;)
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać dzisiaj wieczorem. :)
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz daję komentarz, ale wcześniej nie miałam czasu. Ale jestem!
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że od samego początku bardzo spodobała mi się ta historia.
Tak to już w życiu jest, czasem są wzloty, a czasem upadki. Często obwiniamy kogoś za taki, a nie inny zbieg wydarzeń. Tymczasem ta osoba może mieć w tym najmniej winy i nie robiła tego po to, by uprzykrzyć nam życie, tylko, by nas przed czymś uchronić. Pewnie myślisz, że piszę coś od rzeczy i zapewne tak jest.
Violetta i Federico to przyrodnie rodzeństwo. Ciągłe przeprowadzki doprowadzają ich do nerwów, ale są już przyzwyczajeni do tego, żeby za bardzo się nie przywiązywać do miejsc i osób. Gdy tak już się stanie, ponownie muszą wyjechać. Kiedyś miałam podobny okres, ciągle się przeprowadzałam, na szczęście w swoim mieście. Ale różnica jest - tam, gdzie mieszkałam poprzednio zostawiłam swoich przyjaciół. Ale nie o mnie mowa.
Jest coś, co German chciałby przekazać dzieciom, ale może jedynie w tym szczególnym miejscu. Co to jest? Bardzo chcę się dowiedzieć.
Leon, ja wiem, że on jest świetnym kucharzem, motocyklistą i Bóg wie jeszcze kim. To ojciec zaszczepił w niego tą pasję do motorów, ale niestety dopiero po śmierci.
Teraz ma ważny wyścig, a myśli o Violettcie... Ja wiem, że ty ją spotkasz! :) Nie martw się, przewidziałam to.
To już chyba na tyle. Z przyjemnością przechodzę do rozdziału 2, ponieważ takowy się ukazał.
Pozdrawiam!
Caro xx
Caroline,
UsuńJesteś wróżką. xD
Planuje wielkie spotkanie Leonetty! Ale czy to spotkanie będzie owocne dla każdej ze stron? Nie chce się za bardzo zdradzić z tym co planuje więc lepiej zamilczę bo mam dosyć nie wyparzony język. xD
Sophie. :*
Leon jest podobny do mnie też nie lubie słońca denerwuje mnie kiedy świeci mi przez okno w pokoju szczególnie kiedy zachodzi i z tym czarnym markiem też jesteśmy do siebie podobnie.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to świetny.
Przed chwilą odkryław twój blog.
Wiki
Jak miło.:3 Też nie przepadam za słońcem. ^^
UsuńDzięki.♥
Życzę miłej lektury.:*
Oo... SWEEAT. Super!!!!
OdpowiedzUsuń