wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 14

'Zawał'

`Byłeś moim ser­cem i wy­wołałeś zawał...
To te­raz za­fun­duj mi przeszczep do cholery!` 

Wielu ludzi nie docenia tego co ma.Rodziny,przyjaciół,zdrowia,pasji,szczęścia...oraz wielu innych rzeczy.Każdy człowiek ma indywidualne synonimy radości,których i tak nie dostrzega. Nie potrafi zauważyć ludzi,których podświadomie kocha bądź obdarza miłością jego. To niesprawiedliwe. Możesz stanąć na głowie żeby ktoś dla ciebie ważny miał wszystko.Starasz się.Próbujesz. Ale nie usłyszysz nawet 'głupiego' dziękuje. Po więc troszczyć się o takich ludzi?
Przez jedno z najcenniejszych  a zarazem najgroźniejszych uczuć,nadzieje. Nadzieje,że ludzie się zmieniają. Ile osób już przez nią cierpiało? Optymizm w takich przypadkach jest zwykle skazany na porażkę. Ludzie nie potrafią dostrzec niektórych rzeczy lub po prostu robią to zdecydowanie za późno. Jeszcze inni po prostu nie umieją,nie chcą się zmienić.
 'No bo niby po co? I tak wszyscy umrzemy?'-prawo każdego pesymisty.
Jednak każde prawo można obalić. Kto niby powiedział,że każdy na tym okropnym świecie nie jest zdolny do szanowania tego czym obdarowało nas życie?
Maxi był tego doskonałym przykładem. Uwielbiał wszystko co go otaczało. Cieszył się z każdej chwili spędzonej z przyjaciółmi,rodzicami i z rodzeństwem. A trzeba przyznać,że jak na bardzo bogatych i zabieganych ludzi państwo Ponte znajdywali bardzo dużo czasu dla swoich pociech. W życiu osiągnęli prawdziwe szczęście. Niestety Maxi był ich jedynym dzieckiem. Strasznie go kochali ale Alba bardzo pragnęła powiększyć swoją rodzinę.Stąd właśnie wzięli się sześcioletnie bliźniaki-Valeria i Nicolas. Małżonkowie zaadoptowali maluchy jakieś trzy lata temu.Może i na początku Maximiliano nie był zachwycony nowym przybyszami.Ale teraz? Spędza z nimi każdą wolną chwile.Tak jak teraz.Nie mogli prosić by o lepszego brata. Trzeba przyznać,że chłopak ma zdolności wychowawcze. Nie łatwo zapanować nad dwójką niesfornych maluchów.Jemu jednak udaje się to znakomicie. Obleganie kuchni w trojkę aby przygotować niespodziankę dla rodziców.Czy mógł wpaść na lepszy pomysł? 
-Maksi telefon ci piscy.-odezwała się Val,której nie dawno wypadł przedni ząbek.Przez co mówi troszeczkę nie wyraźnie,dodając jej przy tym jeszcze więcej uroku.
-Pewnie SMS.Zobacz kto i co ode mnie chce.Jestem cały w mące.Te babeczki to chyba nie był najlepszy pomysł.-westchnął chłopak.
-Fran,pisze ,że potrzebuje pomocy.-zapiszczała radośnie dziewczynka.
-Co?-w tym momencie na jego różowym fartuszku,który kazała mu ubrać młodsza siostra,pojawiła się ogromna plama z czekolady,mającej wylądować na wierzchu wypieków.-Szlak.-powiedział.-Nico leć po Esmeraldę powinna być w gabinecie taty.-Esme,kolejna ważna kobieta w życiu szesnastolatka. Była dla niego jak druga mama,nie licząc oczywiście cioci Adrianny i Marii.W końcu to siostra jego ojca. Często przebywała u nich w domu ze względu na prace w rodzinnej firmie. Nikt nie miał jej tego za złe.Kochali towarzystwo uroczej,trzydziestopięcioletniej kobiety.Po kilku minutach przekroczyła próg kuchni z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy ale nie odezwała się ani słowem.
-Wylałem na siebie czekoladę.-Esemeralda zachichotała.-Pomożesz im dokończyć babeczki? Fran mnie potrzebuje.-spojrzał na nią błagalnie.
-Oczywiście,że tak!-zaszczebiotała radośnie-Tylko zdejmij to różowe coś.-krzyknęła do wybiegającego Maxiego.

Siedziała nad strumykiem. Dookoła było widać tylko i wyłącznie drzewa.Nie przeszkadzało jej to. Lubiła naturę.Rosnące malutkie kwiaty wpływały korzystnie na jej paskudne samopoczucie.Spokojny śpiew ptaków,docierał do jej delikatnie odstających uszy. Do oczy cisnęła się coraz większa ilość łez,powoli wydobywających się na powierzchnie.Nie chciała się ruszać. Marzyła tylko o tym aby ktoś znalazł się obok niej i mocno ją przytulił. Tak aby poczuła ciepło jego ciała,przytłumione bicie serca. Chciała być kochana. Czy prosi o zbyt wiele?
Miała dosyć tego wszystkiego. Miłość podobno uskrzydla. W takim razie dlaczego siedzi na wilgotnej trawie i płaczę? Czym sobie na to zasłużyła? Nie chciała zakochiwać się w Leonie.Nie planowała tego. To stało się samo.Na prawdę starała się zapomnieć.Szkoda,że za każdym razem ponosiła druzgocącą porażkę. Która  ciągle od nowa coraz bardziej łamała jej serce.
-Co to cholery jest ze mną nie tak?- wyszeptała w wiatr okalający jej bladą skórę.
Odezwać się czy nie? Podejść czy nie? Podjąć to ryzyko? Brod rozpoczął walkę z samym sobą.Żyje się tylko raz więc dlaczego nie miał by tego zrobić?
-A dlaczego miało by być z tobą coś nie tak?- zrobił to? Zrobił to! Wstąpiła w niego niespotykana dawka odwagi. Lara aż podskoczyła z wrażenia. Kto mógł ją tutaj znaleźć?Ale zaraz. Ona doskonale znała ten głos.


Znaleźli się pod domem Włoszki w tym samym momencie. Wymienili się tylko zaniepokojonymi spojrzeniami.Nie zdążyli się nawet odezwać a już znajdowali się w środku.Znali ten dom jak własną kieszeń. Przeszli przez dość krótki korytarz,na którym wisiały zdjęcia.Różnorakie fotografie Francesci,jej brata a nawet jedna czerwona rameczka z ich trójką w środku. Następnie wskoczyli na drewniane schody. Prawie je przeskoczyli. Po tych wspaniałych 'akrobacjach' skierowali się do przedostatnich drzwi w korytarzu. Nawet nie zapukali,od razu wpadli do środka. Widok w sumie nie był najgorszy.Spodziewali się dużo tragiczniejszych rzeczy. Tak jak wtedy gdy zdechł jej pies.To było yy no straszne! Wyglądała wtedy jak...jak... Nie! To nie czas za roztrząsanie tego okropnego czasu w jej życiu.
-Miśku,co się stało?-odezwał się kojącym głosem Leon. Oboje z Ponte zajęli miejsca obok leżącej na podłodze Fran. W środku zbierała się aby wyznać prawdę. Nie chciała po raz kolejny dzisiaj się rozpłakać. Jak na dzisiaj wylała już wystarczającą ilość łez.
-Marco całował się z inną.-wychlipała.
-Co za sku...
-Maxi,uspokój się!-wrzasnął Leon. Doskonale wiedział,że jeżeli Luca usłyszy choć jedną przekleństwo z ust któregoś z nich,nie będą mogli zbliżyć się do niej choć na dziesięć metrów.
-Dlatego z nim zerwałam.-kontynuowała Włoszka.
-Stop! Zerwałaś z Marco?-zdziwił się  Verdas.
-To ty nic nie wiesz?-oburzył się Ponte.
-Jak widać jestem niedoinformowany!-Leon podniósł głos,zirytowany.
-Ragazzi!Silenzio!*-powiedziała zirytowana Francesca.
-Fran po hiszpańsku!-chłopcy podnieśli na nią głos.
-Zamknijcie się!-wrzasnęła dziewczyna.-Mogę?-skinęli głowami na znak zgody.-Nie byłam taka załamana dla tego ci nie powiedziałam Leoś a ta papla Maximiliano dowiedział się przypadkiem.
-To dlaczego płaczesz?-Ponte nic z tego rozumiał. A Vega starała się zamordować go spojrzeniem. 
-Ponieważ.-wzięła głęboki oddech.-Dzisiaj dowiedziałam się z kim się całował.-Znowu zaczęła szlochać.- Na dodatek sama przyszła mi o tym powiedzieć.To...to...To była Camila.-z oczu Fran ponownie pociekły łzy wielkości grochu.
-Zabawna jesteś,kochaniutka.-w końcu Verdas zabrał głos.Jednak widząc smutek na twarzy przyjaciółki, zrobił coś czego najbardziej teraz potrzebowała. Przytulił ją.Do grupowego uścisku dołączył się również brunet.Może i wyglądało to dziwnie.W końcu leżeli na podłodze,Fran między chłopakami i ściskali się najmocniej jak się dało. Ale kogo to w tej chwili obchodziło? Teraz liczył się tylko sposób poprawienia humoru brunetce.Jednak głowę Leona zaprzątała jeszcze jedna rzecz.Jak im to powiedzieć?Chyba najlepiej będzie 'prosto z mostu'.
-Wyprowadzam się.-wyszeptał szatyn najciszej jak potrafił.
-Świetnie!Zaraz? Co?!- Maxi miał wrażenie,że Włoszka za chwile dostanie zawału. 
-Co?-Ponte zachował się jak echo.
-Hej,hej,hej! Spokojnie. Do innego domu. Nie wiedziałem,że tak wam odbije.-po raz pierwszy dzisiaj na twarzach przyjaciół pojawiły się uśmiechy. 
-Masz jeszcze jakieś ciekawe wieści?-zaśmiał się Maxi. Nie spodziewał się tak porażającej informacji. Leon wziął się w garść,musiał to zrobić przede wszystkim dla swojego najlepszego przyjaciela. Spojrzał mu w oczy.
-Violetta i Fede wrócili.-powiedział najspokojniej jak tylko mógł,po mimo emocji panujących w środku.



Escucha y siente 
Sube el volumen vas a
Enloquecer, enloquecer, enloquecer, Oh...
-Diego! Zamknij się!-zdenerwowana Lena wparowała do pokoju brata.
-Kruszynko ty moja najukochańsza-odezwał się przesłodzonym głosem Sevilla.Szatynka patrzyła na niego tak jak zwykle: z pogardą a zarazem miłością,ze zdziwieniem i spokojem. Norma w domu rodzeństwa.- Zawołaj naszą ukochaną Natalkę i nagramy piosenkę na twojego bloga. Co ty na to?Hm? 
-Ale,że ty tak na serio?-zdziwiła się dziewczyna.-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim bratem? Idę.-krzyknęła,schodząc ze schodów. 'W końcu',pomyślał chłopak. 
-Diego!- po raz kolejny w ciągu ostatnich pięciu minut po domu rodzeństwa rozbrzmiewał wrzask Leny.- Ona nie chce,chodź! 
-Lece,siostrzyczki!- jak ja je kocham,rozmarzył się o dwóch wspaniałych dziewczynach,z którymi dzielił tak urocze miejsce zamieszkania,jakim było Buenos Aires.

-Maxi! Przestań.-powiedział ze spokojem Leon. Nie mógł patrzeć na przyjaciela,który próbował przebić się przez hotelowe drzwi do pokoju Violetty.
-Jesteś pewien,że to te drzwi?-zapytał zrozpaczony Ponte.
-Tak.Przynajmniej tak napisał mi Feder.- Pomyśleć,że jeszcze dwadzieścia minut temu siedzieli na podłodze w pokoju u Włoszki... 

-Leon,starczy tych żartów na dzisiaj.Nie uważasz?-powiedział delikatnie zirytowany Maxi.
-Maximiliano ale to nie żart.-odpowiedział najpoważniej jak tylko potrafił. 
-Jaka Violetta i jaki Fede?-Fran kompletnie nie wiedziała co powiedzieć,została jednak całkowicie zignorowana przez swoich przyjaciół. 
-Nie to przecież nie możliwe-nie dowierzał brunet.-Gdzie oni są?-warknął. Wewnętrzny głos podpowiadał mu,że musi się z nimi zobaczyć. Nie było innej możliwości..

Wydarzenia ostatnich chwil przerwał dźwięk otwieranych drzwi oraz zdenerwowanego głosu
 dziewczyny. Miała ochotę zastrzelić osobę,która przerwała jej błogi sen po tak ciężkim dniu. W głowie kształtował się już ochrzan jaki miała wygłosić.Usta już zbierały się do krzyku.Ale kiedy zobaczyła kto tam jest,głos ugrzązł w jej gardle. Jedynym co przyszło jej na myśl było rzucenie się w jego ramiona. 
-Tęskniłem-wyszeptał chłopak,wciąż trzymając Violette. Jakby bał się,że znowu ją straci.

________________________________
Chłopaki!Cisza! *
Tak oto prezentuje się 14.
Rozdział dedykuje Alexandrze Comello(mam nadzieje,że dobrze odmieniłam xd). Twój OP o Naxi natchnął mnie do napisania fragmentu o Maxim. ♥
Opinie pozostawiam wam. Jeżeli coś się komuś nie spodobało lub uważa,że powinnam coś poprawić to bardzo proszę o komy. ♥ 
I jakby co na  http://dos-pasiones-en-un-solo-lugar.blogspot.com/  pojawił się rozdział 1. Zapraszam!
Nie mam pojęcia kiedy napisze 15. Ale pewnie pojawi się za rok. Wiecie o co mi chodzi,prawda?
Życzę pijanego sylwestra! (chodziarz większość z nas jest za mała na takie szaleństwa xd )
Spełnienia marzeń w Nowym Roku. Samych sukcesów. Wszystkiego co najlepsze!
Kocham i całuję Soph :*

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział? Nie! Niespodzianka.

Otóż moją niespodzianką jest... nowy blog!
Tak na dobrą sprawę jeszcze nic tam nie ma ale wkrótce się pojawi. xD
Będę go prowadzić razem z moją kochaną Axi. ♥ Mam nadzieje,że wpadniecie. :*
Kolorowych snów,Soph. :D
http://dos-pasiones-en-un-solo-lugar.blogspot.com/

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 13

'Powrót bólu'

'Miłość jest to ja­kieś nie wiado­mo co, przychodzące nie wiado­mo skąd i nie wiado­mo jak, i spra­wijące ból nie wiado­mo dlaczego.'


Właśnie się dowiedziała,że zamieszka w starym domu swojego brata ,razem z czterema facetami.
 Co mogła wtedy czuć? Gniew,agresje,zaskoczenie,radość,niepokój.Zaraz radość? Coś tu było nie tak...
Uczucia kłębiły się w jej głowie. Próbowała uspokoić oddech,który gwałtownie przyspieszył. Raz,dwa,trzy... Liczyła kolejne wdechy.Dawało jej to powoli ,dziwne uczucie spokoju. Cztery,pięć,sześć... Gniew i zaskoczenie powoli przechodziły.Siedem,osiem,dziewięć... Zaczynała dostrzegać powagę sytuacji. Będzie mieszkała w jednym domu z Nim.Dziesięć... Starała się opanować drżenie głosu. Wciąż tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi.A ona wydusiła tylko zwykłe 'kiedy'.
-Jutro przyjeżdża ekipa remontowa.Mają skończyć do środy więc w czwartek się wprowadzimy.-odpowiedział German.                                                                                                          Miała pewność,że gdyby jeszcze jedno słowo wydobyłoby się z jej ust,nie zapanowałaby nad tonem swojej wypowiedzi. W tej chwili mogłaby nawet zacząć płakać. Miała dosyć tego dnia. Tego domu. Ludzi siedzących obok. Dosłownie wszystkiego.Marzyła tylko o tym żeby znaleźć się w swoim wygodnym łóżku.
Pojawił się kolejny problem. Jej wymarzone posłanie znajdowało się w pokoju hotelowym. Marzyła o tym,żeby znaleźć się w jej królestwie.
-A nasze pokoje?-powiedział starszy Verdas.
-W tym domu jest sześć sypialni i tysiąc innych pomieszczeń. Spokojnie będziemy mieli gdzie spać.- Leon zaczął droczyć się z bratem.
-Chłopcy-odezwał się Antonio.Westchnął i po chwili dodał : Leon, Feder oraz ja zajmiemy swoje stare pokoje.- szatyn się skrzywił.-Spokojnie,będą przemalowane. Chyba,że życzysz sobie aby pozostawić tą uroczą tapetę z Kubusiem Puchatkiem,Leon.- chłopak delikatnie się zarumienił,widząc śmiech Violetty.
-Będę wdzięczny dziadku.-Verdas zgromił Antonio wzrokiem.
 -Szkoda,tak uwielbiałam w nim siedzieć.Zwłaszcza włączać i wyłączać świecący się nosek Puchatka.-Przez moment Ich spojrzenia się spotkały. Przez ich ciała przeszedł dreszcz. Przyjemny dreszcz. Nie byłoby to takie złe. Nie podobało im się jednak,że to było dla nich takie... miłe? W każdym bądź razie nienawidzą się.Czyli tak nie powinno być. Przynajmniej tak im się zdawało.
-A mój pokój?-odezwała się Castillo.
-German zajmie pierwszy pokój gościny. Sypialnia waszych rodziców pozostanie nietknięta. A ty kochana. Pamiętasz ostatni pokój w środku korytarza,obok którego było wejście na strych.- Przytaknęła ruchem głowy.
-Oczywiście,że pamiętam. Było tam takie wejście do garderoby cioci Adriany. Wiedziała tylko o tym ona ciocia Alba,mama i ja.-jej humor natychmiast się poprawił.
-Świetnie.Bo od czwartku będzie należeć do ciebie.-powiedział Antonio


Myślała,że już nie pamięta.Co było to było. Pocierpiała i...jej przeszło. Wtedy Camila oczywiście musiała przywrócić jej wszystkie wspomnienia.To już nie chodziło o Marco.Znaczy wciąż był w to uwikłany.Ale  z drugiej strony to po części jego wina. A może to wszystko przez niego?Dlaczego to nie ma sensu?  Myślała,że już dawno pozbawiła oczy łez. Jednak wciąż po jej policzkach spływała słona woda. Pełna żalu,gniewu,nienawiści,smutku i niewiedzy. Dlaczego niewiedzy? Bo wciąż zastanawiała się po co jej to zrobili? Mieli satysfakcje z powody naiwności Włoszki? Uważali,że miło jest zrobić krzywdę komuś,kto za bardzo ufa ludziom?
Potrzebowała teraz przyjaciółki a ona... Ale to przez nią płakała. To przez nią znowu czuła ten okropny ból
 w środku. Nie mogła się na niczym skupić. Jedynym o czym marzyła było towarzystwo przyjaciół. Wszystkich przyjaciół. Oni wiedzieliby jak zrobić żeby na twarzy Fran pojawił się chodziarz by chwilowy uśmiech. Zawsze kiedy myślała o tej dość licznej bandzie, w jej serduszku tliło się małe światełko nadziei.
Ostatni raz przed nowym rokiem,zobaczą się na imprezie dla Leona. Nie było to dla niej zbyt przyjemne. Ale co może zrobić? Idą święta. Nie mogłaby zabronić wyjazdów aby spotkać się z rodziną.
Ach impreza...Będą tam wszyscy!
Uśmiechnięty Leon,nieprzewidywalny Maxi,nieśmiała Nati,wesoła Ludmiła,z którą ostatnio znalazła wspólny język,zabawny Diego,nieogarnięty Andres, głośny Brod i... Camila i Marco? Kiedy cała reszta dowie się co zrobili... Francesca była pewna,że wszyscy się od nich odwrócą. To było do przewidzenia. Zawsze stawali w obronie tych zranionych. Tak było odkąd spotkali się w Studio i stworzyli prawdziwą paczkę przyjaciół.
'Jeden za wszystkich.Wszyscy za jednego.' To była ich mantra,którą głosili od...odkąd pamiętają.Każdy chciał jej przestrzegać. W końcu na tym polega przyjaźń. Kiedy ktoś cierpi,ruszał mu na pomoc. Nie ważne czy tego chce czy nie. Robił to i już.
Jednak najbliżej jej serca od zawsze byli Leon,Maxi i ta trzecia,której imienia nie wymówię. Właśnie! Verdas i Ponte! Gdzie oni są kiedy są potrzebni? Może i widzieli się godzinę temu ,jednak co szkodzi spędzić jeszcze trochę czasu razem żeby pocieszyć przyjaciółkę?
Nie zastanawiając się dłużej,swoimi zaczerwienionymi od płaczu oczami próbowała wypatrzeć telefon.Który po dość długich poszukiwaniach,nie wiadomo jakim sposobem znalazł się pod łóżkiem. Wysłała do chłopaków SMS o treści : 'Potrzebuję pomocy. Będziecie za chwilę?'
Według niej chłopcy za kilka minut znajdą się w jej pokoju. Może będą siedzieć cicho. Może będą pytać co się stało. Ale to ich teraz potrzebuje.Na nikogo innego nie może liczyć. Teraz to wie. Tylko oni jeszcze nigdy jej nie zranili. Jeszcze. Jednak nie była pewna czy to w końcu nie nastąpi. Nie może przecież nagle przestać się do nich odzywać bo kiedyś będzie przez nich cierpiała. To byłoby w stu procentach bezsensu. Każdy rani. Czy przez to ma siedzieć zamknięta w czterech ścianach aby uniknąć cierpienia? 


-Świetnie wszystko jasne.-podsumował Leon.-A teraz ja mam pytanie.Czy...-przerwał,słysząc dźwięk wiadomości.Przeczytał szybko SMA'a i od razu wstał zszokowany.Milczał przez chwilę.
-Leon.Co się stało?-zapytał Antonio.-Jeżeli chodzi o tę imprezę. To..
-Nie,nie,nie.Znaczy tak. Impreza jest w sobotę potem wszyscy wyjeżdżają na święta ale nie o to chodzi. Fran.-spojrzał błagalnie na dziadka.
-Jedź. Spotkamy się w domu i zaczniemy się pakować.-Szatyn nie usłyszał ostatnich słów bo już znalazł się na dworze. Chciał wsiadać na motor ale zdał sobie sprawę z tego,że przyjechał tutaj z dziadkiem. Zawrócił do środka.-Jest tylko jeden samochód. Wuja cię odwiezie dobrze?- German tylko kiwnął głową na znak,że się zgadza.Rozumiał młodzieńczą miłość. Choć było mu smutno.Co jak co ale w młodszym Verdasie widział idealnego kandydata dla swojej ukochanej córeczki.To nie dlatego,że Federico był jakiś gorszy.Co to to nie. Po prostu wiedział,że wychowywali się razem. Byli dla siebie rodzeństwem. Nie wyobrażali sobie siebie razem. Szczerze mówiąc German też nie byłby zachwycony ich związkiem. W końcu Leoś i Violka tak świetnie dogadywali się jako dzieci. Ale Verdas,przynajmniej w jego mniemaniu miał dziewczynę. Nic więc nie mógł zrobić.
Po chwili słychać było tylko pisk odjeżdżających opon.

Poczuła dziwne ukłucie w sercu. Słowa Leona,bardzo ją zasmuciły. Zrobiła się jakby zazdrosna? Niemniej jednak mogła się tego spodziewać. Przecież Leon jest wysoki,przystojny,miły,uroczy... Nie! Był taki kiedy byli mali. Zmienił nie tylko swój wygląd ale według Violetty również charakter. Jednak tak pędził do tej dziewczyny jakby mu na niej zależało.Bez wątpienia była dla niego ważna. Może nawet znaczy dla niego tyle ile on kiedyś znaczył dla niej? Tak czy inaczej,nie ma prawa tak się czuć. Nienawiść rządzi się innymi prawami.
-To jego dziewczyna?-zapytała smutna.
-Czyżby ktoś tu był zazdrosny?- Fede dziwnie podniósł głos. Wszyscy zignorowali jego uszczypliwą uwagę. Widząc minę szatynki.
-Nie,jego najlepsza przyjaciółka-odpowiedział spokojnie Antonio.-To co zbieramy się.Mamy jeszcze parę spraw do obgadania ale porozmawiamy w czwartek kiedy będziemy się wprowadzać.- Violetta jednak już go nie słuchała. Z jakiegoś powodu poczuła się jeszcze gorzej.To ona była jego przyjaciółką. Może i nie widzieli się przez tyle czasu ale,ale...
Jak widać przez jedenaście lat zmieniło się więcej niż się mogłaby się spodziewać...

Często to robił.
Zastanawiacie się pewnie kto i co?
Otóż Broduey uwielbiał,po prostu wychodzić z domu. Nie na spacer. Lubił chodzić,chodzić i jeszcze raz chodzić.Od zawsze był pełen energii i musiał ją jakoś spożytkować. Był to idealny sposób na zrealizowanie tego zadania. Mało tego dzięki temu odkrył wiele ciekawych miejsc w Buenos Aires. Na przykład w zeszłym tygodni obok toru ,na którym jeździ Leon odnalazł mały wodospad wydobywający się spod skał. Znajdował się po środku uroczego,zielonego lasku.Rzadko ktokolwiek zapuszczał się w tamte tereny. Lubi takie mało odwiedzane miejsca. Niemniej jednak tylko czasami wracał w odkryte przez siebie tajemnice 'Buenos Aires'-jak zwykł mawiać. Zwyczajnie mu się nudziły. Jednak dzisiaj coś go tam ciągnęło. Magiczna siła o nazwie 'przeznaczenie'
Kiedy doszedł na miejsce,omal nie przewrócił się z wrażenia. Nad strumykiem siedziała dziewczyna. Była piękna pomimo jej podpuchniętych od płaczu oczu. Miała ciemne włosy związane w kucyk.I strój mechanika? Zaraz,zaraz. Czy to nie była ta dziewczyna z toru? Lara? Maxi często mu o niej opowiadał,podobno lata za Verdasem jak opętana,wspominał też,że nie za bardzo ja lubi.
Nie mógł jednak uwierzyć,że tak krucha dziewczyna może być nie miła. Zapragnął ją przytulić,otrzeć łzy,pocieszyć. Dowiedzieć się dlaczego 'czyści' swoją twarz morzem łez.
Coś go jednak powstrzymywało. Coś co często uniemożliwia pojawienie się miłości. Strach.

_____________________________
Przed państwem pechowa 13!
Wiem,że dawno nie było ale przez ostatnie trzy dni bardzo rzadko bywałam w domu i oto efekty.

Chciałam zadedykować ten rozdział komuś ważnemu,komuś kto nigdy nie widział tego bloga na oczy. Ale wie o jego istnieniu i dzielnie mnie wspiera w jego tworzeniu.
O kim mowa? Oczywiście o mojej młodszej siostrze Natalii. 
Może kiedyś najdzie mnie odwaga żeby Ci pokazać to co tworze? 
Jeżeli w przyszłości (prawdopodobnie dalekiej) będziesz to czytać,to wiedz,że cię kocham. ♥
Się rozkleję za chwilę. XD

14? Kiedy będzie to będzie. Ale sądzę,że do niedzieli coś wyskrobie. :*
Kocham Soph. ♥
A tak w ogóle jak minęły wam święta?
Jakieś ciekawe prezenty? :>
Taki mały EDIT
Wiem,że się chwalę,znowu.xD
Ale patrzcie co dostałam od Axi. ♥





poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 12

'Nowy dom.'

'Poz­na­wać codzien­nie no­wych ludzi oraz miej­sca nie wychodząc z do­mu może tyl­ko człowiek cho­ry na alzheimera. '


Atmosfera w pokoju stała się tak gęsta,że można by było pokroić ją nożem. Usiedli jakby w szyku bojowym. Viola i Fede siedzieli na kanapie a za nimi stał German.Natomiast na przeciwko nie dało się nie zauważyć zadziwionego Leona i opanowanego dziadka. Zresztą nie tylko szatyn miał delikatnie mówiąc dziwną minę.Federico otworzył szeroko oczy i usta.Wpatrywał się w to jednego,to drugiego On ich znał. Przecież to.Nie! To nie możliwe.Prawda? Ale te oczy...Zupełnie takie jak taty.A ta posiadłość?To jest nieprawdopodobne! To nie może być ich dom. Po prostu nie może!
 Po onieśmielającym krzyku towarzystwo zamilkło. Panowała grobowa cisza. Nikt nie wiedział jak ją przerwać. Poza tym nikt nie chciał tego robić.Niby jak którekolwiek z nich miało to zrobić?
Jak mieli by zacząć? 'Hej.Co u was?' Byłoby to co najmniej śmieszne. Jeszcze zabawniejsze było,że to młodzi Verdasowie pomyśleli o tym w tej samej chwili Widać,że są spokrewnieni.
Leon i Violetta spoglądali sobie głęboko w oczy. Zdali sobie sprawę kto siedzi na przeciwko. Serce Castiilo wypełniła...miłość? Niestety coś ją hamowało. Nienawiść.
Co jest gorsze? Czuć coś do dwóch osób na raz. Czy darzyć kogoś dwoma tak różnymi uczuciami?
Szatynka nie wytrzymała.W środku cała się gotowała. Nic z tego nie rozumiała. Czyżby wrócili tutaj tylko po to żeby się z Nim zobaczyć? To było absurdalne. Jeszcze Ten wzrok Leona. Wyrażał dokładnie to co czuła w środku.Zmieszanie i niepewność. Miłość i nienawiść.O co tu chodzi?
 Tyle pytań bez odpowiedzi. Tyle kłamstw. Tyle strachu. Tyle ciszy. Czas dowiedzieć się prawdy.
-Co tu się dzieje? -krzyknęła Violetta,przerywając tą nieznośną ciszę.
-Widzę,że charakterek jej się wyostrzył.-powiedział przez śmiech
Antonio. Szatynka spojrzała się na niego spod byka. Wiedziała
kto stoi przed nią.Tym bardziej była pewniejsza siebie.
-Viola,ma racje.-odezwał się Fede.-O co tu chodzi?
-Spokojnie-polecił German.-Już wszystko wam wyjaśniamy. To jest..
-Nasz stary dom.-odezwał się starszy brat szatyna.
-Tak.-kontynuował Antonio.-Kiedy wasi rodzice zginęli.- całą trójkę przeszedł dreszcz.-postanowiliśmy z Germanem,że was rozdzielimy.
-I co wam to dało?! Rozdzielić rodzonych braci! Pytam się co wam to dało?! Nie widziałem Leona jedenaście lat. Co by na to powiedziała mama albo ciocia Maria? Słucham?!- wybuchnął Federico.
-Fedi uspokój się.-Leon wstał z fotela.Nie ruszył się jednak z miejsca.Patrzył tylko to na brata to na dawną przyjaciółkę.
-Jak możesz być spokojny?-po raz kolejny głos podniosła Violetta.-Rozdzieli cię z bratem na jedenaście lat! Rozdzielili cię z najlepszą przyjaciółką!-do oczy napływały jej łzy,które zauważył  tylko szatyn.Miał ochotę przytulić się do niej jak za dawnych lat.Pochłonąć jej zapach.Spojrzeć w jej czekoladowe oczy.-Wiem,że po tym co się stało nie darzymy się już sympatią.
-Ale co między wami zaszło?-przerwał jej brunet.
-Później.-syknęła,odwracając się w kierunku brata-Ale na litość boską!-znów spojrzała na szatyna-Jak możesz być tak spokojny?!-German i Antonio usiedli obok siebie na kanapie,która stała obok kominka. Doskonale wiedzieli,że kłótnia może potrwać jeszcze jakiś czas.
-Oczywiście,że jestem spokojny! Przecież nie będę zachowywać się jak rozchisterowana nastolatka!-tym razem podniósł głos.
-Uuuuuu.Zginiesz-wyszeptał Fede.Na szczęście na tyle cicho,że doszło to tylko do siedzącego niedaleko Germana,na którego twarzy pojawił się kipiący uśmieszek. Wiedział jednak,że nadchodzą kłopoty.
-Wiem,że jesteś facetem ale mógłbyś chociaż udawać,że twój mózg jest choć trochę zbliżony do normalnych rozmiarów.-odpowiedziała Castillo
-Dosy...-kłótnie próbował przerwać dziadek niestety bezskutecznie.
-Violetta.Jak można być tak infantylnym? -powiedział Leon,patrząc prosto w jej oczy.
-Ja jestem dziecinna? ha! To ty nie potrafisz normalnie odezwać się do dziewczyny,tylko wyskakujesz z jakimiś księżniczkami!
-Wystarczy!- wrzasnął Fede.- Siadać.- 'walczący' zgromili go wzrokiem.On jednak się nie ugiął. Nie należał do osób strachliwych.Zwłaszcza stojąc przed swoim młodszym rodzeństwem? Tak,to chyba dobre określenie.Po chwili po słusznie zajęli swoje miejsca.Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, Federico właśnie wybierałby czarny garnitur na ich pogrzeb.-Świetnie-mruknął.-Dziadku kontynuuj.
Jak dawno go tak nie nazywałem,pomyślał.
-A więc kiedy wasi rodzice zginęli- Viola prychnęła pod nosem.Nikt jednak nie zawracał sobie ją głowy.-Byłem strasznie smutny.Z resztą nie tylko ja bo German również. Doszliśmy do wniosku,że jeden z was wyjedzie razem z Violą. Po prostu bałem się,że nie dam sobie rady. Uwierzcie mi,że to była najtrudniejsza decyzja mojego życia. Przepraszam.- Leon nie potrafił. Nie dawał sobie z tym rady. Wyszedł. Wszystko dla tego,że chciało mu się płakać. Ach ta męska duma...Czy choć raz nie mogła by się schować do kieszeni?
Oczy Antonio stały się jakby ponure,smutne.Zakręciły  się w nich łzy. Powoli zaczęły spływać po delikatnie zaróżowionych policzkach. Po raz kolejny tego okropnego dnia nikt nie wiedział jak się zachować. Prawie nikt. Ku zdziwieniu wszystkich Violetta ruszyła się ze swojego miejsca i przytuliła się do płaczącego dziadka. W jej ślady poszedł Fede. Stali  na środku ogromnego salonu,które bardzo dawno temu służyło im jako miejsce zabaw...

Deszcz. Kropelki wody spadały na suchą ziemie,dając jej trochę wytchnienia. Sprawiając orzeźwiającą kąpiel kwiatą,drzewom i czwórce dzieci.Maluchy skakały po trawie. Od kałuży do kałuży.Ciesząc się z przyjemnego chłodu jaki dawała zimna woda,lejąca się z nieba. Co mogło popsuć wręcz idealną dziecięcą chwile? Oczywiście ,że mama.Dokładniej rodzicielka 'Verdasiątek'. Zrobiła to jednak w tak przyjemny sposób,że nikt ani jej wspaniali synowie ani śliczna Violetta ani roztrzepany Ponte nie byli na nią źli. Jak to zrobiła? W stary,dobrze sprawdzony sposób. Przygotowała dzieciakom gorącą czekoladę!  Dodatkowo posadziła ich przed palącym się kominkiem i okryła zmarzluchy kocami.Kiedy się już rozgrzali,co zresztą nie było zbyt trudnę. Dziadek Antonio przyszedł opowiedzieć jedną ze swoich licznych historii,które tak kochali. Pyszny napój,ciepło, przyjaciele dookoła i mile spędzony dzień.  Można by było żądać czegoś więcej?

Stali dokładnie w tym samym miejscu. Dokładnie przed tym samym kominkiem. W tym samym salonie. W tym samym domu.Kiedy grupowy uścisk się skończył do pomieszczenia wrócił Leon. Wyszeptał tylko ciche 'przepraszam' i zasiadł na swoim miejscu. O dziwo nikt nie miał mu tego za złe.
Szatyn nienawidził kiedy ktoś widział gdy płacze. Na obserwowanie swoich łez pozwalał tylko jednej osobie. Szatynce siedzącej na przeciwko.A raczej jej mniejszej wersji. Bo tej Violetty Castillo nie rozpoznawał. Zmieniła się. Jednak może to on przeszedł jakąś dziwną transformacje?  Kto normalny nie rozpoznaje swojej najlepszej przyjaciółki? Fakt,że nie widzieli się jedenaście lat nie powinien usprawiedliwiać żadnego z nich. Obiecywali sobie. Mówili,że nigdy o sobie nie zapomną. A co stało się na balu? Patrząc nawzajem w swoje wyjątkowe oczy żaden nie wpadł na to z kim tańczy.Z kim kłóci się na ulicy. I to miała być miłość?
Atmosferę panującą w pokoju można by było określić mianem niezbyt przyjemnej. Castillo i młodszy Vedras po raz kolejny świdrowali się wzrokiem. Jakby toczyli walkę. O dominację? Całkiem prawdopodobne. Przecież teraz będzie trzeba walczyć o miejsce 'pupilka' Federa. Owszem Leon był jego młodszym bratem ale to Violetta zastępowała mu rodzeństwo przez tyle czasu. Kogo więc wybierze?
Kretyni,pomyślał brunet. Czyżby czytał im w myślach? On kocha ich tak samo. Niby jak miałby wybrać? 
Byłoby to równie nie możliwe co przefarbowanie nieba na żółto. Czyli szanse równe zeru. Szkoda,że oni o tym nie pomyśleli. No tak.Ale z drugiej strony.Czy Leoś i Violka kiedykolwiek działali najpierw zastanawiając się nad konsekwencjami? Nie! Niby różni a jednak tacy sami. Oczywiście z paroma wyjątkami. Z resztą na świecie nie ma ludzi identycznych. Byłoby to co najmniej głupie gdyby ktoś myślał,mówił to samo co ty.
Zamilkli. Każdy obmyślał co powiedzieć.Znowu.
 W końcu jeden z Verdasów przerwał panującą ciszę.
-Dziadku powiedz mi tylko co robimy w naszym starym domu? -zadał pytanie Leon.
-Właśnie po to was tu ściągnęliśmy.-tym razem odpowiedzi udzielił German.-Zamieszkamy tutaj w piątkę. -uśmiechnął się do nich jakby wygrali los na loterii. Violetta wstała wstrząśnięta i zaraz opadła z powrotem na miejsce.
-Boże...-mruknęła i złapała się za czoło.
______________________________________
Spieszę się więc się nie rozpisuje. xD
Po raz kolejny nie chciało mi się tego czytać bo spać mi się chcę więc jakby coś było nie tak śmiało pisać. :3 
Chciałam żeby ten rozdział był bez Leonetty i Federa. No ale z okazji świąt taki prezent ode mnie. :D
I przepraszam,że bez zdjęć. :c 
Jeżeli chodzi o 13 to na prawdę nie wiem kiedy się pojawi. :3
Wesołych świąt.  ♥
Życzę Wam aby każde wasze marzenie,każdy prezent jaki sobie zażyczyliście,każda prośba jaka została wypowiedziana spełniła się oraz oczywiście dużo uśmiechu,smacznego karpia, miłej atmosfery. Jako,że nie wiem co jeszcze dopisać zamilknę i wstawię obrazek. =D

Uwielbiam was wszystkich.
Sophie :*

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 11

'Prawda,po części wychodzi na jaw.'

'Jeśli ko­bieta kocha na­wet w piek­le z tobą za­mie­szka,jeśli nie kocha i do­mem w niebie jej nie przekupisz.'


Miłość to cholernie skomplikowane uczucie.
Podobno jest zaprzeczeniem egoizmu. Pragniesz aby druga osoba była szczęśliwa za wszelką cenę.Nawet kosztem twojego życia. Zrobiłbyś dla niej wszystko. Potrafiłbyś odejść bez słowa,bez pożegnania.Nie wyjaśniając nic.Wszystko aby na twarzy Tej osoby widniał uśmiech. Paradoks takiej sytuacji polega na tym,że jeżeli to prawdziwa miłość a tego kogoś zabraknie to nie można już nigdy zaznać prawdziwego szczęścia.
Na twarzy dominuje sztuczny uśmiech. A serce przestaje bić w rytmie jego lub jej głosu.Staje się twarde jak diament - nie do zniszczenia. Dzieje się tak tylko w tedy jeżeli uczucie jest rzeczywiste.
Tylko jak poznać,że to właśnie prawdziwa miłość? Bo tak zdarza się tylko raz w życiu. Tak przynajmniej twierdzi większość. Jak więc odróżnić ją od chwilowego uwielbienia,krótkiego zauroczenia,nic nie znaczącej sympatii,chwilowej fascynacji.Jak?
'Wydaje mu się,że mnie kocha ale ja nic do niego nie czuje. A prawdziwa miłość musi być odwzajemniona.'
Camila doskonale pamiętała ten cytat. Nie wiedziała skąd.Czyżby kiedyś powiedziała tak jej babcia? Całkiem prawdopodobne ale to nie było w jej stylu.Babcia nie była typem marzycielki a taki tekst mogłaby powiedzieć tylko romantyczna dusza.
Nie chciała ranić uczuć swojej przyjaciółki ani chłopaka ale to było zdecydowanie zbyt silne uczucie żeby mogła jej ignorować. Sympatia do Broduey'a zanikała stopniowo coraz bardziej aż w końcu całkiem wyparowała.Miała naprawdę dobre zamiary wobec tego chłopaka.Chciała go dalej kochać ,jednak nie potrafiła już dłużej.
Kiedy w końcu postanowiła  spotkać się z winowajcą swojej decyzji sprawy przyniosły nie spodziewany obrót.Pocałunek. Co to miało być? W pewnym sensie to rozwiało wszystkie problemy. Wiedziała,ze chce być z Marco.Przez chwile zapomniała,że rani tym Fran i swojego prawie byłego chłopaka. Zresztą zerwać z Broduey'ejem postanowiła stosunkowo dawno. Jednym  powodem dlaczego jeszcze tego nie uczyniła był brak odwagi.Po za tym jedynym czego brakowało w ich związku była miłość.Poza tym jedną ale najważniejszą rzeczą można było ich uznać za idealną parę.Nigdy się nie kłócili.Mieli dokładnie takie same zainteresowania,widoki na świat.Zawsze byli wobec siebie szczerze.Byli ze sobą szczęśliwi.Czy nie o to chodzi w związku? 

Zerwanie z Broduey'ejem nie było specjalnie złe. On jak zwykle ją zrozumiał. Była wobec niego szczera a czarnoskóry chłopak to docenił. Rudej było go żal ale nie wyglądał na specjalnie zdołowanego. Widocznie był tego samego zdania co Camilia. Być może jako pierwszy zdał sobie sprawę,że między nimi czegoś brakuję.
 Spojrzała na ich wspólne zdjęcie.Camila i Fran.Najlepsze przyjaciółki na zawsze.A teraz? Torres zaczęła unikać Włoszkę. Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka. Dosyć! Torres weź się w garść!-pomyślała. Wiedziała,że Fran zerwała z Marco z powodu pocałunku.Pewnie była załamana a ona nawet nie raczyła do niej odebrać telefonu bo się bała. Co z niej za przyjaciółka?! Jednak Włoszka wciąż nie wiedziała jaka dziewczyna może być taką zołzą żeby całować zajętego chłopaka.
                 Czas wyjawić prawdę.
Zwlokła się z łóżka.Ubrała jakieś krótkie niebieski spodenki oraz białą,dosyć obcisłą bluzkę z pacyfką.Wzięła głęboki oddech. Otworzyła drzwi i ruszyła stawić czoła rzeczywistości.

Samochód jechał już dobre dziesięć minut.Szatynce okropnie się nudziło. Nie miała zamiaru odzywać się do któregokolwiek z osób siedzących w samochodzie. Z każdym miała dzisiaj na pieńku. Fede był wyjątkowo nie znośny odkąd po nią przyjechał.Tata przekraczał dzisiaj poziom swojej dziennej irytacji. Nawet Ramallo zdawał się być opryskliwy względem jej.Jednak,że mogło się tylko zdawać.W końcu miała paskudny humor. Zadziwiające jak jeden osobnik płci męskiej może w ciągu kilku minut zepsuć cały dzień.Dziewczyna poczuła,że pojazd się zatrzymał. Chciała wyjść z samochodu jednak zatrzymał ją głos ojca.'Przecież nic nie widzisz'. Jeszcze te głupie opaski! Po co ta cała tajemniczość? I tak za kilka tygodni albo miesięcy znowu się wyprowadzą. Może i tata obiecał,że zostaną tu na stałe. Pffu. Skąd ma niby wiedzieć co niesie przyszłość?
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Poczuła przyjemny podmuch wiatru na twarzy. Nie słyszała żadnych samochodów. Tylko i wyłącznie melodyjny śpiew ptaków. Do nosa dotarł przyjemny,jakby znajomy zapach...lasu? Co?
-Tato.Gdzie my jeste...-zapytała.
-Cii.-powiedział German-Bodźcie cicho przez chwile.Proszę.-dodał po chwili.
-Yhm-mruknął Federico.
On też był pełen obaw. On też poczuł otaczający ich las. Zdawało mu się jakby był w znajomym miejscu. Tylko dlaczego? W środku.głęboko w środku czuł się szczęśliwy. Z jakiegoś dziwnego powodu otoczenie kojarzyło mu się z dzieciństwem.Kompletnie nic z tego nie rozumiał. Przecież to nie musi być To miejsce. 

-Dziadku.Dziadku.Halo?Wiem,że mnie słyszysz.Przecież siedzisz obok. -odezwał się Verdas.Antonio irytowało zachowanie wnuka. Postanowił ignorować go w 100%. Jednak jego marudzenie stawało się coraz bardziej uciążliwe. Zastosował więc sprawdzony sposób. Włączył radio.  Na niego nieszczęście właśnie zaczynała się jedna z ukochanych piosenek chłopaka.

 Aren't you somethin' to admire
Cause your shine is somethin' like a mirror
And I can't help but notice
You reflect in this heart of mine
If you ever feel alone and
The glare makes me hard to find
Just know that I'm always
Parallel on the other side
Leon zaczął śpiewać.
Ku jego zdziwieniu po chwili dołączył się jego dziadek.
[..]
It's like you're my mirror
My mirror staring back at me
I couldn't get any bigger
With anyone else beside of me
And now it's clear as this promise
That we're making
Two reflections into one
Cause it's like you're my mirror
My mirror staring back at me, staring back at me
  [...]

I've got the inspiration for this precious song
And I just wanna see your face light up since you put me on
So now I say goodbye to the old me, it's already gone
And I can't wait wait wait wait wait to get you home
Just to let you know, you are

Girl you're my reflection, all I see is you
My reflection, in everything I do
You're my reflection and all I see is you
My reflection, in everything I do
Bardzo lubili razem śpiewać. To była jedna z niestety nie wielu rzeczy,która ich łączyła. Co nie zmienia faktu,że bardzo a to bardzo się kochali. Kto powiedział,że zawsze różnica pokoleniowa jest powodem waśni?  Niby dlaczego dziadek z wnukiem nie mogli by się normalnie dogadywać?
-Tooo.Gdzie jedziemy?-zapytał ponownie.
-Niespodzianka.-odpowiedział staruszek. 

-Jesteśmy.-westchnął Antonio.Leon zerwał się do wyskoczenia z auta.-Poczekaj.-wrzasnął dziadek. Nastolatek go jednak nie posłuchał.Czym prędzej wyskakując z samochodu. Po popełnił wielki błąd. Nic nie widząc potknął się o wystający kamień. Sekundę później leżał już na Ziemi,przeklinając to coś zasłaniające jego oczy.
-Mówiłem?-powiedział przez śmiech osiwiały pan.
-Mówiłeś,dziadku.A teraz czy możesz przestać śmiać się z mojej głupoty i pomógłbyś mi wstać?- Leon chciał brzmieć poważnie wręcz groźnie. Coś mu jednak nie wyszło bo po chwili zaczął się śmiać.-Teraz na serio. Gdzie jesteśmy?-ponowił pytanie.-Czuje,trawę?  
-Chodź.-Dziadek złapał go za rękę i prowadził w pozornie nie znane mu miejsce. Powoli kierowali się w stronę schodów. Jeden stopień,drugi,trzeci...Drzwi. Antonio powoli przekręcił gałkę. Weszli do środka. Starszy Verdas zobaczył Germana,stojącego u progu drzwi prowadzących do salonu. Kiwnęli sobie tylko głowami na znak,że wszystko gotowe. W środku na wygodnej siedzieli już Violetta i Fede. Antonio ledwie ich poznał. Jak oni wyrośli przez jedenaście lat.Jak się zmienili. Jak...Koniec! Czas na 'podziwianie' będzie później. Leon został posadzony na fotelu dokładnie na przeciwko tej dwójki.Pozostawało tylko modlić się w duchy żeby nikt się nie odezwał. Wszystko tylko żeby niespodzianka się nie wydała. Mężczyźni pokiwali do siebie głowami. Antonio pokazywał palcami 'do trzech'. Kiedy ostatni palec się schował nie pozostawało nic innego oprócz ściągnięcia opasek. 
-Co?! -zdołała wykrzyczeć cała trójka. 
  
Chodziła w tą i we w tą przed drzwiami przyjaciółki. Czy zapukanie lub zadzwonienie dzwonkiem może być takie trudne? Najwyraźniej tak. Grunt to spokój. To tylko dwa ruchy nadgarstkiem. Camila,licz do dziesięciu. Jeden,dwa,trzy,cztery,pięć,sześć,siedem,osiem,dziewięć,dziewięć i pół,dziewięć i  trzy czwarte. uuuu I dziesięć. Dasz radę!
-Nie mogę! -powiedziała pod nosem tal aby nikt jej nie usłyszał. Odwróciła się na pięcie,przeszła przez furtkę,kierując się w stronę swojego domu. Szła ze spuszczona głową. Ona Camila Torres nie dała rady zapukać do głupich drzwi. Co to miało być? Nagle na kogoś wpadła. Nie miała ochoty krzyczeć tak jak zwykle czyniła a takiej sytuacji. Chciała się po prostu rozpłakać.Wciąż nie podnosząc głowy wydusiła ciche 'przepraszam' o starała ominąć tą osobę ale usłyszała ten głos. Radosny świergot Włoszki.
-Nic się nie stało-zapewniła.  Już chciała odejść ale rozpoznała bujną rudą czuprynę.-Ej,Cami.Co się stało?
Zanim zdążyła pomyśleć. Zanim zdążyła ugryźć się w język.Zanim zastanowiła się nad konsekwencjami. Po prostu to powiedziała.
-To ja całowałam się z Marco.-Pomyślała,że to będzie zdecydowanie trudniejsze. A potem po prostu uciekła.
Dziś jest światowy dzień prawdy? Czy po prostu wszystkim odbija?

 
_____________________________________________
Wybaczcie,że tak późno i brak zdjęć. Ale obiecałam,że dodam dzisiaj to dodałam. Niestety myślałam,że pójdzie mi szybciej. ;/
Nie wiem czy ktoś zauważył ale zmieniłam wygląd bloga. XD
Nie zrobiłabym tego bez mojej kochanej Axi więc dedykuje jej ten beznadziejny rozdział.♥
Przepraszam ,że takie dno dedykuje tobie no ale cóż.:c
Piszcie jeżeli coś nie ma sensu.Jest późno i szczerze mówiąc nie chce mi się tego czytać. xD
Nie to,że się chwale ale patrzcie jaki śliczny kolaż i dyplom zrobiła dla mnie Teddy. :3
Piękne,prawda? *.*

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 10

'Napad nieśmiałości'

'Cza­sami piękno onieśmiela,by nieśmiałością się zachwycić.'


To niesamowite uczucie kiedy jedziesz. Wiatr we włosach.Prędkość.Adrenalina.Radość. Tyle uczuć towarzyszy ci kiedy robisz to co kochasz.A ryzyko? Jest zawsze. W tym wypadku pojawiło się w chwili kiedy weszła na drogę.
Violetta była przerażona. Wydawało jej się,że pędzący motor jechał w jej kierunku.Wzrok nie do końca ją zawodził.Owszem coś jechało ale na pewno nie było rozpędzone,jak jej się zdawało.Za to Leon był wściekły. Jakaś lalunia wchodzi mu na środek drogi,kiedy się spieszy.Jak można być tak nie ogarniętym? Tak,roztrzepanym.Co ona sobie myśli?!Prawię ją przejechał.Miała szczęście,że trafiła na kogoś tak doświadczonego jak Verdas.W końcu wygrał ten wyścig więc potrafił jeździć.A przynajmniej był lepszy od niektórych.
Krew jakby zaczęła mu buzować. Postanowił się zatrzymać. Castillo zrobiła to samo ale nie mogła przewidzieć jego reakcji. Nie potrafiła wyobrazić sobie tego co miał zamiar powiedzieć motocyklista. Jednak coś w jej głowie szeptało 'ochrzan'.
Zaczął się wydzierać.Wyglądało to dosyć śmiesznie,bo chłopak jeszcze nie ściągnął kasku.Było słychać tylko jakieś wrzaski. Rozumiała tylko pojedyncze literki.Szatynka starała się nie roześmiać. Może i przed chwilą mogła zginąć.Ale kto nie zaczął by się śmiać na taki widok? Jak to dobrze,że jest tak świetną aktorką. W końcu Leon zdjął kask. Violetta wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. To był On. Verdas na początku nie 
rozpoznał dziewczyny. Zaczął się drzeć.
-Co ty sobie myślisz? To jest droga. Przeliterować ci to? Patrzy się na lewo-pokazał ręką w tym kierunku-a potem w prawo.-znów zrobił to samo-Halo?Ziemia do księżniczki!- wrzasnął.
-Jaa..No..Ten..-Violetta Castillo zaczęła się jąkać! Proszę państwa,cóż to za niesamowite wydarzenie? Czyżby straciła pewność siebie? Tak,na chwile znów stała się małą dziewczynką. Jednak po chwili odzyskała śmiałość. Co ta Violetta bez niej?
-Księżniczka?! Pfuu.To ty pędzisz jak jakiś debil na drodze!-tak to ten sam idiota,pomyślała.
-Miałem nie całe 60 na liczniku!-wydarł się.Wtedy usłyszeli dźwięk swoich telefonów. Zdenerwowali się i odwrócili od siebie.
-Halo?!-krzyknęli obydwoje do telefonu.  Violetta nie słuchała brata. Jedynym co wpadło jej do głowy,było to,że zaraz po nią przyjedzie i ma zostać na miejscu.Wybełkotała tylko nazwę ulicy. Natomiast Verdasowi dostało się za dziesięciominutowe spóźnienie.Ci to mają problemy. Prychnął Nie żegnając się nawet,rozłączyli się. Jedyne na czym mogli się skupić była osoba stojąca obok. Znów spojrzeli na siebie.
-Dlaczego ja cię ciągle spotykam?!-ryknęli równo.-Ty mnie?!Ja ciebie!Śmieszne.Przestań! Ja mam przestać?! Zamknij się!Grr.-znów to samo.-Nienawidzę cię!
-Dobra księżniczko. Żegnam.-powiedział,założył kask na głowę i odjechał w stronę swoich przyjaciół. Gdyby miał patrzeć na nią dłużej niż pięć minut dostałby na pewno palpitacji serca lub innego groźnego zaburzenia rytmu serca. Nie dał Violetcie szansy na odszczeknięcie się.Zdenerwowało ją to jeszcze bardziej. Tupnęła tylko nogą jak mała dziewczynka na znak rezygnacji czekając na swojego brata. Tym razem miała szczerą nadzieję,że nigdy więcej go nie zobaczy.Oboje mieli taka nadzieję.

Stali i czekali.Czekali i stali. Verdas spóźniał się już dobre dwadzieścia minut. Miał tylko zatankować. A tu puf i wciąż go nie ma.Nawet telefon nie przyspieszył jego przyjazdu. Co Leon mógł robić tak długo? Zwykle wszędzie się spieszył na złamanie karku a teraz nagle zwolnił tempa. Dziwne,nawet bardzo.
Nagle w oddali było słychać warkot silnika.
Coraz bliżej.
I bliżej.
W końcu zatrzymał się przed nimi. Ściągnął kask i zrobił minę 'zbitego psiaka'. Maxi i Fran pokręcili tylko głowami.Wcale nie chcieli wiedzieć o co chodzi.Vega wsiadła na motor Leosia.I pojechali na swoją upragnioną wycieczkę. Jechali,jechali aż w końcu dojechali.Zatoczka,którą odwiedzili ostatnio w zeszłym roku.Zadziwiła ich swoją urodą. Od zawsze wiedzieli,że jest piękna ale w tym roku wyjątkowo zachwyciła ich swą okazałością. Dookoła leżało pełno czerwonych liści. Plaża miała jakby bardziej wyrazisty żółty kolor. A woda jakby zrobiła się bardziej niebieska. Czy to w ogóle możliwe? Tak,jeżeli potrafisz widzieć świat wyraźnie.Rozłożyli sobie koc pod jakimś rozłożystym dębem i rozkoszowali się chwilą. Leon zrobił swój popisowy krem brulee więc dzien zdawał się być idealny.
-Maxi,twoi rodzice mają gust. Nie ma co.Zwłaszcza kiedy zabierają mnie na zakupy.-powiedział Verdas zajadając się winogronami,które również  znajdowały się w prowiancie 'wycieczkowiczów'.
-Spodziewałem się,że zabrali kogoś na zakupy.Przecież tylko wy wiedzieliście jaki chciałem motor.-uśmiechnął się Ponte.
-Z tym,że ja ich nie rozróżniam.-zaśmiała się perliście Włoszka.
-Też mi nowość.-zagadnął szatyn.
-Bardzo śmieszne,Verdas.hahaha.Uważaj bo zaraz spadnę z koca.-tym razem wszyscy wybuchli okrzykiem radości.
-Myślałem,że coś mu zrobisz. W końcu powiedziałaś do niego po nazwisku. A to zwykle nie wróży nic dobrego.-Maxi rzucił winogronem w nos przyjaciółki.
-Nie muszę nic mówić bo mam w telefonie pewne rzeczy.Pyszny krem Leoniasty.-Ponte i Verdas spojrzeli dziwnie po sobie.
-Co tam masz?-zadał pytanie MAxi.
-Niespodziankę na święta.Cieszysz się?-odpowiedziała brunetka.
-Oczywiście.-mruknął Leon.

Stała w jednym miejscu przez dość długi czas. Oczywiście mogła się ruszyć.Tylko wciąż czekała na brata,który zdawał się jechać po nią od dłuższego czasu.Jednak wciąż go nie widziała. Pewnie nie może trafić.Albo podała mu zły adres. Równie dobrze może też stać w korkach.Walnąć w drzewo. Złapać gumę. Zemdleć. Kupić sobie kawę po dro...
Przyjechał.
Miał strasznie dziwną miną.Okropnie...szczęśliwą?  Jakby ktoś wysypał na niego proszek radości. Violetta domyśliła się co mu jest. Miłość.Ha! Jako malutka dziewczynka wielokrotnie marzyła o swoim księciu. Zamku.Ogromnym zamku. Cudownych balach. Pięknym ślubie i 'happy endzie'. Niestety dopadła ją brutalna rzeczywistość.A jej pragnienia zostały schowane na dnie skrzyneczki zwanej 'dzieciństwem'.  Czyli w tym magicznym czasie kiedy wszystko było proste.Kiedy nikt nie udawał kogoś kim nie jest.Mogłeś być tylko i wyłącznie sobą.Nie zważałeś na zdanie innych. Najbardziej dobijająca rzecz? Ten czas nigdy nie wróci. 
Zawsze chciałeś tak szybko dorosnąć.A teraz? Marzysz tylko o tym żeby znów stać się małym pięciolatkiem grającym w piłkę.
-Tata mówił,że znalazł dla nas dom.-ciszę przerwał głos starszego Verdasa.
-Tak.-odpowiedziała przebywająca we własnym świecie szatynka
-Powiedział,że to niespodzianka i musi zasłonić nam oczy.
-Tak-kolejna pusta odpowiedź.Fedrico zorientował się,że coś jest nie tak. Przecież Violetta rzadko używała zwykłego 'tak'. Jej wywody były zwykle dłuuugie i często odchodziły od tematu. A teraz nagle zaczęła używać jednego z najkrótszych wyrazów świata.
-Przefarbujemy tacie włosy na niebiesko.Co o tym sądzisz?- na samą myśl chciał zacząć się śmiać. German Castillo światowej sławy inżynier. Najbardziej profesjonalny człowiek świata we włosach w kolorze skóry smerfa. Czy to nie jest komiczne? Owszem i to nawet bardzo ale Fede miał teraz dowód.Czyżby Violka odleciała na planetę zwaną Mars?To musiało być to. Milczała tylko wtedy kiedy myślała o osobnikach płci męskiej. Została jeszcze jedna zagadka. Znowu pokłóciła się z jakimś typem czy tym razem trafiła ją strzała amora? Zakochana Violetta? To się nawet filozofom nie śniło a już w szczególności Verdasowi. Nie potrafiła się dogadać z chłopakami w jej wieku. Wyjątek oczywiście stanowiła jej paczka z dzieciństwa. Po za tym? Unikała facetów jak ognia.Feder doskonale o tym wiedział i zawsze starał się 'ratować' siostrę z opresji. Z różnym skutkiem ale się starał.I to najważniejsze.
-Yhy.-szatynka znowu przytaknęła. Byli już pod hotelem więc mógł spokojnie gwałtownie zahamować i wyrwać ją z transu. Po chwili też tak zrobił.
-Ej!Co ty robisz palancie?!-wrzasnęła Castillo.
-Oddycham.-odpysknął się.
-Nie ważne.Idę do pokoju.-Koniec świata się zbliża? Violetta Adriana Castillo nie zrobiła afery,awantury nawet się nie odgryzła. Po prostu wyszła. Odpuściła.Kto i co zrobił jego siostrze?
Dotarł do ich hotelowego pokoju.Wciąż nie mógł otrząsnąć się z zachowania 'młodej'. Nie oczekiwanie dziewczyna nie siedziała tam sama towarzyszył jej ich ojciec. Fede zauważył,że trzyma coś dziwnego w ręce. Co to mogło być?
-Pokaże wam nowy dom.-oznajmił.-Nie pakujcie się jeszcze dzisiaj jedziemy go tylko zobaczyć. Wprowadzimy się za dwa może trzy dni.W każdym bądź razie do czwartku będziecie już w swoich pokojach.A to-wskazał na dwa kawałki materiału,trzymane w ręce.-są opaski na oczy-dał każdemu po jednej.-Załóżcie jej i jedziemy.

Podziwiali ten cudowny dzień.Leon zaczął dopytywać się o szczegóły nadchodzących świąt. W końcu Francesca wyprostowała wszystko.
-W sobotę robimy tą genialną imprezę na twoją cześć.Potem w niedziele Maxi jedzie do Meksyku ja do Włoch.Diego,Lena i Nat...-nie dokończyła 'zakazanego' imienia widząc wzrok Ponte.- spędzają święta za miastem u swoich dziadków.I w sumie tylko ty zostajesz w Buenos bo reszta też wyjeżdża w tą niedziele.-spojrzała się na Leona Przykro mi.-dodała Vega.
-Spokojnie,pierniki upieczemy w przyszłym roku.A teraz czas się zbierać dziadek wysłał SMS,że mam być w domu za dziesięć minut.-odpowiedział szatyn.Nim się spostrzegł przyjaciele pozbierali wszystko i ruszyli w kierunku piekielnych maszyn chłopców.

-Dziadku,jestem!-krzyknął Verdas.
-Do samochodu.-odpowiedział Antonio. Nie używał groźnego czy wściekłego tonu głosu.Był tak jak zawsze miły i uprzejmy a zarazem stanowczy.-Załóż opaskę na oczy.-rzekł kiedy znaleźli się w pojeździe.
-Co?Po co?-dopytywał się Leon.
-Spokojnie zobaczysz.To przed świąteczną niespodzianka.-staruszek uśmiechnął się motywująco do wnuka.
O co może chodzić?-myślał szatyn.
_____________________________________
Przepraszam za opóźnienie. ♥
11? Prawdopodobnie jutro.Ale wiecie święta idą. =D
Chciałam zrobić dramatyczne zakończenie ale mi nie wyszło.xD 
W ankiecie wyszło,że chcecie rozdziały mniej więcej takiej długości dodawane co 1-2 dni.
Postaram się tak pisać. :3
Ale nic nie obiecuję zobaczymy jak to wyjdzie. ^^



wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 9

'Wypadek'

'Miłość to wy­padek, który cze­ka, by się zdarzyć. '


Wielkie towarzyskie wydarzenie w Buenos Aires następnego dnia przeszło do historii. Skończyło się dwanaście godzin temu. To były zbyt odległe czasy aby wspominać takie rzeczy.Na świecie zdarzyło się tysiąc innych ciekawszych rzeczy.A jednak czwórka nastolatków wciąż analizowała wczorajszy wieczór. Połowa z nich miała nadzieje na jeszcze jedno spotkanie z wczoraj spotkaną osobą. Natomiast reszta? Marzyła o tym,żeby się więcej nie zobaczyć.
 Szatynka nie chciała o nim myśleć. Niestety Leon wydawał się na stałe zamieszkać w jej głowie. Jego głowę również zaprzątała tylko i wyłącznie tamta dziewczyna.Miała na sobie taką piękną sukienkę.W jego ulubionym kolorze.Granatowym.Przypadek?Tak.Bo skąd miała by wiedzieć? To śmieszne. Nie znają nawet swoich imion oraz podobno się nienawidzą.Czyż nie to powtarzają od wczoraj? A jednak nie mogli się skupić na nikim innym. W końcu bo długim biciu się z myślami Violetta postanowiła,że nienawidzi chłopaka. Zachował się karygodnie. I nie mógł już tego zmienić,czego bardzo żałował. Zresztą Castillo nie miała innego wyjścia. Przecież obiecała...
Dwójka małych dzieci postanowiła przejść się na spacer. Ten tydzień musieli spędzić sami.Feder zachorował na ospę a Maxi wyjechał na tydzień do babci. Mama chłopców, Adriana kategorycznie zabroniła się zbliżać do chorego chłopaka więc nie mieli wyjścia.Chcieli czy nie.Byli skazani na swoje towarzystwo. A trzeba przyznać,że jakoś szczególnie im to nie przeszkadzało.Byli wręcz szczęśliwi z tego powodu.
Ruszyli powoli trzymając się za ręce.Na  posiadłości Verdas'ów znajdowało się wiele ciekawych kryjówek. Między innymi urocza łąka w środku lasu,którą odkryła ta dwójka dwa dni wcześniej.Oczywiście chcieli pokazać ją Maxiemu i Federowi ale niestety na razie nie mogli tego zrobić. Ponte był zdecydowanie za daleko bo aż w Meksyku natomiast starszy Verdas ledwo wychodził z łóżka nie było więc mowy o jakimkolwiek spacerze. 
Szli,zadowoleni ze swojego odkrycia.Postanowili zrobić sobie piknik więc ładnie poprosili mamę Leona o przygotowanie koszyka z jedzeniem. Adriana nie mogła odmówić tak uroczej dwójce. Szatyn był wprawdzie ulubieńcem taty.Ale Violka? Ją kochali dosłownie wszyscy. Zwłaszcza kobieta,która od zawsze marzyła o takiej małej kruszynce. Pani Verdas bardzo się postarała. Zapakowała im ich ulubione kanapeczki,jabłka,winogrona oraz tabliczkę gorzkiej czekolady,którą tak bardzo kochali podjadać. Kiedy dotarli na miejsce Leoś rozłożył czerwony kocyk,który zabrał ze swojego pokoju. Po zjedzeniu całej czekolady Violetta postanowiła położyć się na kolanach przyjaciela. Verdas widząc kiedyś pewną scenę na jednym z filmów,które tak często oglądała mama. Wziął do ręki kilka winogron i zaczął karmić szatynkę.Dwójka pięciolatków leżąca na kocyku,odgrywając scenę jak z ckliwych romansideł dla nastolatek. .Czy jest coś bardziej rozczulającego? Wtedy błogą ciszę przerwała dziewczynka.
-Obiecuje,że nigdy nie zakocham się w innym chłopaku niż ty.-powiedziała przymykając swoje czekoladowe oczy,które raziły słońce.Leon uśmiechnął się tylko do niej.Doskonale wiedział,że dotrzyma słowa.
Myślała,ze nigdy więcej go nie zobaczy. Ale było coś w jego zielonych oczach. Wiedziała,że ujrzy je jeszcze nie raz. Mętlik w jej głowie się powiększał. W sercu czuła dwa potężne uczucia. Nienawiść do szatyna. I miłość? Tak,coś tak silnego do Leona. Czy możliwe jest czuć dwa tak skrajne a jednak tak podobne uczucia do jednej osoby?Dla Violetty Castillo nie ma rzeczy niemożliwych.Zwłaszcza jeżeli nie zna się prawdy.

Chłopak siedział na swoim łóżku.Niedziela.Co to oznaczało? Brak zajęć w Studio.Zamknięty tor. Wszyscy 
siedzieli w swoich domach.Jakby mentalnie przygotowując się na poniedziałek.On jakoś nigdy nie żywił do nich urazy. Za to nienawidził siódmego dnia tygodnia. Nie działo się wtedy nic ciekawego. Nuda,nuda i jeszcze raz nuda.Perspektywa kolejnego tygodnia nauki w jego ukochanej szkole dodawało mu tylko chęci do rozpoczęcia zajęć. Jednak czas wlókł się i wlókł. Jedna minuta,druga,trzecie,czwarta... I nagle SMS.
'Co kupujesz Fran na święta?'-sprawdził odbiorce. Maxi.
No tak grudzień ledwo się zaczął a ten już kupuje prezenty. Ponte od zawsze lubił mieć kupione wszystko wcześniej. Kochał wybierać się do galerii 23 grudnia i śmiać się z ludzi robiących zakupy na ostatnią chwilę. Ostatnimi czasy zaraził tym też swoich przyjaciół.Niestety w tym roku nie dane mi będzie kontynuować swoją wspaniałą tradycje,bowiem rodzice Maxiego postanowili  w tym roku 'porwać' go do dziadków. Niestety mieszkali oni w Meksyku.Brunet wyjeżdżał tydzień przed świętami więc postanowił załatwić wszystko tej niedzieli. W końcu niespodzianka dla zwycięscy nie przygotuję się sama. Tak,Francesca wpadła na kolejny świetny pomysł...
 Dziadka nie było w domu bo musiał pozałatwiać pełno spraw związanych z egzaminami,które miały się odbyć tuż po świętach.Był bardzo zabieganym człowiekiem ale robił to co kocha więc ani jemu ani jemu wnukowi to nie przeszkadzało. Pomimo tego,że Antonio był właścicielem Studio,Verdas nigdy nie był traktowany ulgowo.Nauczyciele wręcz naciskali na niego jeszcze bardziej.Dlaczego? Bo doskonale zdawali sobie sprawę z jego możliwości,zapału i talentu. Był jednym z najzdolniejszych jeżeli nie najzdolniejszym chłopakiem w szkole. Jeżeli miał wenę potrafił komponować prawię codziennie. Do tego potrafił grać na tylu instrumentach. Gitarze,wiolonczeli,fortepianie,perkusji,skrzypcach a ostatnio zainteresował się nawet saksofonem.Tyle możliwości a tak mało czasu na poznanie ich wszystkich. 
W końcu Leon nie wytrzymał tej ciszy.Wprawdzie na jutro miał przygotować piosenkę dla Pablo na zaliczenie ale ona już dawno była gotowa. Z braku jakiejkolwiek rozrywki wziął do ręki swoją ukochaną czarną,lakierowaną gitarę i zaczął powoli grać pojedyncze akordy.W końcu z jego ust wydobyły się słowa,przygotowanej na jutro piosenki.

Między dwoma światami
Dzisiaj bije mi serce, uuu
Jeden bezpieczny,
Inny bez kontroli jak adrenalina

To jakby mieć dwa życia albo więcej
Jedno daje mi wodę, inne powietrze
Chcę pomieszać, dlaczego nie połączyć?
Moje dwie pasje w jednym miejscu

O! O! O! O! O! O! O! O!

Wsłuchaj się w mój głos
Między dwoma światami podążam

O! O! O! O! O! O! O! O!

Wsłuchaj się w mój głos
Między dwoma światłami podążam

Bije mi serce
Kiedy słyszę
Hałas motorów... yea
I moja gitara wypełnia je
Duszą za pomocą tej piosenki... yea

To jakby mieć dwa życia albo więcej
Jedno daje mi wodę, inne powietrze
Chcę pomieszać, dlaczego nie połączyć?
Moje dwie pasje w tylko jednym miejscu

To jak mieć
Dwa życia albo więcej
Jedno jest moją siłą
A drugie moją sztuką, chcę pomieszać
Dlaczego nie połączyć?
Moje dwie pasje
W jednym miejscu

O! O! O! O! O! O! O! O!

Wsłuchaj się w mój głos
Między dwoma światłami podążam

O! O! O! O! O! O! O! O!

Wsłuchaj się w mój głos
Między dwoma światłami podążam

Piosenka była cała o nim,cała jego.Idealna. Wtedy znowu rozległ się dźwięk wiadomości SMS. 'Nudzi mi się.Może mała wycieczka? Tak wiem że nie lubicie z Maxim jeździć na rowerze więc proponuje te wasze piekielne maszyny. Tylko jeden musi mnie zabrać. :P'. Tym razem napisała do niego Fran. Miała wyjątkowo dobry humor skoro sama zaproponowała przejażdżkę. Szczerze nienawidziła pasji Leona.Żałowała też tego,że Verdas zaraził swoją 'obsesją' również Maxiego. Ale uwielbiała uśmiech na twarzach swoich przyjaciół. Czasami trzeba było się poświęcić dla wspólnej zabawy. Tak było i w tym przypadku. Doskonale wiedziała,że żaden z nich nie odmówi perspektywy wspólnie spędzonego czasu więc pozostało jej tylko poszukać jakiś odpowiednich spodenek na wyprawę.
Tak jak Francesca  przewidziała chłopacy zgodzili się bez wahania. Okazało się,że to idealny moment do zaprezentowania nowej 'zdobyczy' Ponte.Jego rodzice,którzy wcale nie należeli do ludzi biednych. Postanowili kupić jedynakowi przedświąteczny prezent gwiazdkowy.Którym okazał się czarny motor Kawasaki Ninja 300. Idealna kopia Leona,no oprócz koloru bo Verdas posiadał zielony. 
Umówili się,że pojadą nad uroczą zatoczkę położoną trzydzieści kilometrów od Buenos Aires.Vega,która wciąż obawiała się jazdy Ponte,postanowiła jechać z Leonem.Który nie oszukujmy się robił to lepiej i dłużej od bruneta. Dom Francesci znajdował się tuż obok Verdasa.Maxi z resztą mieszkał z nimi prawie po sąsiedzku bo tylko dwie ulice dalej. Niestety rozkojarzony szatyn zapomniał o zatankowaniu  więc czym prędzej ruszył na stacje.Szkoda,że aż tak szybko...

Dziewczyna szła powoli ulicami nowego miasta. No,nie do końca nowego.Nie było jej tu jednak przez jedenaście lat.Trochę od tego czasu się zmieniło. Mimo to niektóre wciąż były takie same. Trzeba je było tylko dostrzec. Ona jednak nie miała na to teraz ochoty i siły.
 Szatynka miała dość słuchania marudzenia brata o dziewczynach. Nigdy tego nie robił i to w nim uwielbiała. Oczywiście,że mógł zwierzać się jej ze swoich problemów. Ale nie miłosnych ,na miłość boską! Ten temat nigdy nie był dla niej specjalnie komfortowy. Miłość? Pffu... W tych czasach? Dla niej nie było większej bzdury! Owszem można kochać swojego tatę,mamę,siostrę czy brata.Ale chłopak? Było to równie nierealne jak to,że teraz mogłaby wpaść na Leona. No właśnie Verdas! A może jednak mmm.. mił...Nie,nie przejdzie jej to przez gardło. Mmmiłość istnieje? Może.Może ją jeszcze spotka? Może będzie przez nią tylko cierpieć? Może przyniesie jakąś chwile szczęścia? Właśnie,może.Nie musi. Nikt nie zna swojego losu. Nie wie nawet czy dożyje następnego dnia.Więc jak tu mówić o tak głębokim i poważnym uczuciu?
Violetta była tak zamyślona,że nie zauważyła kiedy weszła na drogę a wiej kierunku jechał rozpędzony motor.
____________________________
Tak wiem,że napisałam o ich wielkim spotkaniu w 8 albo w 9. No ale nie wyszło.. xD 
Poczekacie sobie jeszcze trochę. =D
A teraz czas na spam :3 
 http://dile-que-si-es-lo-que-importa.blogspot.com/  <--- nowy blog Axi, kocham ♥ 
Buziaki Soph :*

 

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 8

'Pamiętnik'

'Przy­jaciel to oso­ba, która z po­wodze­niem może zos­tać auto­rem Two­jego pamiętnika.'

 Co kiedy nie chcesz albo nie możesz zwierzyć się komuś komu ufasz? Co kiedy nie masz takiej osoby? Co wtedy? Nie wiesz? Masz mniej więcej dwa wyjścia.Możesz założyć sobie pamiętnik albo dusić w sobie to wszystko.Co wybierzesz?
Wszystko co się dręczy opiszesz w kilku, kilkunastu słowach. Czasem mam wrażenie,że pisze się w nich więcej niż się myśli. Dziwne? Możliwe,nie zaprzeczam. Ale spójrzcie na to z innej perspektywy.
Zacznijmy od początku.
 Spróbujmy na przykładzie Fran i Marco.
 Vega nie myślała co pisała. Ona pisała co myślała.Z tych 'notatek' wyszło,że nikt jej nie kocha. Ona nikogo nie kocha.Świat jest okropny a życie nie ma sensu. Czy ona na prawdę tak myślała? Nie. Pisała to jakby pod wpływem emocji. To też nie jest zbyt poprawnym określeniem bo pamiętnik powinien być emocjonalny.
Co byś poczuł jeżeli wszystkie twoje sekrety,przemyślenia i tajemnice nagle po prostu przepadły? A wszystko przez twoją nieuwagę. Miałbyś wyrzuty sumienia? Może całkowicie olałbyś sytuacje? Pomarudził,po płakał przez chwile a potem zapomniał? Każdy człowiek zareagował by inaczej.
Teraz wyobraź sobie,że ktoś go znalazł. Czy to nie przerażające,że może to przeczytać? 
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Ale jakim trzeba być człowiekiem żeby czytać czyjeś sekrety?
Co to daję?
Nie można tego w żaden sposób usprawiedliwić.
'Bo chciałem zobaczyć?' Lepiej w ogóle się nie odzywać niż 'zaszczycić' kogoś taką wypowiedzią.
Co więc siedziało w głowie Marco,kiedy czytał pamiętnik Francesci?
Może chciał się usprawiedliwić? Nie,raczej sprawdzić jak ona sobie z tym radzi.
Wyrzuty sumienia dręczyły go od dłuższego czasu. Nikt nie powinien się temu dziwić. Mając dziewczynę zakochał się w innej. Do tego w najlepszej przyjaciółce swojej ukochanej. Nie chciał tego. Kochał Francesce. Przynajmniej tak mu się wydawało. Ale jeżeli darzyłby ją naprawdę szczerym uczuciem to czy zakochał by się w Camili?
 Myślał o tym dniami i nocami. Jeżeli tylko wydawało mu się,że ruda mu się podoba? Zraniłby wtedy nie tylko Fran i Cami ale też Brodway'a. Ryzyko było tego warte? Dla miłości nie ma rzeczy nie możliwych. Ale. Jedno głupie ale. Czy to mogła być miłość?
Jeżeli nie spróbuje to się nie dowie.Po paru przemyśleniach postanowił po prostu zapytać. Głupie? Może. Tylko czy był inny sposób? Łatwiejszy? Może i był. Ale rozmowa była pierwszym co wpadło Marco do głowy. To facet wiadomo,że nie będzie się nadym zastanawiać przez tydzień.
Jak pomyślał ,tak zrobił. Umówił się z Camila następnego dnia w parku. Rozmawiali,śmiali się i znów rozmawiali. Dawno nie spędzili tak milo dnia. Czy zadawali sobie sprawę z tego,ze źle robią? Owszem ale głos sumienia coś zagłuszało. Uczucie. Uczucie,które powoli wydobywało się z ich serc. Nie powinni tego robić. Stało się i się nie odstanie. Pocałowali się. Ruda nie odepchnęła chłopaka.Wręcz pogłębiła pocałunek.
Co to znaczyło? Koniec Marcesci i Bromi. I rozpoczęcie nowego rozdziału zatytułowanego 'Cargo'.
Szkoda,że główni bohaterowie pozostałych historii nie wiedzieli o ich końcu. Przynajmniej tak zdawało się 'zdrajcą'.

-Ludka!-po domu rozległ się melodyjny głos Angie. Dziewczyna zdenerwowała się trochę wielokrotnie prosiła swoją rodzicielkę aby tak na nią nie wołała. Jak widać bez najmniejszego rezultatu.  
-Tak,mamo?- wparowała do kuchni z mokrymi blond włosami,spływającymi kaskadą po jej chudych ramionach. 
-Pamiętasz jak opowiadałam ci kiedyś o cioci Marji?-powiedziała,zalewając sobie herbatę.
-Tak.Zginęła w wypadku potem wuja wywiózł Violę i dlatego tak dawno jej nie widziałam.A coś się stało?-zapytała się sięgając ciastka z szafki.
-Otóż wuja German postanowił wrócić.-westchnęła.-Po jedenastu latach wreszcie zobaczę swoją siostrzenice a ty w końcu zobaczysz się z Violą.
-Żałuje,że nie pamiętam jej ani cioci.-zasmuciła się Ludmiła.
-Jak miałaś pamiętać skoro miałyście po pięć latek kiedy się ostatnio widziałyście?Za godzinę ojciec po ciebie przyjeżdża a tobie zachciało się myć włosy.- zaśmiała się perliście Angie.- No nic. Zdążymy jeszcze obejrzeć nasz serial. Chodź.- uśmiechnęły się do siebie i razem skierowały się do salony aby obejrzeć ich ukochany serial -'Zbuntowany Anioł'.
Panienka Ferro swój zadziorny charakterek jak również i nazwisko odziedziczyła po swoim wiecznie zapracowanym ojcu, u którego spędzała co drugi weekend. Natomiast urodę oraz ogromny talent po swojej ukochanej mamie Angeles. Były bardzo zżyte. Po mimo tego,że Angie została mamą w wieku siedemnastu lat bardzo kochała córkę. Jej ukochana siostra,która została matką w tym samym czasie bardzo ją wspierała. Na początku było ciężko.Nawet bardzo. Okazało się,że rodzice Ludmiły nie są dla siebie stworzeni. Rozstali się ale razem wychowali piękną szesnastoletnią córkę. Dziewczynie nie specjalnie brakowało ojca.  Ruggero Ferro starał się jak mógł wspierać córkę. Udawało się mu to wręcz idealnie. Przynajmniej do tego stopnia,że jego księżniczka została córeczką tatusia. Angeles nigdy nie była zazdrosna. Cieszyła się,że mają tak dobre stosunki.Ważne,że na ustach blondynki prawie zawsze widniał uśmiech.  Tylko jej szczęście było dla niej ważne.

 Nudziło mu się okropnie. Natalia marudziła coś o jakiś chłopakach. Coś,że w jednym się zakochała a on jej nienawidzi a drugi,że ma za nisko grzywkę. Czy tam coś o oczach. Nie ważne. A Lena? Otóż Lena starała się dzielnie pocieszyć załamaną siostrę. Z niekoniecznie dobrym skutkiem.   Co miał ze sobą zrobić? Ludmiła jechała do ojca. Brodway miał jakieś załamanie nerwowe. Marco 'podejmował najważniejszą decyzje życia'. Leon z Maxim i Fran szli na bal. Może już wrócili? Nawet jeżeli to nie będzie chciało im się wychodzić. Andres? Ostatnio kręcił się w okół Leny. Nie chciał słuchać biadolenia o jego młodszej siostrze.
-Boże.-krzyknął siedząc w pokoju. Nic nie robienie było dla niego prawie taką samą udręką jak zakupy z jego siostrami.
W końcu postanowił na coś się przydać i ruszył do pokoju swojej bliźniaczki.
-Co tam dziewczynki?-tak jak robił zwykle wszedł bez pukania.
-Przypominam ci,że jestem od ciebie starsza o dziesięć minut.-odparła brunetka siedząca na łóżku.
-Czepiasz się. Natik,Lenik robimy pizze?Hmm? -On uśmiechnął się do nich błagalnie. One spojrzały na siebie Tym wzrokiem.-Nie dajcie się prosić nooo.-Znowu To spojrzenie.
-Będę pierwsza w kuchni!- krzyknęła Lena.
-Chciałabyś! -odkrzyknęli wspólnie Diego i Natalia. Złapali najmłodszą z rodzeństwa Sevilla.Położyli ją na podłogę i zaczęli obkładać  poduszkami.
-Stop!-krzyknęła Lena.-A pizza?-powiedziała błagalnie.
-Która godzina?-zapytał Diego.
-Po siódmej.A co?-opowiedziała Nati.
-Może tak mały wypad na miasto? Wiem,że chcecie się ubrać a ja napiszę kartkę rodzicom żeby się nie martwili.- Wyszedł z pokoju siostry,kierując się do kuchni gdzie owa kartka miała zawisnąć na lodówce. 
Państwo Sevilla byli bardzo troskliwymi rodzicami. Niestety utrzymanie trójki nastolatków nie należało do łatwych zadań. Dlatego strasznie dużo czasu poświęcali pracy. Starali się jak mogli zapewnić swoim ukochanym 'maluchom' wszystkiego co najlepsze. Chcieli być jak najbliżej swoich pociech. Wychodziło im to różnie ale zawsze wiedzieli co dzieje się w ich życiu. Byli świadomi tego,że Diego piszę wiersze do szuflady,których prawie nikomu nie pokazywał. Natalia po cichu podkochuję się w Maxim a Lena prowadzi swojego muzycznego bloga.Zawsze byli na bieżąco. Były jednak też plusy ich ciągłego zapracowania. Przez te wszystkie lata kiedy cała trojka musiała siedzieć sama w domu. Bardzo zbliżyli się do siebie. Ufali sobie najbardziej na świecie. Diego często czytał swoje 'wypociny' dziewczyną,które zawsze je chwaliły. Lena kochała prosić ich o pomoc przy blogu. Oni zawsze z chęcią robili to o co ich błagała. A Natalia? Wielokrotnie zwierzała się ze swoich rozterek. Pozostała dwójka zawsze starała się jej pomóc. 

 Nie mieli pojęcia,że tego feralnego dnia spacerująca po parku Włoszka widziała wszystko oprócz twarzy dziewczyny całującej się z jej chłopakiem. Zdziwiło ją to.W końcu Jej chłopak całował się z jakąś dziewczyną. To powinno boleć.I owszem cierpiała. Bardzo? Całkiem prawdopodobne. Niestety sama do końca nie wiedziała co czuje.Była zbyt zaślepiona gniewem.
Z całą pewnością nie postąmpili fair. Obydwoje zdradzali. Nie czuli się z tym dobrze. Chcieli cofnąć czas. Nie ranić nikogo a przy najmniej rozstać się z Fran i Brodawy'em. Nie wyszło. Takie życie. Teraz po prostu trzeba wziąć się w garść,wyznać prawdę i żyć z konsekwencjami swoich działań. Tylko żeby to było takie proste. Żeby odwaga na wyznanie prawdy przyszła tak łatwo.Żeby mieć odwagę stawić czoło miłości. Prawdziwej miłości.
__________________________________________________________
 Miałam ochotę napisać o kimś innym i o to efekty. ^^
Mam nadzieje,że nie będziecie krzyczeć za brak Leonetty i Federa. :3
  Na pewno pojawią się w następnym. 
Blog dzisiaj skończył tydzień. :D
Dziękuje każdej osobie,która skomentowała. :)
Każdemu obserwatorowi.c: 
Dziękuję za 15 'taków'. :3
I ponad 1200 wyświetleń. ^^
Oraz każdej osobie,która czyta a nie pozostawia po sobie żadnego śladu. :* 
Dziękuje z całego serduszka raz jeszcze. *.*
Kocham Sophie. ♥