'Zakochani mimo woli'
'Trzeba być zakochanym, żeby uwierzyć w anioły.'~Jan Twardowski
Wycieczka do Niemiec była równie świetnym pomysłem, co granie w tenisa na korcie zimą, w krótkich spodenkach.
Żebym chociaż uprawiał jakiś sport albo ruszał się od czasu do czasu z kanapy.
Kiedy tylko stanął na obcej ziemi, odechciało mu się całkowicie zrobić kolejny krok i kolejny i kolejny i kolejny. Był zdolny zawrócić do samolotu w każdej chwili, odlecieć, tylko po to, żeby przytulić się do swojej siostry albo brata albo chociaż ich zobaczyć albo dotknąć albo poczuć albo... Albo...
Kompletnie nie miał na to wszystko siły. Opuściło go wszelkie poczucie czegokolwiek, a sam czuł się jak nic nie warty cień, błąkający się po bezkresach nie wiadomo czego. Dzień należał do tych gorszych, prawie depresyjnych. Nie za bardzo chciało mu się nawet myśleć, czy oddychać.
Na własne życzenie połamał sobie serce, choć nie było to do końca prawdą. Nie lubił się z nią rozstawać, ale tym razem nie miał wyboru. Musiał popchnąć ich w kierunku przeznaczenia, skoro ani Leon ani Violetta nie mieli takiego zamiaru.
Ktoś musi odwalić brudną robotę, prawda stary?
Został cichym bohaterem, przecież teraz musiało być lepiej. Teraz razem mogli podziwiać tęczę, powoli żegnając się z deszczem.
Jeżeli plan zawiedzie...
Ogarnij się, nie zawiedzie.
Obejrzał się po ludziach maniakalnie spieszących się odebrać swoje bagaże, zupełnie jakby miały zniknąć, uciec na kółkach, czy też przelecieć się nad morze...
Tak właściwie, ten kraj ma dostęp do większej wody?
Niby mieszkał tutaj przez jakiś czas, ale geografia tego państwa interesowała a go z przejęciem równym zero, może minus jeden.
Zresztą, kogo to obchodzi, hm? Na tym świecie istnieją dużo ważniejsze rzeczy, choćby... Czekolada!
Nie, ty wcale nie jesteś uzależniony. Ani trochę. Nigdy nie byłeś. Po prostu lubisz słodycze.
Skup się, walizka.
Wypatrzył bagaż jak na zawołanie, czarna walizka kręciła się po pasie z setkami innych, podobnych. Sięgnął swoją i odwracając się w kierunku dziadka, odbił się od pleców jakieś kobiety, brunetki. Miała na sobie sukienkę w groszki i wydawało mu się, że czubek głowy jest zwieńczony jasną kokardką, to było takie ... Francescowate.
Nie, ona jest we Włoszech, ze swoją rodziną, z przyjaciółmi, z samą sobą i tabunem chłopaków.
Weź się w garść.
Odszedł stamtąd, starając się pozbierać do kupy i jakoś się ogarnąć. O ile w ogóle w jakimś stopniu było to możliwe. Pomógł przeznaczeniu, ale to nie znaczy, że nie ma tracić kontaktu z rzeczywistością. Przynajmniej powierzchownie. Spory toczone w środku są już zupełnie inną historią, nieodpowiednią w tym miejscu i czasie.
Żeby tylko znaleźć odpowiedni moment...
Wsiadł do samochodu, nie zważając praktycznie na nic. Patrzył przez szybę, na tych wszystkich ludzi, domy, drzewa, ale jego spojrzenie kryło pustkę, zdawał się nie widzieć nic.
Skupił się nad czymś tak bardzo, że nie zauważył zatrzymania się auta. Był tak zaadsorbowany jedną myślą, że wyszedł z pojazdu, nie do końca zdając sobie z tego sprawy. Szedł za ojcem i dziadkiem, nie zważając na jakiekolwiek słowa, tak pochłonęło go jego wyobrażenie. Oddech Verdasa się uspokoił, tylko serce najwyraźniej poruszone oddaleniem się Federico do gwiazd, zaczęło wyrywać mu się z piersi.
I nie do końca, zdając sobie z tego sprawę, ona opanowała jego myśli.
Żebym chociaż uprawiał jakiś sport albo ruszał się od czasu do czasu z kanapy.
Kiedy tylko stanął na obcej ziemi, odechciało mu się całkowicie zrobić kolejny krok i kolejny i kolejny i kolejny. Był zdolny zawrócić do samolotu w każdej chwili, odlecieć, tylko po to, żeby przytulić się do swojej siostry albo brata albo chociaż ich zobaczyć albo dotknąć albo poczuć albo... Albo...
Kompletnie nie miał na to wszystko siły. Opuściło go wszelkie poczucie czegokolwiek, a sam czuł się jak nic nie warty cień, błąkający się po bezkresach nie wiadomo czego. Dzień należał do tych gorszych, prawie depresyjnych. Nie za bardzo chciało mu się nawet myśleć, czy oddychać.
Na własne życzenie połamał sobie serce, choć nie było to do końca prawdą. Nie lubił się z nią rozstawać, ale tym razem nie miał wyboru. Musiał popchnąć ich w kierunku przeznaczenia, skoro ani Leon ani Violetta nie mieli takiego zamiaru.
Ktoś musi odwalić brudną robotę, prawda stary?
Został cichym bohaterem, przecież teraz musiało być lepiej. Teraz razem mogli podziwiać tęczę, powoli żegnając się z deszczem.
Jeżeli plan zawiedzie...
Ogarnij się, nie zawiedzie.
Obejrzał się po ludziach maniakalnie spieszących się odebrać swoje bagaże, zupełnie jakby miały zniknąć, uciec na kółkach, czy też przelecieć się nad morze...
Tak właściwie, ten kraj ma dostęp do większej wody?
Niby mieszkał tutaj przez jakiś czas, ale geografia tego państwa interesowała a go z przejęciem równym zero, może minus jeden.
Zresztą, kogo to obchodzi, hm? Na tym świecie istnieją dużo ważniejsze rzeczy, choćby... Czekolada!
Nie, ty wcale nie jesteś uzależniony. Ani trochę. Nigdy nie byłeś. Po prostu lubisz słodycze.
Skup się, walizka.
Wypatrzył bagaż jak na zawołanie, czarna walizka kręciła się po pasie z setkami innych, podobnych. Sięgnął swoją i odwracając się w kierunku dziadka, odbił się od pleców jakieś kobiety, brunetki. Miała na sobie sukienkę w groszki i wydawało mu się, że czubek głowy jest zwieńczony jasną kokardką, to było takie ... Francescowate.
Nie, ona jest we Włoszech, ze swoją rodziną, z przyjaciółmi, z samą sobą i tabunem chłopaków.
Weź się w garść.
Odszedł stamtąd, starając się pozbierać do kupy i jakoś się ogarnąć. O ile w ogóle w jakimś stopniu było to możliwe. Pomógł przeznaczeniu, ale to nie znaczy, że nie ma tracić kontaktu z rzeczywistością. Przynajmniej powierzchownie. Spory toczone w środku są już zupełnie inną historią, nieodpowiednią w tym miejscu i czasie.
Żeby tylko znaleźć odpowiedni moment...
Wsiadł do samochodu, nie zważając praktycznie na nic. Patrzył przez szybę, na tych wszystkich ludzi, domy, drzewa, ale jego spojrzenie kryło pustkę, zdawał się nie widzieć nic.
Skupił się nad czymś tak bardzo, że nie zauważył zatrzymania się auta. Był tak zaadsorbowany jedną myślą, że wyszedł z pojazdu, nie do końca zdając sobie z tego sprawy. Szedł za ojcem i dziadkiem, nie zważając na jakiekolwiek słowa, tak pochłonęło go jego wyobrażenie. Oddech Verdasa się uspokoił, tylko serce najwyraźniej poruszone oddaleniem się Federico do gwiazd, zaczęło wyrywać mu się z piersi.
I nie do końca, zdając sobie z tego sprawę, ona opanowała jego myśli.
***
Zawsze myślała, że serce może się złamać tylko raz. Po tym dokonanym wypadku więcej nie może się pozbierać i naturalnie, można je niszczyć wielokrotnie a ono wciąż będzie starało się funkcjonować dość normalnie, ale kiedy wyrządzi mu się tak wielką krzywdę, nieprawdopodobnym było dla niej, podniesienie się po czymś takim. Sklejenie serduszka, żeby po raz kolejny biło w tym samym, żywym rytmie schowała w pudełku zamykanym na klucz z napisem niemożliwe. Nie chciała używać go po raz kolejny.Ale prawda była dużo bardziej brutalna, nawet dla wybujałej fantazji szesnastolatki.
Prawo zranionego serca głosiło, że nieważne jak wiele razy zostało zniszczone, złamane, spalone, obite, wyszczerbione, rozbite, zrujnowane czy zburzone i tak będzie starało się kochać.
Bo to miłość je napędza, dzięki niemu żyje, funkcjonuje, szukając jej w każdym zakamarku świata.
Chyba, że skończył się materiał na jego odbudowanie, wtedy niema już nic, kompletnie nic.
Podniosła się gwałtownie z łóżka, nie mogła przecież wypłakiwać się poduszce przez całe życie. Pewnie nie zniosłaby tego i sama wpadłaby w depresje. Nikt nie wie, co siedzi w głowie takiej małej, bezbronnej, okrągłej podusi, leżącej sobie samotnie na wielkim łóżku z czarną, zasmucającą pościelą. Kto wie, może kiedyś była bez pamięci zakochana w białym misiu, który siedział zawsze na zagłówku? Może miała ambitne plany zawładnięcia świata? A może przez żale Violetty, spisywała na kartce oryginalne pomysły na samobójstwo?
Nikt nie wiedział.
Chodziła po pokoju szybko, a stopy stawiała gwałtownie, po mimo tego, że miała wrażenie jakby stąpała po rozbitych marzeniach i planach z całego życia. Małe odłamki szkła wbijały się w jej dusze, coraz głębiej i bardziej, bardziej i głębiej i nie wiedziała co z tym faktem zrobić.
Przydałby się Federico z jego mądrościami, nieprzerwanym gadaniem, bzdurami i grzywką, tym słodkim uśmiechem, paplaniną, ramionami. Często był dla niej jak powietrze, nie zwracała na jego uwagi, ale potrzebowała go jak tlenu. Potrzebowała, żeby ktoś powiedział jej jak należy się zachować, co zrobić albo chociaż uspokoił ją i te irytujące myśli i łzy, które zdawały się nie mieć końca.
Fede, idioto ostatni raz pojechałeś gdzieś beze mnie.
Leon jest z Fran i nie ma nadziei na inne przedstawienie z głównymi rolami. A on... On wyjechał.
Spokojnie, uspokój się.
Z braku innych możliwości, chciała wyżalić się pamiętnikowi, ale niesiona wiatrem, poszła do pokoju Leona z zamiarem zapukania. Jednak, słysząc słowa tej okropnej piosenki, z jeszcze większą złością, zeszła do salonu. Nie miała zamiary przerywać mu, kiedy tak namiętnie myślał o swojej ukochanej. Każde słowa ociekało prawdziwą, niewymuszoną emocją i jasnym dla Violetty było, że po głowie chodził mu ktoś ważny, może nawet najważniejszy.
Miała prawie zupełną racje. Tyle, że prawie robi ogromną różnice.
W pomieszczeniu stało ciemnie pianino, zdjęcia wciąż stały na kominku a w środku palił się ogień. Idealne miejsce żeby płakać, śpiewać, grać i w między czasie wypić coś ciepłego.
Kakao działało na jej zszargane nerwy jak aspiryna na ból głowy. Uzależnienie od słodyczy zawdzięczała swojemu bratu, ale jako iż to nie było czymś specjalnie niebezpiecznym, razem w nim tkwili.
I to - stwierdziła, rozkoszując się jego zapachem-było jedną z najlepszych rzeczy jaką się od niego nauczyła.
Emocje opadły, choć smutek pozostał. Chciała choć na chwile wznieść się nad niebo, zapomnieć. Pomyślała, o mamie i usiadła do pianina. Wciąż pamiętała jak śpiewała po całym domu, przygotowując się do roli w teatrze albo na następny koncert. Znała tyle pięknych piosenek, których nauczyła się właśnie od niej.
Zagrała kilka nut, choć wciąż wychodziło jej to koślawo, pianino to nie był jej instrument. Grała, zapominając o świecie, wszystko było proste i przyjemne, dotyk klawiszy przyjemnie mrowił jej skórę.
Za to kochała muzykę, potrafiła uleczyć całe zło tego świata, przynajmniej na kilka chwil, to czasami wystarczało w zupełności.
Mruczyła słowa, które tak bardzo pasowały do teraz i tu, do teraźniejszości.
Od dawna przeczuwałeś to
Wystarczy ze dziś pozwolisz ponieść się fali
Dawno już poczułeś to
Pozwól się nieść marzeniom
Zaufaj snom i uwierz w nas
-Co robisz, Vilu?
Zamarła, słysząc jego aksamitny głos, który tak delikatnie pieścił jej uszy.
Musiał jednak zadać tak głupie pytanie, prawda? Ruszała ustami, a palce same tańczyły na pianinie. Kretyn.
Mógł chociaż zapytać dlaczego akurat tą piosenkę wybrała, znał ją równie dobrze jak ona.
To zastanawiało go najbardziej. Dlaczego nie powiedział tego wprost?
To zastanawiało go najbardziej. Dlaczego nie powiedział tego wprost?
-Próbuje zapomnieć.
Próbowała. Ale nie mogła.
Każda próba kończyła się niepowodzeniem, można przez chwile nie myśleć, nie da się zapomnieć na zawsze.
Muzyka to cudowny lek, jak kakao, jednak wszystko jest równie nietrwałe, jeżeli nie zmierzymy się z naszymi największymi demonami.
Wystarczyło mieć u boku anioła i wszystko było jaśniejsze i prostsze, z białymi jak śnieg skrzydłami i jasnym jak promień słońca uśmiechem.
Znalazła go?
Tylko gdzie schowały się skrzydła?
***
Włochy nie pachniały już domem. Nie tak jak kiedyś. Kiedyś, kiedy przechodziła uliczkami Rzymu, kiedy podziwiała paradę turystów, kiedy z niecierpliwością chodziła do swojej ukochanej kawiarenki, kiedy z radością siadała na ławce, nie wierząc w swoje szczęście, w swoją piękną ojczyznę, kiedy była szczęśliwa.
Przeszłość choć prawdziwa, nie wydawała się tak wspaniała, jak wcześniej. Jej pogląd na to miejsce uległ... ochłodzeniu, dość drastycznej przemianie. Zmieniła się cała, ktoś musiał jej to po prostu uświadomić.
Nie mogło jej przyśnić się tyle wspomnień, pomiędzy tymi uliczkami. A dodatkowy, bardzo mocny argument w postaci zakorzenionej tutaj od lat rodziny i typowego agresywnego temperamentu w adekwatnych sytuacjach, przeważył szale zwycięstwa. Urodziła się tutaj, tego była pewna, cała reszta tak naprawdę nie miała znaczenia.
To już nie było jej miejsce na ziemi, to nie był jej raj, tu nie było jej aniołów, tu nie było jej świata.
We Włoszech nie było prawdziwej Francesci.
Najwyższa pora zdać sobie z tego sprawę i uświadomić pewne oczywiste fakty, ale spotkanie z rodziną skutecznie zabsorbowało ją od tego ważnego zadania.
Kochała ich, ale ich wścibskość była często nie do zniesienia.
Gdzie, jak, kiedy, po co, dlaczego, powiesz nam, mów, opowiadaj, co tam u ciebie, jak życie, dobrze się czujesz?
Zadawali tyle pytań na które nie chcieli znać odpowiedzi. Pomimo oczywistego znudzenia, zawsze udawali zainteresowanie, czyimś nudnym życiem; ale za to lubili głupie żarty, ciekawe historyjki i muzykę.
To była część, która trzymała ich wszystkich razem. Jeden rytm, choć wygrywany różnymi instrumentami tworzył podstawę ich miłości, ich relacji. Bo tam wszyscy się kochali, wszyscy byli sobie równi.
I tylko dlatego Francesca wciąż tam wracała. Lubiła posłuchać ich piosenki.
To już nie był jej Dom, Włochy zostały tylko pięknym wspomnieniem, które tak bardzo kochała odwiedzać i śpiewać co w jej duszy gra.
-A jak tam twój chłopak, Franciu? Jak mu było na imię? Leonardo?-Babcia seniorka, najstarsza z rodziny, zawsze wiedziała, co u kogo się dzieje, uwielbiała też gnębić wszystkich uroczymy przezwiskami, które każdy bardzo uwielbiał, wręcz szalał za nimi jak papier na wietrze.
Fran, zaciskając zęby, żeby nie odpowiedzieć na zarzut pierwszy 'Francia', skupiła się na zaprzestaniu rozsiewania plotki, jakby miałoby ją coś łączyć z panem Verdasem.
-Nie mam chłopaka, babciu. Tym bardziej nie Leona.
Ta sama wymówka, za każdym razem i za każdym nikt jej nie wierzył. Oprócz Luci, który standardowo nie znosił kretyna.
-Dlaczego nie? Opowiadasz o nim w samych pozytywach.-Nie mijała się z prawdą, ale to wciąż nie było to.
Babcia nie była obeznana z całą sytuacją, ale Francesce to nie przeszkadzało. Dużo bardziej wolała spowiadać się ze swojego nie-związku z Leonem niż poruszyć temat zauroczenia kimś zupełnie innym, kogo praktycznie w ogóle nie znała.
Pocieszała się jednak myślą, że Romeo i Julia znali się ledwie pięć dni, zanim oboje zmarli śmiercią tragiczną, za swoją jedyną miłość.
Przeczytała w swoim życiu tyle książek, że tak sprawa wydała się jej kolejną historią. Nie koniecznie z happy endem, ale opowieść jeszcze się nie zaczęła, zakończenie mogło być różne.
-Leon ma dziewczynę, a ja tak jakby jestem zakochana.-To też nie do końca było szczere.
Zrobiło jej się dziwnie lżej kiedy to powiedziała, ale nie zdążyła dobrze zamrugać i już cała rodzina rzuciła się na nią z deszczem pytań.
Chyba tego właśnie potrzebowała, namiastki domu, który został w Buenos Aires.
***
-Chcesz zapomnieć, śpiewając piosenkę zmarłej matki? Ciekawe posunięcie. Ale właściwie o czym to tak zachłannie nie chcesz pamiętać?
Koniecznie musiał tutaj być, stać, oddychać i udawać idealnego?
-Leon nie sądzę, żeby twoja dziewczyna cieszyła się z naszego siedzenia w jednym pomieszczeniu. Ja...-Co robisz? Przecież chcesz tutaj być, przy nim. Tak po prostu.-Pójdę do swojego pokoju.
Tchórz, jesteś tchórzem. Uciekasz, przed czymś, czego nawet nie ma. Zachowujesz się jak rozwydrzona siedmiolatka.
Wzięła głęboki wdech, nawet myśli jej nienawidziły.
-Jaka dziewczyna?-Wydawał się autentycznie zdziwiony tą informacją, ale nie miała pojęcia, czy przez te kilkanaście lat, nie podrasował swoich zdolności aktorskich.
Coś (była przekonana, że to serce, więc jak najszybciej chciała je uciszyć, w jakikolwiek sposób, najlepiej znów wtulić się w poduszkę) wmawiało jej, że... mówił szczerze.
Ulga,którą poczuła była taka przyjemna, była pewna, że gdyby teraz nie siedziała przy pianinie, nogi odmówiłby posłuszeństwa.
A Leon mógłby zachować się jak bohater i cię uratować, idiotko.
-Zabawne, Vilu, naprawdę.-Usiadł obok, na stołku i przejechał po białych klawiszach. Uwielbiał pianino, nikogo ani niczego nie dotykał z taką delikatnością i subtelnością. Ale teraz był tu ktoś, bardzo na to zasługujący.-Skąd taki absurdalny pomysł?
-Skoro to takie śmieszne, dlaczego się nie śmiejesz? A pomysły to rzecz, oczywista, w moim przypadku, nie zawsze są one... hm, dobre.
Jak na zawołanie pojawiły się jego słodkie dołeczki. Właśnie tak wyobrażała sobie swojego anioła. On zdawał się być taki perfekcyjny, stworzony do tej roli, kiedy nie był irytujący.
Zastanawiając się nad tym głębiej przyłapała się na tym, że bezczelnie się na niego gapiła, bez powodu. Leon, oczywiście udawał, że tego nie widział i z tym słodkim, zadziornym uśmieszkiem grał piosenkę, którą ona kaleczyła wcześniej.
Pamiętał ją, doskonale.
Jego tata napisał ją do przedstawienia, w którym grała jej matka. Bardzo dawno temu, ale wciąż utkwiła, zapisane w jego palcach, same grały te piękną melodię, ust Violetty same wychodziły słowa.
Dziwne, wciąż była tak samo piękna i tak samo wykuta we wspomnieniach.
Dużo łatwiej, śpiewało jej się patrząc na Leona.Chwyć moja dłoń już nadszedł czas
Pokonać lek i uwolnić się
Od dawna przeczuwałeś to daj spełnić się pragnieniom uwierz marzeniom
Możesz już bez leku żyć
Obiecaj mi już na zawsze być całym moim światem
Zaufaj snom i uwierz w nas
W końcu piosenka o strachu i nie spełnionej miłości jest idealnym pretekstem żeby się zatracić w jego przystojnej twarzy, prawda?
Kolejne dno za nami, cieszycie się? :D Ja też, pomysłów mnóstwo, teraz tylko przegonić lenia i znaleźć czas. xD
Misiaki, słuchajcie. Ankiety działają, więc proszę o żebyście głosowali. :) TC się zrobi jeżeli się zgodzicie, zobaczymy.
Mam sobie nowego bloga (link macie po lewej stronie na pasku), jeden post jest wrzucony, żebyście zobaczyli jak będzie to wyglądać, zacznie normalnie funkcjonować w tym tygodniu. :)
Prawie wakacje, czujecie to? :D
Macie jakieś ciekawe plany? :)
Bijecie swój rekord, naprawdę. Na Saberze pod 13 jest aż 6 komentarzy. :)
Jeżeli chodzi o rzeczy milsze, to możecie sobie zajrzeć do bohaterów. :)
Tyle, padam na twarz, dobranoc. ♥
Jejciu!! Kochana, cudowny rozdział, że aż brak mi słów <3333333
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent. *,*
Biedna Vilu ;c
Czekam na kolejny rozdział <333
Całuję ;**************
|Nikita|
Dziękuję. <3
UsuńA ja dalej czekam...
UsuńNA LEONETTE!!!
xD
x3
Ale rozdział świetny :)
Coraz bliżej. :D
UsuńDzięki. <3
Będzie, krótko, bo nie mam czasu :P Jeszcze tylko polecę przeczytać i skomentować na Sabera, bo wcześniej też nie miałam czasu xD
OdpowiedzUsuńRozdział był genialny, i wcale nie dno :) Masz mega talent i nie gadaj głupot, że nie! :D
Czekam na kolejny, kocham <3
Dziękuję i kocham mocniej. <3
UsuńDno? To takie przesłodkie i cudowne, ze biegam po domu promieniejąc :D
OdpowiedzUsuńViola i León sami w domu, mhm...
Jak ten Fede może nie lubić Niemiec!?
Pozdrawiam ;*
PS Nie lubię babci Fran ;) xD
To było słodkie? Gdzie? :D
UsuńFeduś zaraził się kiedy opowiadałam mu o mojej germanistce. :/ Moja wina. xD
Przecież ona jest urocza, tak samo jak babcia Brodueya. XD
♥
Wrócę tu ♥
OdpowiedzUsuńCzekam. :D
UsuńRozdział hmm....BOSKI :D
OdpowiedzUsuńO Viola i Leon śpiewają razem :)
Tak się do siebie zbliżają powolutku !
Fran I Feder się zakochali *-*
Czeka na next'a :***
Pozdrawiam <333
Dziękuję. :)
UsuńPowolutku, bardzo powolutku. Ale coraz bliżej. ^^
♥
Jak zobaczyłam no bloggerze że po jawił się nowy rozdział to na mojej brzydkiej gębie od razu pojawił się szeroki uśmiech :D
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu ale fragment o myślach poduszki mnie rozwalił xd
To było słodkie jak Leon i Vilu razem śpiewali ;3
JEZUUUUU! Już się nie mogę doczekać jak Fede w końcu będzie z Fran <3
A Leoś z Violettą <3!
No nic...
CZEKAM NA NASTĘPNY ;*
Buziaki - Nat <3!
Ciebie rozwalił? :D Wyobraź sobie jak ja się śmiałam, pisząc to. ^^
UsuńPowiadam, jeszcze troszeczkę. :)
Ściskam, Sophciak. <3
Fran i Fede <3 <3 <3 rozdział to po prostu cudo!!!!!!! Życzę weny
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńPrzeczytane, zajmuję i wracam potem, bo padam ;*
OdpowiedzUsuńJuż coraz bliżej (chyba). Nie masz pojęcia jak mnie to cieszy. Szkoda tylko, że Leon podchwycił 'jej' melodię. Mógł jej zagrać swoją piosenkę, albo przynajmniej dalej ciągnąć ją za język odnośnie jego domniemanej dziewczyny. Może już teraz by się wszystko u nich wyjaśniło. Matko, jak ja czekam na ten ich pocałunek, słowa 'kocham'. Chyba bardziej niż gdziekolwiek indziej. No, ale tylko tutaj mamy prawie 30 rozdział, a oni wciąż nie są razem. Ja nie wiem. Zamęczysz nas tym czekaniem, Kocie ;*
UsuńW każdym bądź razie rozdział mi się podobał, bardzo. Czuję, że będzie przełomowy.
Fede i Fran. Miłość rośnie <3 Nic dodać, nic ująć. :*
Kocham Cię,
Twoja Candy. :* <3
Chyba? Ma pewno. :D Mam nadzieje, że uda mi się połączyć ich jeszcze w czerwcu, jeżeli nie, to sto procent zobaczmy Leonette na początku lipca. :) Zobaczymy jak z czasem. :>
UsuńŻycie. XD Wiem, straszna jestem pod tym względem. :D
Ja Ciebie też. <3
Hej! Muszę przyznać, że styl pisania, którym się posługujesz, przypadł mi do gustu :) Krążę po blogach z opowiadaniami nawiązującymi do "Violetty" już od dłuższego czasu, obydwa Twoje również śledzę - mogę powiedzieć - regularnie. Historie te wciągnęły mnie tak bardzo, że z uporem maniaka kontroluję daty pojawiania się kolejnych rozdziałów. Chciałam Ci pogratulować polotu twórczego, serio! Sama mam jakieś tam doświadczenie w pisaniu opowiadań, domyślam się także, że czasy, w których ja publikowałam różne dziwne wytwory mojej wyobraźni, należą do przeszłości tak zamierzchłej, w której w ogóle nie myślałaś, że będziesz coś pisała... (ale dobrze, kończę już o tym, bo znowu dobiłam się myślą, jak szybko ucieka mi moja młodość :D). Pisz, rozwijaj się, wymyślaj kolejne historie, bo naprawdę masz do tego predyspozycje :) I pewnie moja opinia nie jest zbyt wartościowa, ale wiedz, że trochę na tym pisaniu jednak się znam, więc... naprawdę, powodzenia w dalszym tworzeniu!
OdpowiedzUsuńNawiązując do treści tegoż opowiadania - cóż, nie ukrywam, że od pierwszej emisji serialu bardzo zżyłam się z Leonettą - tak i u Ciebie mam cichą nadzieję, że ta dwójka zejdzie się, będzie szczęśliwa razem do końca świata i jeden dzień dłużej i mam takie podejrzenia, że do tego coraz bliżej, więc czekam :) (I ja próbuję oszukiwać siebie samą, że tematy miłosne mnie nie kręcą - cóż, dobre sobie ;)
A poza tym, wyczytałam gdzieś, że słuchasz Linkin Park! Są genialni, nieprawdaż? :) Od dekady są w czołówce moich ulubionych wykonawców (matko, serio napisałam "od dekady"? No popatrz, kolejny raz dobiłam się tym, jak szybko czas ucieka :p)
Lecę teraz zostawić jakieś miłe słowo (a bardzo rzadko mi się to zdarza) na Twoim drugim blogu. Kiełkuje we mnie taka mała, naprawdę malutka nadzieja, że moje komentarze będą stanowić dla Ciebie motywację do dalszego pisania.
Pozwolę podpisać się tak, jak jeszcze nigdzie indziej mi się to nie zdarzyło ;)
Pozdrawiam, Aussie :)
Witam. :)
UsuńStrasznie dziękuje za tyle ciepłych słów. Sama nie posądzałabym się o jakikolwiek polot, tym bardziej jest miło mi to słyszeć (czy raczej czytać). Naprawdę było to tak dawno temu? :) Ale muszę się zgodzić, czas płynie strasznie szybko. Pamiętam jeszcze jak pół roku temu, zakładałam bloga... Stare, dobre czasy. :D
Skoro mówisz, że się znasz, to wierzę. :) W takim razie muszę przyznać, że jeszcze milej jest mi czytać opinie osoby starszej (prawda? :)) i doświadczonej, mało tego, tak pozytywną.
Myślę, że jakby nie patrzeć, z Leonetta zżyła się większą część widzów, czy w to przez znienawidzenie jej (czego do tej pory nie rozumiem xd) czy przez bezgraniczną miłość. :) W końcu, ich relacja jest od początku jednym z budujących wątków, czyż nie? A jeżeli chodzi o ich losy na Ziemi... To chyba wszyscy wiedzą, że do nich co raz bliżej. :D Sama się zresztą nie mogę doczekać aż będę tworzyć ich romantyczne scenki. ^^
O tak, zdecydowanie najlepsi. Strasznie ubolewam nad tym, że nie dane było mi być na ich koncercie.
Długo, naprawdę długo. Podziwiam za taką wytrwałość.:) Ja szaleje za nimi może od trzech-czterech lat? I bardzo dziękuje za to mojemu tacie, to chyba jedna z najlepszych rzeczy, jakie dla mnie zrobił. :D
Oczywiście, że będą. Zawsze po przeczytaniu tak budujących rzeczy, ręce aż same rwą się do pisania. :)
Ściskam, Soph. <3
Wróciłam ;) Cóż, jak nie komentowałam, to nie komentowałam, ale ostatnio mam jakiś twórczy humor, więc jestem :) Przyznam Ci się, że zaczęłam pisać sześć lat temu, przerwałam dwa lata temu, więc wiesz... dla mnie jest to naprawdę ogrom czasu, choć z drugiej strony nie mam pojęcia kiedy to minęło. Życzę Ci, abyś i Ty pisała tak długo, albo i dłużej, żebyś czerpała z tego radość i żebyś nie popełniła mojego błędu (bo dziś twierdzę, że nagłe zniknięcie to był błąd i cały czas noszę się z zamiarem napisania czegoś, ale ciągle wymyślam sobie, że ponownie zawiodę).
UsuńTeż niestety mnie tam nie było. :( A usłyszeć głos Chestera na żywo to byłoby coś... z radości chybabym wyleciała w kosmos i wróciła, no naprawdę... :)
Romantyczne scenki z Leonettą? Jestem jak najbardziej za, ja również nie mogę się doczekać ;)
Aussie :)
Ciesze się, że dostałaś twórczego humoru. :D
UsuńNie dziwie się, sześć lat to jednak jest trochę. Z mojej perspektywy, byłam wtedy (jeżeli dobrze liczę xd) w trzeciej klasie podstawówki i masz racje nie miałam pojęcia, że będę cokolwiek pisać (albo nawet czytać, w tym okresie miałam książko-wstręt).
Nigdy nie mów nigdy. Może warto zrobić 'wielki powrót'? Przekonać się, czy rzeczywiście zawiedziesz. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo ( i myślę, że nawet dość spore), że dasz sobie radę. :)
Kosmos jest bardzo dobrym miejscem, żeby oddać ten zachwyt. <3
Soph. <3
Dopiero dzis znalazlam twojego bloga , przezytalam juz wszystkie rozdzialy i stwierdzam ze sie w nim zakohalam (milos od pierwszego wyjzenia ) . Z nieierpliwosia zekam na nxta a w miedzy zasie zapraszam do mnie http://samiwariaci.blogspot.com
OdpowiedzUsuń