Świat stracił kolory.
'Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później'
Dla Oli,żebyś wiedziała,że zawsze będę.Głęboki oddech.
Raz,dwa,trzy...Spokojnie. Popatrzyła na twarze swoich przyjaciół. Każda wyrażała jakąś emocje. Każda była inna. Każda się od niej odwróci. I już nigdy nie zobaczy ich promiennych uśmiechów. Ich zaskoczonych min. Ich łez szczęścia. Koniec ze wspólnymi wypadami na plaże. Nie będzie już wspólnych nocy pod gwiazdami, wycieczek za miasto.Dobre chwile odejdą w zapomnienie. Wymarzą je ze swoich wspomnień. Zapomną. Na zawsze. Nie będzie powrotu. Okrutny finał zaczynie się już za chwilę.
Wspomnienia wyblakną, już nic nie będzie takie samo. Nie ma prawa być.
Zakłopotanie, miłość, zdrada, wątpliwości, niedowierzanie, kłopoty.
Tyle skrajnych uczuć. Tyle zagubionych dusz. Tyle cierpienia.
Każdy z nich miał swoje problemu. A kto lepiej niż przyjaciele zrozumiałby je?
W grupie siła. Co jeżeli jeden z jej najważniejszych fundamentów opadnie z sił? Problemy go przerosną, świat pokryje się szarością.
Inni będą musieli go podtrzymać.
O ile na to zasługuję.
W grupie siła. Co jeżeli jeden z jej najważniejszych fundamentów opadnie z sił? Problemy go przerosną, świat pokryje się szarością.
Inni będą musieli go podtrzymać.
O ile na to zasługuję.
Wyszli z Resto. Milczeli.
Przyjemna cisza opanowała wszystkie rozmowy. Po co ją niszczyć, skoro była idealna? Perfekcyjnych rzeczy jest niewiele dlatego trzeba o nie dbać. Lecz najpierw trzeba je dostrzec,co jest nie lada wyzwaniem,dla każdego. Nie potrzeba oczu aby zobaczyć rzeczy piękne. Wystarczy czyste serce. To nieistotne czy radosne,czy ponure. Musi być tylko niewinne.
Przyjemna cisza opanowała wszystkie rozmowy. Po co ją niszczyć, skoro była idealna? Perfekcyjnych rzeczy jest niewiele dlatego trzeba o nie dbać. Lecz najpierw trzeba je dostrzec,co jest nie lada wyzwaniem,dla każdego. Nie potrzeba oczu aby zobaczyć rzeczy piękne. Wystarczy czyste serce. To nieistotne czy radosne,czy ponure. Musi być tylko niewinne.
Po przejściu dwóch ulic, rozdzielili się.
Fran pociągnęła do przodu Violettę,zagadując ją opowieściami o rodzinnych Włoszech. Nata,która znalazła wspólny język z Federico,szła tuż za nimi. Broduey człapał nogami,obok zdenerwowanego rapera,wpatrującego się z zazdrością w brunetkę,idącą przed nim. Lena zajęta poważną dyskusją z Andresem,starała się być jak najbliżej swojego brata i blondynki. Ruda patrzyła na swoje kremowe buty na koturnie i wcale nie miała ochoty patrzeć na Marco,który starał się zachować dobrą minę do złej gry.
Kompletnie mu to nie wychodziło.
Pochód zamykał Leon. Pogrążył się we własnych myślach. Co tak właściwie się tutaj dzieje? Świat stanął na głowie? Może to on nie nadąża za zmianami? Włożył ręce do kieszeni. Coś jest nie tak. Przeczucie jak zwykle go nie myliło.
Spojrzał na wszystkich.
Pod pozornym szczęściem ukrywała się masa trosk. Zbyt dobrze ich znał. Nawet nowa para w środku była zaniepokojona. Violetta odwróciła głowę,czekoladowe oczy wpatrywały się w niego. Pochwycił jej wzrok. Martwiła się. Opanował ją dziwny niepokój. W środku narastała panika,serce przyspieszało rytm. Oddech stał się nie równy. Czuli to samo.
Coś się wkrótce wydarzy. I to szybciej niż myśleli.
Doszli na miejsce po dziesięciu minutach spacerku. Park był taki sam jak zwykle. Trawa miała intensywnie zielony kolor. Drzewa nie ustępując,mieniły się różnymi odcieniami szmaragdów. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Ptaki zamilkły szukając swoich gniazd. Zastała ich zupełna cisza. Żadna dusza nie błąkała się po parku. Spokój był wręcz namacalny. Rozmowy ustały,kiedy szukali celu. Pierwszy dostrzegł go Leon. Wskazał palcem na rozłożysty dąb. Violetta i Federico całkowicie nie rozumieli jak zwykłe drzewo ma im pomóc,ale milczeli. Nie znali ich. Może rzeczywiście to miejsce było ważne? Wyjątkowe. Niepowtarzalne. Miejsce,z którym wiązało się mnóstwo wspomnień. Jak wspólny dom w parku. Należało tylko do nich. Tam kryła się ich tajemnica. Tajemnica przyjaźni.
Usiedli na miękkiej trawie.
Starszy Verdas oparł się o pień drzewa. Do jego lewego ramienia przysiadła się Hiszpanka,uważając na czarną tiulową spódniczkę-najnowszy nabytek w jej szafie. Chłopak obdarował ją uśmiechem. Polubił swoją
nową koleżankę. Uważał ją za idealną dziewczynę. Mieli tyle wspólnego. Byli jak dwie połówki jabłka. Razem stanowili jedność.
W jej oczach zobaczył dziewczynę z lotniska. Piękną brunetkę z ustami czerwonymi niczym róża. Gdyby nie zauważył jej urody,byłby idiotą. Ale jego serce skradł już ktoś inny. Natalia również znalazła już swoją miłość. Teraz,wystarczy już tylko o nią walczyć. I będą to robić razem,
Od tego ma się przyjaciół. Oni bez wątpienia nimi zostaną. Coś ciągnęło ich do siebie. Nie widzialna nić splatała ich losy ze sobą. Nie ma odwrotu,będą na siebie skazani.
Wszechświat chciał żeby się spotkali. Ma plany wobec każdego. Czasami są one zaskakujące,kiedy indziej zupełnie racjonalne.
Niepokój wymieszany z radością tworzył dziwną mieszankę.
Nie wiedziała jak ma się zachować. Napięcie panujące miedzy całą paczką było zdecydowanie zbyt irytujące. Miała dosyć naburmuszonych pomruków. Marudzenia. Siedzenia pod Tym miejscem bez najmniejszego znaku życia. To nie byli oni.
Jej przyjaciele zawsze tryskali pozytywną energią. Byli pełni chęci do życia,uśmiechem obdarowywali każdego. A teraz? Nie wiem co jest grane,ale muszę to naprawić.
Poderwała się gwałtownie,odrywając się od swojego chłopaka. Diego pokręcił głową z niedowierzaniem. Czuł co się święci
Temperament Lu nigdy nie był łagodny. Miała sobie coś z Włoszki,jednak jej wybuchy były bardziej przemyślane. Nigdy nie denerwowała się bez powodu,każde słowo z jej ust było wypowiedziane z sensem.
Krzyk miał tylko wzmocnić ich moc.
Ludmi stanęła na przeciwko siedzącej dwunastki. Większość z nich wiedziała,co się stanie. Spodziewali się kolejnego kazania dziewczyny. Ferro powoli otwierała usta. Zaczyna się,westchnął Maxi zakrywając oczy czapką.
-Co się z Wami dzieje?odezwała się,patrząc na zdezorientowanych przyjaciół.
-O co Ci cho...-Andres przybrał ofensywny ton.
-O to,że Leon przyprowadził dwie osoby,których imion kompletnie nie znamy ani nie wiemy kim są. I dlaczego mają postawioną na pół metra grzywkę do góry. -podniosła ręce do góry.-Oczywiście bez obrazy.-Federico odpowiedział uśmiechem.-Fran nie odzywa się do Marco i Camili,a Maxi do Natalii,Leon patrzy na mnie jak na idiotkę,która ma racje.-zaśmiała się,patrząc na szatyna.-Broduey'a chyba rzuciła dziewczyna,której podobno nie miał, Andres nie powiedział jeszcze nic o maskotkach. Lena nie zanuciła jeszcze niczego. Ludzie.-podniosła ręce do góry,chwytając się za idealnie ułożone włosy.-Co się dzieje?-zamilkli,bo co mieli odpowiedzieć? Tak,masz racje Ludmiła? Przecież to było oczywiste. Supernowa nigdy się nie myli.-Leon.-powiedziała pewnie.-Wymyśl coś.-odgarnęła blond czuprynę swoim
charakterystycznym gestem i zajęła z powrotem miejsce na trawie.
-Jak zawsze ja.-mruknął.-Dobra.-nabrał powietrza w płuca.-Zacznijmy od tego.Wyprowadzam się.
-Co?!-wrzasnęli wszyscy.-Gdzie?Jak? Kiedy? Po co?-posypała się lawina pytań. Na usta Verdasa wszedł zadziorny uśmiech.
-Z czego się cieszysz,debilu?-jego dobry humor podłapał Diego.
-Do innego domu,nie kraju. Ogarnijcie się. Zawsze zakładacie najgorsze. Pesymiści.-prychnął.-Od jutra będę tam mieszkać razem z Violettą i półmetrową grzywką jak to określiła elokwentnie Lu.-zrobił dramatyczną przerwę.
-Czyli co? Twoi kuzyni,których podobno nie masz, wprowadzają się do miasta.-zakpiła Francesca.
-Wiem,że nigdy o nim nie mówiłem,ale...-zawahał się,opuścił wzrok na swoje czerwone trampki.-Federico to mój brat.-Dał im chwile na przyswojenie tej informacji.-I skoro w sobotę jest impreza to proponuje żebyście wszyscy wbili do mnie w piątek na noc. Urządzimy sobie kolejną noc pod gwiazdami. Wszystko Wam wyjaśnię.-powiedział na jednym wdechu.
Szok. Jedyne słowo wyrażające całą sytuacje.
Czy Leon może ukrywać coś jeszcze?-zastanawiali się wszyscy. Wydawał się tak idealny. Bez żadnej skazy. Chodząca perfekcja.A więc jednak każdy ma jakieś skazy.
Uparcie wpatrywała się w swoje pomalowane na fioletowo paznokcie.
Cisza zmieniła swój ton na niezręczny. Nie mogli znaleźć odpowiednich słów. Ci,którzy mówili najwięcej stracili głos. Słowa ugrzęzły im w gardłach. I nie miały zamiaru wydostać się na zewnątrz.
Cała paczka była za sobą bardzo zżyta,nawet ślepy zauważyłby ich wzajemny szacunek,miłość,troskę.Po raz pierwszy czuła,że może być częścią czegoś pięknego. Marzyła aby znaleźć ważnych dla ludzi,miejsce,w którym spędzi resztę życia,dom. Może nawet miłość?
Czy Buneos Aires okaże się jej rajem na Ziemi?
-Lee... Leon.-szepnęła cichutko. Natychmiast wszystkie głowy odwróciły się w kierunku melodyjnego głosu.- Źle się czuje,moglibyśmy pojechać do hotelu.-nadal trwała w jednej pozycji. Nie potrafiła spojrzeć
komukolwiek w oczy.
-Vilu nic Ci nie jest?-zmartwił się.-Boli się głowa? Brzuch?Masz gorączkę? Jedziemy do lekarza!-zarządził.
-Verdas idioto!-krzyknęła blondynka.-Zawieś ją po prostu do domu.-powiedziała załamana.-Nic jej nie jest.
-Lu,uspokój się. Zobacz jaka ona jest blada.-pokazał na białą niczym śnieg twarz szatynki.-Trzeba ją zawieść do szpitala.-upierał się.
-Leon.-odezwał się jego starszy brat.-Ona ma racje.-oznajmił wstając na nogi.-Violetta jest tylko wycieńczona. Cały dzień nic nie jadła.Zabiorę ją do hotelu. Położy się,zje coś i będzie dobrze.-położył rękę na ramieniu szatyna.-Tranquilo,Leon.
-Ale!-próbował zaprotestować.
-Żadnego,ale. Jedziemy. A my-zwrócił się do reszty towarzystwa.-Widzimy się w piątek.
Od zawsze potrafił zjednać sobie ludzi. Miał do tego wrodzony talent. Uśmiechem rozładowywał napięta atmosferę. Gestem zapobiegał kłótnią. Słowem umilał czas. Prawie jak bóg.
Ale prawie robi wielką różnice.
Violetta podeszła chwiejnym krokiem do szatyna. Odruchowo złapała go za ramię i wtuliła w umięśniony tors. Jego ciepło było idealnym rozwiązaniem dla jej zimnego ciała.
-Trzęsiesz się.-powiedział zaskoczony.
-To nic,ale chyba mam gorączkę.-dotknęła swojego czoła.-Tak,na pewno mam gorączkę. Odwróciła się. Wszyscy wstali z wygodnej trawy. Wyglądali jakby....się o nią martwili. Oczy dziewczyn błyszczały iskierkami obawy. Chłopacy włożyli ręce do kieszeni. Stali jak rycerze,gotowi chronić księżniczki. Pozornie obojętni,ale w środku serce zaczęło im bić szybciej. Zdążyli polubić nowych przybyszów. Z całą pewnością byli warci tej sympatii.
Nie spodziewała się,że czyjaś troska może być tak przyjemna.
Spojrzała z uśmiechem na każdą twarz po kolei. Wiedziała,że ci ludzie są wyjątkowi. Była przekonana,że odegrają ważną role w jej życiu.
Nareszcie trafiłam do swojego nieba na Ziemi.
Taka okazja mogła więcej się nie powtórzyć.
Byli tu wszyscy. W lepszym,bądź gorszym humorze,ale byli.
Obiecała sobie,że to ten dzień. Najgorszy dzień jej życia.
Przemyślała każde słowo,które miało paść z jej ust. Brała pod uwagę każdą reakcje,swoich przyjaciół. Przygotowała się na to,co się stanie.
Bardziej,gotowa nie będę.
-Poczekajcie.-zawołała. Bez wahania zatrzymali i odwrócili się w stronę Rudej.- Przede wszystkim Violetta wybacz,że to przeciągam skoro jesteś chora,ale muszę to powiedzieć.-Zamknęła oczy.Teraz- Fran zerwała z Marco bo całował się z jakąś dziewczyną. I tą dziewczyną... Byłam ja...-nie usłyszała już nic. Bała się spojrzeć na ich wrogi wzrok.
Usłyszała szelest.Po prostu odeszli. Zostawiając ją samą ze swoim przeznaczeniem,w które niewątpliwie zamieszany był stojący obok Marco.
Zaniosła się cichym szlochem.
To Koniec.
Coś się wkrótce wydarzy. I to szybciej niż myśleli.
Doszli na miejsce po dziesięciu minutach spacerku. Park był taki sam jak zwykle. Trawa miała intensywnie zielony kolor. Drzewa nie ustępując,mieniły się różnymi odcieniami szmaragdów. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Ptaki zamilkły szukając swoich gniazd. Zastała ich zupełna cisza. Żadna dusza nie błąkała się po parku. Spokój był wręcz namacalny. Rozmowy ustały,kiedy szukali celu. Pierwszy dostrzegł go Leon. Wskazał palcem na rozłożysty dąb. Violetta i Federico całkowicie nie rozumieli jak zwykłe drzewo ma im pomóc,ale milczeli. Nie znali ich. Może rzeczywiście to miejsce było ważne? Wyjątkowe. Niepowtarzalne. Miejsce,z którym wiązało się mnóstwo wspomnień. Jak wspólny dom w parku. Należało tylko do nich. Tam kryła się ich tajemnica. Tajemnica przyjaźni.
Usiedli na miękkiej trawie.
Starszy Verdas oparł się o pień drzewa. Do jego lewego ramienia przysiadła się Hiszpanka,uważając na czarną tiulową spódniczkę-najnowszy nabytek w jej szafie. Chłopak obdarował ją uśmiechem. Polubił swoją
nową koleżankę. Uważał ją za idealną dziewczynę. Mieli tyle wspólnego. Byli jak dwie połówki jabłka. Razem stanowili jedność.
W jej oczach zobaczył dziewczynę z lotniska. Piękną brunetkę z ustami czerwonymi niczym róża. Gdyby nie zauważył jej urody,byłby idiotą. Ale jego serce skradł już ktoś inny. Natalia również znalazła już swoją miłość. Teraz,wystarczy już tylko o nią walczyć. I będą to robić razem,
Od tego ma się przyjaciół. Oni bez wątpienia nimi zostaną. Coś ciągnęło ich do siebie. Nie widzialna nić splatała ich losy ze sobą. Nie ma odwrotu,będą na siebie skazani.
Wszechświat chciał żeby się spotkali. Ma plany wobec każdego. Czasami są one zaskakujące,kiedy indziej zupełnie racjonalne.
Niepokój wymieszany z radością tworzył dziwną mieszankę.
Nie wiedziała jak ma się zachować. Napięcie panujące miedzy całą paczką było zdecydowanie zbyt irytujące. Miała dosyć naburmuszonych pomruków. Marudzenia. Siedzenia pod Tym miejscem bez najmniejszego znaku życia. To nie byli oni.
Jej przyjaciele zawsze tryskali pozytywną energią. Byli pełni chęci do życia,uśmiechem obdarowywali każdego. A teraz? Nie wiem co jest grane,ale muszę to naprawić.
Poderwała się gwałtownie,odrywając się od swojego chłopaka. Diego pokręcił głową z niedowierzaniem. Czuł co się święci
Temperament Lu nigdy nie był łagodny. Miała sobie coś z Włoszki,jednak jej wybuchy były bardziej przemyślane. Nigdy nie denerwowała się bez powodu,każde słowo z jej ust było wypowiedziane z sensem.
Krzyk miał tylko wzmocnić ich moc.
Ludmi stanęła na przeciwko siedzącej dwunastki. Większość z nich wiedziała,co się stanie. Spodziewali się kolejnego kazania dziewczyny. Ferro powoli otwierała usta. Zaczyna się,westchnął Maxi zakrywając oczy czapką.
-Co się z Wami dzieje?odezwała się,patrząc na zdezorientowanych przyjaciół.
-O co Ci cho...-Andres przybrał ofensywny ton.
-O to,że Leon przyprowadził dwie osoby,których imion kompletnie nie znamy ani nie wiemy kim są. I dlaczego mają postawioną na pół metra grzywkę do góry. -podniosła ręce do góry.-Oczywiście bez obrazy.-Federico odpowiedział uśmiechem.-Fran nie odzywa się do Marco i Camili,a Maxi do Natalii,Leon patrzy na mnie jak na idiotkę,która ma racje.-zaśmiała się,patrząc na szatyna.-Broduey'a chyba rzuciła dziewczyna,której podobno nie miał, Andres nie powiedział jeszcze nic o maskotkach. Lena nie zanuciła jeszcze niczego. Ludzie.-podniosła ręce do góry,chwytając się za idealnie ułożone włosy.-Co się dzieje?-zamilkli,bo co mieli odpowiedzieć? Tak,masz racje Ludmiła? Przecież to było oczywiste. Supernowa nigdy się nie myli.-Leon.-powiedziała pewnie.-Wymyśl coś.-odgarnęła blond czuprynę swoim
charakterystycznym gestem i zajęła z powrotem miejsce na trawie.
-Jak zawsze ja.-mruknął.-Dobra.-nabrał powietrza w płuca.-Zacznijmy od tego.Wyprowadzam się.
-Co?!-wrzasnęli wszyscy.-Gdzie?Jak? Kiedy? Po co?-posypała się lawina pytań. Na usta Verdasa wszedł zadziorny uśmiech.
-Z czego się cieszysz,debilu?-jego dobry humor podłapał Diego.
-Do innego domu,nie kraju. Ogarnijcie się. Zawsze zakładacie najgorsze. Pesymiści.-prychnął.-Od jutra będę tam mieszkać razem z Violettą i półmetrową grzywką jak to określiła elokwentnie Lu.-zrobił dramatyczną przerwę.
-Czyli co? Twoi kuzyni,których podobno nie masz, wprowadzają się do miasta.-zakpiła Francesca.
-Wiem,że nigdy o nim nie mówiłem,ale...-zawahał się,opuścił wzrok na swoje czerwone trampki.-Federico to mój brat.-Dał im chwile na przyswojenie tej informacji.-I skoro w sobotę jest impreza to proponuje żebyście wszyscy wbili do mnie w piątek na noc. Urządzimy sobie kolejną noc pod gwiazdami. Wszystko Wam wyjaśnię.-powiedział na jednym wdechu.
Szok. Jedyne słowo wyrażające całą sytuacje.
Czy Leon może ukrywać coś jeszcze?-zastanawiali się wszyscy. Wydawał się tak idealny. Bez żadnej skazy. Chodząca perfekcja.A więc jednak każdy ma jakieś skazy.
Uparcie wpatrywała się w swoje pomalowane na fioletowo paznokcie.
Cisza zmieniła swój ton na niezręczny. Nie mogli znaleźć odpowiednich słów. Ci,którzy mówili najwięcej stracili głos. Słowa ugrzęzły im w gardłach. I nie miały zamiaru wydostać się na zewnątrz.
Cała paczka była za sobą bardzo zżyta,nawet ślepy zauważyłby ich wzajemny szacunek,miłość,troskę.Po raz pierwszy czuła,że może być częścią czegoś pięknego. Marzyła aby znaleźć ważnych dla ludzi,miejsce,w którym spędzi resztę życia,dom. Może nawet miłość?
Czy Buneos Aires okaże się jej rajem na Ziemi?
-Lee... Leon.-szepnęła cichutko. Natychmiast wszystkie głowy odwróciły się w kierunku melodyjnego głosu.- Źle się czuje,moglibyśmy pojechać do hotelu.-nadal trwała w jednej pozycji. Nie potrafiła spojrzeć
komukolwiek w oczy.
-Vilu nic Ci nie jest?-zmartwił się.-Boli się głowa? Brzuch?Masz gorączkę? Jedziemy do lekarza!-zarządził.
-Verdas idioto!-krzyknęła blondynka.-Zawieś ją po prostu do domu.-powiedziała załamana.-Nic jej nie jest.
-Lu,uspokój się. Zobacz jaka ona jest blada.-pokazał na białą niczym śnieg twarz szatynki.-Trzeba ją zawieść do szpitala.-upierał się.
-Leon.-odezwał się jego starszy brat.-Ona ma racje.-oznajmił wstając na nogi.-Violetta jest tylko wycieńczona. Cały dzień nic nie jadła.Zabiorę ją do hotelu. Położy się,zje coś i będzie dobrze.-położył rękę na ramieniu szatyna.-Tranquilo,Leon.
-Ale!-próbował zaprotestować.
-Żadnego,ale. Jedziemy. A my-zwrócił się do reszty towarzystwa.-Widzimy się w piątek.
Od zawsze potrafił zjednać sobie ludzi. Miał do tego wrodzony talent. Uśmiechem rozładowywał napięta atmosferę. Gestem zapobiegał kłótnią. Słowem umilał czas. Prawie jak bóg.
Ale prawie robi wielką różnice.
Violetta podeszła chwiejnym krokiem do szatyna. Odruchowo złapała go za ramię i wtuliła w umięśniony tors. Jego ciepło było idealnym rozwiązaniem dla jej zimnego ciała.
-Trzęsiesz się.-powiedział zaskoczony.
-To nic,ale chyba mam gorączkę.-dotknęła swojego czoła.-Tak,na pewno mam gorączkę. Odwróciła się. Wszyscy wstali z wygodnej trawy. Wyglądali jakby....się o nią martwili. Oczy dziewczyn błyszczały iskierkami obawy. Chłopacy włożyli ręce do kieszeni. Stali jak rycerze,gotowi chronić księżniczki. Pozornie obojętni,ale w środku serce zaczęło im bić szybciej. Zdążyli polubić nowych przybyszów. Z całą pewnością byli warci tej sympatii.
Nie spodziewała się,że czyjaś troska może być tak przyjemna.
Spojrzała z uśmiechem na każdą twarz po kolei. Wiedziała,że ci ludzie są wyjątkowi. Była przekonana,że odegrają ważną role w jej życiu.
Nareszcie trafiłam do swojego nieba na Ziemi.
Taka okazja mogła więcej się nie powtórzyć.
Byli tu wszyscy. W lepszym,bądź gorszym humorze,ale byli.
Obiecała sobie,że to ten dzień. Najgorszy dzień jej życia.
Przemyślała każde słowo,które miało paść z jej ust. Brała pod uwagę każdą reakcje,swoich przyjaciół. Przygotowała się na to,co się stanie.
Bardziej,gotowa nie będę.
-Poczekajcie.-zawołała. Bez wahania zatrzymali i odwrócili się w stronę Rudej.- Przede wszystkim Violetta wybacz,że to przeciągam skoro jesteś chora,ale muszę to powiedzieć.-Zamknęła oczy.Teraz- Fran zerwała z Marco bo całował się z jakąś dziewczyną. I tą dziewczyną... Byłam ja...-nie usłyszała już nic. Bała się spojrzeć na ich wrogi wzrok.
Usłyszała szelest.Po prostu odeszli. Zostawiając ją samą ze swoim przeznaczeniem,w które niewątpliwie zamieszany był stojący obok Marco.
Zaniosła się cichym szlochem.
To Koniec.
______________________
Byłby wcześniej,ale ktoś zagadał mnie na gg.I dzisiaj i wczoraj,ale nie ważne. XD
Też Cię kocham Misiu. :P
I tak zwalam na Ciebie. ^^Powiedzmy,że w opóźnieniu brało też udział moje lenistwo i nieskończona ilość lekcji,których i tak nie zrobiłam. xD ;_; Także idę się za nie zabrać. :3 Chyba. ;-;
Starałam się,ale znowu nie wyszło.
I tak zwalam na Ciebie. ^^Powiedzmy,że w opóźnieniu brało też udział moje lenistwo i nieskończona ilość lekcji,których i tak nie zrobiłam. xD ;_; Także idę się za nie zabrać. :3 Chyba. ;-;
Starałam się,ale znowu nie wyszło.
Naprawdę nie rozumiem tego,że czytacie takie coś. I w ogóle jakoś tak smutno. :c Słoneczko świeciło ,może to przez to? Jeju gdzie mój śnieg. ;_;
Koniec mojego interesującego wywodu. XD
Koniec mojego interesującego wywodu. XD
Wasza beznadziejna ale wciąż kochająca Soph. ♥
Konkurs został przedłużony do 7 marca do godziny 20.
Tak w ogóle ktoś jeszcze oprócz Miśka wyśle prace? xD
Tak w ogóle ktoś jeszcze oprócz Miśka wyśle prace? xD
Do zobaczenia,kiedyś tam. xD
Dla tych,którzy jeszcze nie wiedzą. Rozdział 6. Miłego czytania,czy coś...
Zapraszam tutaj. Wiem,że na razie jest pusto,ale mój misiek obiecał Prolog i słowa dotrzyma. ♥ I w ogóle patrzcie jaki ma ładny nagłówek. XD
Jeżeli ktoś czytał notkę na Dos pasiones to niech wie,że powrót prędko nie nastąpi. xD Jeżeli już wezmę się za tego bloga-chodziarz będzie ciężko bez Olki. ;c-to napisze parę rozdziałów wprzód i wtedy zacznę publikować. Z R&B raczej nie zniknę. Będę pisała dalej,ale dla jasności to czym miała zając się Olcia jest świętością i ja się za to nie biorę. :3
To chyba na tyle. xD
Zapraszam tutaj. Wiem,że na razie jest pusto,ale mój misiek obiecał Prolog i słowa dotrzyma. ♥ I w ogóle patrzcie jaki ma ładny nagłówek. XD
Jeżeli ktoś czytał notkę na Dos pasiones to niech wie,że powrót prędko nie nastąpi. xD Jeżeli już wezmę się za tego bloga-chodziarz będzie ciężko bez Olki. ;c-to napisze parę rozdziałów wprzód i wtedy zacznę publikować. Z R&B raczej nie zniknę. Będę pisała dalej,ale dla jasności to czym miała zając się Olcia jest świętością i ja się za to nie biorę. :3
To chyba na tyle. xD