poniedziałek, 12 maja 2014

'Nowszy model' | Autorka; Candy

Violetta jest dwudziestosiedmioletnią rozwódką z dwójką dzieci. Z mężem byli małżeństwem przez cztery lata. Z pozoru świecili przykładem dla innych rodzin. Kochali się. Tak przynajmniej sądzili sąsiedzi. Prawda była taka, że to Violetta kochała swojego męża bezgranicznie, a Nico? Miał ją gdzieś. Dla niego liczyła się dobra zabawa, pieniądze. Dlatego się z nią związał, potem zaszła w ciążę, więc się z nią ożenił. Wszystko było pięknie – do czasu. Pewnego dnia, dokładniej w dniu urodzin bliźniaków – Angie i Brayana – Violetta przyłapała swojego męża w łóżku z jej przyjaciółką. Bez słowa zamknęła drzwi ich sypialni i do końca dnia udawała, że nic się nie stało. Powiadomiła tylko swojego prawnika, by ten przygotował pozew rozwodowy i podesłała mu MMSem zdjęcia swojego męża. Kiedy goście rozeszli się do domów spakowała rzeczy swoje i dzieci i wyprowadziła się do ojca.

***

Dzisiaj jest już rok po rozwodzie, dzieci mają pięć lat, a ona idzie do pracy. Poszukuje, więc kogoś, kto by zajął się jej pociechami. Kuzynka dziewczyny poleciła jej pewnego chłopaka, który dorywczo zajmował się jej synkiem. – Leon Verdas – mówiła – ma dwadzieścia trzy lata, studiuje zarządzanie jest zabójczo przystojny – dodawała. Zupełnie jakby to miało dla kobiety jakieś znaczenie. Skończyła ze związkami, chociaż Fran usilnie ją przekonywała, że powinna ponownie się zakochać. Wedle Violetty to niemożliwe. Mężczyzn traktuje raczej z dystansem, są dobrzy na jeden raz, jak to zwykła mawiać. Prawda jest jednak taka, że dziewczyna po pierwsze bała się ponownie zaufać, a po drugie nie chciała, aby któreś z jej dzieci zobaczyło ją z innym mężczyzną.

***

- Leon Verdas – przystojny mężczyzna ucałował dłoń kobiety, która od tej pory miała być jego szefową. Odpowiadała mu ta praca, zawsze kochał dzieci, ale nie miał żony czy stałej partnerki, z którą mógłby je mieć. Narzeczona zostawiła go przed ołtarzem. Od tamtej pory stara się nie angażować. Studiował, więc potrzebował pieniędzy i pracy, którą dałoby radę połączyć z wykładami. U tej kobiety to było możliwe, gdyż ona pracowała wtedy, kiedy on miał wolne, a miała wolne, gdy on był na uczelni. Praca idealna. A pracodawczyni boska, przeszło przez myśl szatynowi.
Popijając kawę dowiadywali się coraz to nowych rzeczy o sobie. Kobietę interesowało skąd u niego pasja do dzieci, dlaczego nie ma swoich. Opowiedział jej historię swojego poprzedniego związku, ta odwdzięczyła się tym samym. Polubili się. Mieli podobne pasje, spojrzenie na świat, doświadczenia życiowe. Oboje współczuli sobie nieudanych związków. Świetnie się dogadywali, więc kobieta postanowiła nie czekać dłużej i poznać Verdasa z bliźniakami. Była ciekawa jak zareagują, jak on się sprawdzi. Zadzwoniła do Francesci, która była u niej w domu i przekazała wiadomość, że za dziesięć minut będą, więc będzie już wolna. Kiedy wróciła do stolika okazało się, że Leon zapłacił rachunek i mogli wyjść. Chciała oddać mu pieniądze, ale się nie zgodził. W przyjemnej atmosferze doszli do domu kobiety.
- Mama! – Usłyszeli krzyk, kiedy tylko przekroczyli próg mieszkania, a już po chwili dwójka szkrabów wisiała na nogach swojej rodzicielki. Leon stał z boku i delikatnie się uśmiechał. Zauważył, że Fran wychodzi. Kiwnął jej głową na pożegnanie i chcąc jej podziękować za polecenie jego osoby. Ta uśmiechnęła się i opuściła posesję. – Kto to jest? – Spytała dziewczynka wskazując na szatyna. – Będzie z nami mieszkał? – Dodał chłopiec. Oboje się zaśmiali.
- Nie. To jest Leon. Będzie się Wami opiekował, kiedy ja będę w pracy, może być? – Nie usłyszała odpowiedzi tylko krzyk swoich pociech „wujek” i ruszyli w stronę mężczyzny, który ukucnął, aby być twarzą na wysokości ich twarzy. Wskoczyli na niego z takim impetem, że stracił równowagę i poleciał do tyłu uderzając się głową w ścianę. Zaczęli się śmiać. – No już. Zostawcie go i idźcie do siebie. Ja sprawdzę czy wszystko jest w porządku – powiedziała przez śmiech dwudziestosiedmiolatka. Maluchy posłusznie zeszły z opiekuna i pobiegły do swojego pokoju by się pobawić. Pani Espinosa pomogła wstać Leonowi i spojrzała na głowę. – Będziesz miał guza – stwierdziła. Pociągnęła go za rękę i posadziła na wysokim krześle w kuchni. Wyciągnęła lód z zamrażarki i przyłożyła go do głowy szatyna. Dwudziestotrzylatek odruchowo skierował rękę w stronę miejsca gdzie się uderzył, a jego dłoń spotkała delikatną rękę pracodawczyni. Uśmiechnęli się do siebie czując swój dotyk. Po kilku sekundach Leon stwierdził, że powinien już pójść. Pożegnali się i umówili na jutro.

***



Verdas w pracy pojawił się dziesięć minut przed czasem. Przywitał się z Violettą i dziećmi. Stojąc w drzwiach obserwował bawiące się małolaty, a jednocześnie patrzył jak Espinosa męczy się z zapięciem sukienki. Z ociąganiem podszedł do niej i bez pytania o cokolwiek zapiął zamek. W pewnym momencie jego dłoń dotknęła skóry pleców kobiety. Czy on robi to specjalnie? Zastanawiała się, jednocześnie była zdziwiona tym jak jej ciało reaguje na jego dotyk. Sięgnęła po łańcuszek i podała mu go. Nie zdążyła jeszcze poprosić o pomoc, a już czuła chłód bijący od srebra na swoim dekolcie.
- Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, który on odwzajemnił. Minęła go by pożegnać się z potomstwem i udzielić im wskazówek jak mają się zachowywać. Pocałowała każdego w czoło i stanęła przed Leonem by powiedzieć mu gdzie, co jest. Po zapewnieniu ją, że da sobie radę ta wyszła krzycząc jeszcze, o której najprawdopodobniej wróci. Wyszła do pracy, a on został.

Wróciła do domu później niż myślała. Dużo później, ale co zrobić, jeżeli okazało się, że jest jakieś spotkanie, na które ona koniecznie musi iść. Cieszyła się, że Leon mógł zostać dłużej, bo inaczej musiałaby prosić Fran, albo kogoś innego o pomoc. Weszła do domu, w którym panowały egipskie ciemności i zapaliła światło. Zaczęła szukać niańki, ale nigdzie go nie było. Na końcu weszła do pokoju dzieciaków i zobaczyła swoje pociechy śpiące wtulone w ciało opiekuna, który też spał z błogim uśmiechem na twarzy. Uśmiechnęła się na ten widok i podeszła poprawić kołdrę.  – Kolorowych snów – szepnęła i po chwili zawahania ucałowała całą trójkę w czoła. Zamknęła za sobą drzwi i poszła wziąć relaksacyjną kąpiel.

***

Rano wstała, jako pierwsza.  Na satynową koszulę nocną zarzuciła szlafrok z tego samego tworzywa tyle, że dłuższy. Związała włosy w wysokiego kucyka i poszła do kuchni przygotować śniadanie.
Szatyn obudził się i zdziwiony stwierdził, że nie jest u siebie. Spojrzał na dzieci śpiące u jego boku i uśmiechnął się delikatnie uświadamiając sobie, że najwyraźniej zasnął u Pani Espinosy. Powoli wstał, tak by nie zbudzić maluchów i przetarł zaspaną twarz dłońmi. Do jego nozdrzy doszedł przyjemny zapach kawy. Powolnym krokiem opuścił pokój zamykając za sobą drzwi i udał się do kuchni.
- Przepraszam – zaczął, gdy tylko ją zobaczył. Jej wygląd trochę go onieśmielił, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Chciał kontynuować, ale słysząc cichy śmiech kobiety zrezygnował. Spojrzał na nią zaskoczony z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Przecież nic się nie stało. Wróciłam późno, miałeś prawo zasnąć. Dziwię się, że Angie Ci zaufała i spała wtulona w Ciebie. Zazwyczaj jest nieufna – wyjaśniła nakładając na talerz kanapki i kładąc wszystko na stole. – Siadaj, zaraz skończę – poleciła, lecz jej nie posłuchał. Wyciągnął szklanki z szafki i nalał do nich czarnego płynu, który znajdował się w szklanym dzbanku. Przedwczoraj w kawiarni zauważył, że piła białą zupełnie jak on, więc wyciągnął mleko z lodówki i dolał je do napoju. Violetta z zaciekawieniem przyglądała się poczynaniom Leona. Mężczyzna w kuchni to dla niej coś nowego. Jej były mąż praktycznie nawet do tego pomieszczenia nie wchodził, nie wspominając już o zrobieniu czegokolwiek. W ogóle on nigdy w domu nie pomagał, a Leon? Wczoraj, gdy wróciła zauważyła, że naczynia są pomyte, budynek stoi na swoim miejscu, dzieciaki spały.  Normalnie facet ideał, a już na pewno przeciwieństwo jej męża. – Dwie – powiedziała, kiedy Verdas wziął do ręki cukierniczkę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, sam też tyle słodził. Kolejna ich wspólna cecha. Rozmieszał cukier w kubkach i postawił je na stole. Zauważył, że kobieta w dalszym ciągu stoi praktycznie nieruchomo i przygląda się jego ruchom. Powoli zaczynało go to krępować.
- Co mi się tak przyglądasz? – Zapytał w końcu robiąc herbaty dla Angie i Brayana. – Pobrudziłem się? – Pytał dalej, gdy nie uzyskał odpowiedzi na pierwsze pytanie. Dalej nic. Osłodził ciepłe napoje małolatów zgodnie z ich wczorajszym zaleceniem i podszedł do kobiety.  Stanął przed nią, odległość między nimi wynosiła jakieś trzydzieści centymetrów. – Odpowiesz? – Wyrwał ją z amoku. Uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową. – No ej, bo Cię nie wypuszczę. – Ułożył ręce na blacie zbliżając się jeszcze bardziej do kobiety. Oboje czuli się dziwnie w tej pozycji, ale nic nie powiedzieli. Violetta stała uśmiechnięta pomiędzy ramionami mężczyzny, które delikatnie dotykały jej talii. Staliby tak pewnie jeszcze trochę, gdyby nie dzieci, które wyszły właśnie z pokoju i wparowały do kuchni. Wypuścił ją, zaniósł herbaty i zasiedli razem do śniadania. Jak rodzina. Po skończonym posiłku Leon szybko udał się do siebie. Musiał się umyć i przebrać i zdążyć zanim Violetta pójdzie do pracy. Zdążył. Mieszkanie otworzył za pomocą kluczy, które dała mu wczoraj gdyby chciał iść na plac, albo gdzieś. Zapomniał je oddać. Odłożył podręcznik na komodę i poszedł do dzieciaków. Po piętnastu minutach dołączyła do nich rodzicielka, która po raz kolejny nie potrafiła poradzić sobie z niesfornym zamkiem. Tym razem postanowiła poprosić go o pomoc. Wstał i zapiął sukienkę – ja nie odpuszczę – szepnął jej jeszcze na ucho zanim na powrót usiadł z dziećmi. Uśmiechnęła się. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi i dziwnym trafem wcale nie chciała żeby odpuszczał.

***

- To jak, zgadzasz się? – Pytała się kobieta swojego już przyjaciela. Pracuje u niej od sześciu miesięcy i czują się w swoim towarzystwie dobrze. Ostatnio oboje zauważyli, że zbliżyli się do siebie. Dziewczyna za każdym razem ubierała sukienki i prosiła go o pomoc, a on zawsze korzystał z okazji by dotknąć jej pięknego ciała. Nie raz złapał się na tym, że najchętniej wcale nie zapinałby tej sukienki, a wręcz przeciwnie. Zdarłby ją razem z resztą odzieży kobiety, ale się bał. Po prostu się bał. Nie do końca wiedział, czego. Odrzucenia, pogorszenia relacji, czy samego uczucia, które rodziło się w obojgu, a o którym oni nie chcieli słyszeć.
- A co z dziećmi? – Spojrzał w jej oczy. Chciał z nią iść na tę imprezę. Wcale niekoniecznie, jako przyjaciel, ale jako… Właśnie, jako kto? Partner? To nie dla niego. A może jednak? W każdym bądź razie to Jego Violetta poprosiła o towarzystwo na firmowej imprezie. Czuł radość w sercu, kiedy myślał o tym, że przez te kilka godzin miałby udawać jej chłopaka, a to oznacza, że mógłby w końcu wpić się w te jej usta pokryte czerwoną jak krew szminką. Dlaczego jej chłopaka? Po prostu kobieta miała już dość napalonych na nią kolegów z pracy i na odczepnego powiedziała, że jest w związku, więc na spotkanie wypadało zjawić się w towarzystwie ukochanego.
- Fran się nimi zajmie, już do niej dzwoniłam. – Podeszła bliżej niego i wyczekiwała odpowiedzi. Wciąż milczał, co doprowadzało ją do furii, ale nie mogła dać tego po sobie poznać. Nie chciała żeby wiedział, że coś do niego poczuła. Znała jego sytuację i podejście do miłości, stałego związku. Wedle niej to by się nie udało, nie chciałby być w związku ze starszą od siebie o cztery lata kobietą, w dodatku rozwódką z dwójką dzieci.
- Mówisz, że poszedłbym tam, jako Twój partner – zaczął – czy to znaczy, że mógłbym Cię całować? – Dokończył, a Violetta ośmielona jego pytaniem wyciągnęła dłoń by położyć mu ją na policzku, jeszcze bardziej się zbliżyła stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na ustach mężczyzny. Zaskoczony nie zareagował. Ona stanęła już stabilnie, a do niego dopiero doszło, co właśnie się stało. Jedną ręką złapał ją w talii i przyciągnął do siebie zmniejszając odległość między nimi do zera. Tym razem to on ją pocałował. Odwzajemniła pocałunek z cichym piskiem na początku i zarzuciła mu rękę na szyję, drugą położyła na umięśnionym torsie chłopaka. Gładząc jego skórę znów czuła się jak nastolatka. Bardzo chciała, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak życie to nie bajka. Oderwali się od siebie. – Zgadzam się. – Oznajmił puszczając ją. – Przyjadę po Ciebie jutro, o siedemnastej. – Dodał wychodząc i zniknął z pola jej widzenia. Dziewczyna z uśmiechem na ustach udała się do swojej sypialni, gdzie zaczęła przeglądać szafę w celu odnalezienia idealnego stroju. Chciała wyglądać perfekcyjnie. Wcześniej kupiła dwie sukienki, ale nie wiedziała, którą założyć. Dzisiaj postanowiła postawić na czarną, kończącą się przed kolanem i podkreślającą jej talię.

***

Pociechy były już u jej ukochanej kuzynki. Leon przyjedzie za dwadzieścia minut, a ona jest w rozsypce. Znowu nieubrana, wciąż nieumalowana. Dobrze, że przynajmniej włosy miała już ułożone. W momencie, gdy kończyła się malować usłyszała szczęk kluczy w drzwiach i mimowolnie się uśmiechnęła. Już jest, pomyślała patrząc na zegarek. Pięć minut przed czasem. Zapukał do otwartych drzwi w sypialni i wszedł do środka.
- Cześć Kochanie – przywitał się. Odwróciła się i chciała zapytać czy już wczuwa się w rolę, ale nie zdążyła. Zamknął jej usta pocałunkiem. Przez chwilę trzymał ręce na jej talii, a ona na jego szyi. Jednak po chwili dłonie szatyna zjechały niżej, przez jej pośladki do ud. Poczuła jak unosi się w górę. Posadził ją na toaletce sprawiając, że cześć kosmetyków spadła na podłogę. Oplotła go nogami zmniejszając tym samym przestrzeń między nimi.
- Przez Ciebie się nie wyrobię – szepnęła, kiedy się od siebie oderwali. Uśmiechnął się łobuzersko i odsunął od niej. Przyjrzała się mu dokładnie i z uśmiechem na ustach stwierdziła, że wygląda idealnie, niczym grecki Bóg. Podał jej krawat prosząc o pomoc. Zeskoczyła z toaletki i podeszła bliżej by go zawiązać. Czuła jego wzrok na swoich dłoniach, co odrobinę ją krępowało. Chwilę później krawat był zawiązany. Zabrała sukienkę i w łazience ją założyła, wyszła z rozpiętym zamkiem, który zapiął Leon. Psiknęła się ulubionym zapachem, założyła szpilki i ulubioną biżuterię i wyszli trzymając się za ręce.
Na imprezie nie szczędzili sobie czułości. Verdas czuł na sobie zazdrosne spojrzenia kolegów z pracy Espinosy co motywowało go do śmielszych czynów. Ona nie protestowała. Wiedziała, dlaczego to robi i przede wszystkim podobało się jej. Całą imprezę spędzili razem. Nie odstąpili się na krok. Do domu wrócili taksówką. Początkowo podali dwa adresy, jednak pod wpływem alkoholu Leon zaczął jeździć dłonią po nodze Violetty. Uśmiechnęła się i przekazała kierowcy, że jednak adres będzie jeden. Uśmiechnęli się do siebie.
Już na klatce schodowej zaczęli się całować. Szatyn rozpraszał szatynkę, która próbowała otworzyć drzwi, całując jej szyję, którą przygryzał, co chwilę. Kiedy w końcu udało się im wejść do mieszkania Leon przycisnął ją do ściany całując coraz namiętniej, jego ręce błądziły po ciele kobiety, która ściągała mu marynarkę, krawat i już po chwili koszulę. Chwycił jej udo, które energicznie zawiesił na swoim biodrze. Usłyszeli dźwięk dartego materiału, zaśmiali się. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
- Kocham Cię – wyszeptali w tym samym momencie i zasnęli wtuleni w siebie nim doszło do czegoś więcej.

2 komentarze:

  1. Candy!
    Twój styl pisania mnie onieśmiela. <3 Fantastycznie opisujesz zdarzenia i uczucia, wiesz, gdzie co powinno być. Chociaż mamy wspólny problem - nasze postacie zlewają się charakterami. Po prostu, ergh... No, musimy dłużej zastanawiać się nad wypowiedziami i ruchami danych bohaterów, bo wszyscy mają takie same. :<
    Masz genialne pomysły! Na prawdę. Ten one-shot jest z jednej strony prosty, ale w każdej pixelowej literce jest magia... Wooah!
    Buziaki! *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. musi wygrać ! pomimo ze drugi zaslugujący na 1 miejsce tez jest świetny, w tym jest zawarta szzera miłość. Nie wyobrazam sobie innego zwycięzcy !
    ~R <3

    OdpowiedzUsuń