'Przypadek albo nie'
'Słowa nigdy do nas nie trafiają na czas. Zawsze mają spóźnienie kosztem naszych uczuć.'
~autor nieznany
-Powiesz mi w końcu co się stało?- Złapał ją za ramię i odwrócił twarzą do siebie. Wzrok wlepiła w swoje czarne balerinki i ani myślała patrzeć na Maxiego, stojącego przed nią. Wyszeptała tylko coś na kształt 'nie' i wyrwała się z uścisku przyjaciela.
Było jej źle, coś musiało się stać, ale ona usilnie próbowała być dzielna. Trwała w złudnym przekonaniu, że wszystko jest dobrze.
Jej promienna twarz, rzeczywiście wyglądała na najszczęśliwszą na świecie. Drzwi do teatru stoją przed nią otworem. Ale nie można myśleć o przyszłości, jeżeli nie upora się z teraźniejszością. Musiała to zrobić teraz. Nigdy nie wróci już do swoich błędów; nigdy nie będzie mogła powiedzieć tego, co chciała; nigdy nie będzie mogła zrobić tego, co powinna.
NIGDY
Szczerze nienawidziła tego słowa.
Wciąż była cholernie uparta. Nawet jeżeli był tam ktoś, komu naprawdę na niej zależało, zależy i będzie zależeć, prawdziwy przyjaciel, który skoczyłby za szatynką w ogień. Chciał jej pomóc, tak jak zawsze. Ale ona... Violetta naprawdę kochała uprzykrzać sobie życie, uciekaniem od problemów. Najbardziej usamodzielniona nastolatka świata! Wcale się nie zmieniła.
Nie znosił kiedy zbywa go za każdym razem, kiedy próbował dowiedzieć się prawdy. Milkła kiedy tylko usłyszała jego imię, nie mówiąc już o choćby nikłym spojrzeniu w jego stronę. Wszystko między nimi było wczoraj dobrze. Ile mogło się zmienić od tego czasu?
Zachowywała się jak pięciolatka. Tylko gorzej. Jako mała dziewczynka była odważniejsza. Maxi tylko się o nią martwił, nie mogła tego zrozumieć?
Ponte wyciągnął telefon z lewej kieszeni czarnych spodni, wyświetlacz wskazywał godzinę dziewiętnastą zero trzy. Daje jej maksymalnie piętnaście minut.
Na szczęście potrzebowała tylko czasu na dogłębne przemyślenie sprawy. Wytoczyła wszystkie działa; każde 'za' i 'przeciw'. Argumentów na korzyść jej przyjaciela, było znacznie więcej.
Przeprosiła Ludmiłe, z którą aktualnie rozmawiała.
Radość wciąż odbijała się od jej twarzy i z przekonaniem najszczęśliwszej osoby na świecie. Naprawdę dobrze udawała.
Czemu on zawsze musi mieć racje?
ZAWSZE
W jej przekonaniu brzmiało o wiele przyjemniej.
-Przepraszam Maxi-przylgnęła do niego jak najmocniej potrafiła.
-Nie, nie wierze.-odkleiła się od bruneta zdezorientowana.-Violetta Castillo przeprasza. Może załapiesz się do jutrzejszych wiadomości?
-Idiota-szturchnęła go w prawe ramię, na którym miał idealnie wyprasowaną niebieską koszulę. Wszechświat wybuchł, piekło zamarzło a Ponte ubrał coś innego niż zwykłą koszulkę. Takie niespotykane zjawisko spotkało się z niemałym zamieszaniem. Zwłaszcza ze strony uroczej blondynki.
Ale historie o zachwycie Ludmiły zostawimy na przyjemniejszy wieczór. Nie można ominąć takich wielkich przemian bruneta, zwłaszcza jego wyjątkową przyczynę, którą oczywiście była pewna drobna szatynka i jej godzinę marudzenie. Jak wytrzymał bez niej tyle czasu?
-Idziemy na dwór i pogadamy, co?-pstryknął ją w ten mały, uroczy nosek, który sam się o to prosił. Spiorunowała go wzrokiem i pozwoliła się prowadzić. Dom Francesci wciąż stanowił niemałą zagadkę. Przeszli przez wąski korytarz, w którym dosłownie wszystko było zielone. Zaczynając od ścian, po obrazkach na nich, a kończąc na paskudnych trawo-podobnych płytkach. Koszmar. Każdy zły sen musi się kiedyś skończyć i tak o to z pomocą przyszły drzwi, które wyprowadziły ich na ganek. Niczym się nie wyróżniał. Ciemna, drewniana podłoga, kilka krzeseł i mały stolik. Wszystko wyglądało na bardzo stare, ale nie zniszczone, może trochę wysłużone.
Usiedli na schodach przed wejściem. Wydawało się to dużo lepszym pomysłem niż sprawdzanie wytrzymałości mebli.
-Mów.-Gdyby Violetta nie znała bruneta pomyślałaby, że rozkazujący ton, jakim się do niej zwrócił był po prostu... Rozkazującym tonem. Nic bardziej mylnego. Maxi w środku krzyczał ze zmartwienia.
Kochany jest.
-W zasadzie chyba nie ma o czym.-Położyła głowę na kolana i otuliła się ramionami.- Tylko rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. W zasadzie z gadaliśmy z Leonem i było dobrze a nawet bardzo. Jedyne do czego mogę się przyczepić to, to, że ja nie chciałam przyjść na dzisiejszą imprezę, ale on mnie namawiał, zresztą ty też. No i koniec historii.
-To dlaczego się dzisiaj unikacie?-spytał bez ogródek.
-Nie unikamy-powiedziała przekonana.
-Viola.-szturchnął ją.-Wszystko okej?-Vilu nie musiała mówić ani słowa. Nic nie było dobrze. Nie teraz.- Chodź tutaj.-rozłożył ramiona, natychmiast rzuciła się w nie jakby były ostatnią deską ratunku. Może naprawdę były?
Szatynkę otuliło miłe ciepłe, bardzo jej potrzebne.
-Dziękuję-odezwała się, chłonąc jego obecność.
-Nie masz za co, miśku.-Idealnie ułożone, brązowe fale, roztargał energicznie. Nie wyglądała tak dobrze jak minutę temu, ale wciąż była śliczna. Praktycznie przez cały czas onieśmielała wszystkich urodą, z wyjątkiem Maxiego, on potrafił rozróżnić piękny umysł od powierzchowności. Zwłaszcza u kogoś takiego jak Violetta, jego przyjaciółka.-Mała patrz.-Ponte wychylił głowę w górę, podążyła za jego wzrokiem.
Cholera, jemioła.
-Tylko nie mów, że nie chcesz dotrzymać tradycji-zakpiła Castillo.
-Ty prędzej byś wymiękła.-odszczeknął.
-Ach tak? Dobra.-Maxi naprawdę dobrze całował. Miał miękkie wargi, które smakowały ciastkami. Smaczne. To nie był szczególnie namiętny pocałunek, ale o dziwo ogromnie przyjemny. Jednak to nie było TO. Brakowało w nim zbyt wielu uczuć. Nie było pożądania, miłości. Niczego, co wpłynęłoby na jego korzyć. Tylko obojętność i ciastka. (choć trzeba przyznać, że były przepyszne)
Kiedy odsunęli się na bezpieczną odległość, oboje prawie dusili się ze śmiechu. Ze wszystkich osób znajdujących się w domu Fran, to właśnie oni nie powinni wymieniać śliny. Łączyła ich zbyt silna więź z dzieciństwa, żeby teraz tak bezkarnie... Nie, myślenie o tym to grzech.
-To było głupie.-chłopak otarł łzę z policzka, naprawdę już nie wytrzymywał.
-Strasznie-poparła go.-Ale też zabawne.
-I tu masz racje mała.
Siedzieli tak jeszcze przez chwile, napawając się swoją obecnością.
Szczęście jest ulotne, gdyby tylko wiedzieli...
Radosnym śmiechom, przerwał agresywny ryk motoru.
-Widział nas?-przerażenie w jej głosie udzieliło się brunetowi. Nie, nie, nie. Nie mógł.
Oczywista odpowiedź, skryła się pod ich nosami, obdarowując ich błogim wyparciem, które z każdą chwilą malało, coraz bardziej i bardziej. Aż w końcu prawda uderzyła ich boleśnie w twarz. Nadzwyczaj mocno.
To początek końca.
Bożonarodzeniową impreza z przyjaciółmi należała do jej ulubionych świątecznych tradycji. Widzieli się wtedy ostatni raz przed nowym rokiem, czego szczerze wszyscy nienawidzili, ale jako ludzie posiadający rodzinę praktycznie w każdym zakątku świata, nie było mowy, aby choć jedną Wigilie spędzić razem, jak przyjaciele. (Głównie dzięki rodzicom, którzy według nich z czystą rozkoszą odbierali im przyjemność spędzania czasu razem.) Wszyscy (oprócz Leona) zwykle rozjeżdżali, jak najdalej tylko było można.
W tym roku ta 'przyjemność' również nie została pominięta. Ona wraz z bratem i siostrą, o dziwo zamiast odwiedzić dziadków w słonecznej Hiszpanii, jadą na drugi koniec kraju do przyjaciół rodziców.
Natalia była wprost wniebowzięta tym pomysłem. Szczerze nienawidziła wszelkich wypadów poza Buenos Aires. Mieszkała w wielu miejscach i wielu miastach, poznała mnóstwo ludzi-mniej lub bardziej wartościowych, ale to tu, tutaj w Argentynie, zasmakowała prawdziwego życia. Odkryła swoje powołanie, dowiedziała się czym jest prawdziwa przyjaźń, a nawet (czego do tej pory szczerze żałowała), zakochała się.
Serce biło jej szybciej tylko w tym mieście. Kochała je całą sobą.
Dlatego, za każdym razem kiedy nie czuła muzyki, którą Buenos Aires było przepełnione, bała się, że już nie
wróci do miejsca, które zwała domem. A tego z pewnością, nie potrafiłaby znieść.
Upiła kolejny łyk wody z czerwonego kubka.
Siedząc samotnie w kącie miała idealny widok na całe towarzystwo, przy czym nikt nie zwracał na nią uwagi. Jak zwykle-podobało jej się to. Do pewnego stopnia, bo tak naprawdę... Spokojnie Natalia, weź głęboki oddech. Tak naprawdę miała ochotę rozmawiać z każdym po kolei, wyściskać ich, powiedzieć ile dla niej znaczą; być w centrum uwagi.
Kochała ich, bez wyjątku, ufała im, ale nieśmiałość przytłaczała ją za bardzo. Próby pogrzebania jej spełzły na niczym. Potrzebowała pomocy, o którą bała się prosić.
Opróżniła kubek i postawiła go na stoliku obok.
Jedyne co w tej chwili czuła, to niezdenazyfikowana irytacja. Oddałby ją każdemu, nie ważne ile miałaby za to zapłacić.
I wtedy chłopak z półmetrową grzywką postanowił zabawić się w superbohatera i usiadł obok Natalii, w darach niosąc mały talerzyk ciastek. Niewątpliwie-uratował ją.
Wiedział jak udobruchać dziewczynę.
-A może tak uśmiech?-szturchnął ją łokciem. Automatycznie twarz brunetki rozjaśniała.
-Może.-Odwróciła wzrok od Federico.-Jak ci się podoba nasza przedświąteczna Wigilia?-zagadnęła cicho, ledwie słyszalnie. Nigdy nie była dobra w rozmowach z nowo poznanymi chłopakami.
-To niesamowite jaką zgraną paczkę tworzycie.-Miał naprawdę uroczy uśmiech, którym pewnie oczarowałby Nate bez pamięci, gdyby tylko tego chciał, zwyczajnie dla własnej rozrywki, ale brunetka od początku wydawała mu się inna. Nie umiał jednak opisać tej 'inności', nie potrafił zobaczyć w niej dziewczyny (Chociaż uważał, że była zdecydowanie ładniejsza od Ludmiły i Fran, które uchodziły tutaj za bóstwa, a jego zdanie zawsze było obiektywne.), Naty miała w sobie pierwiastek z Violetty. Była mu przeznaczona na drugą siostrę. Musiał tylko to dostrzec.
Na przekór wszystkim oceniającym książki po okładce, Federico nie był tylko ładną buzią. Choć Einstein'em trudno było go nazwać.
-Zauważyłam, że Diego się nie polubił.-przerwała przyjemną ciszę, w której tak zawzięcie się kryła. Verdas spuścił głowę i zaśmiał się serdecznie, przeczesał ręką swoje idealne włosy, sprawiając, że nieład stał się... jeszcze bardziej idealny.
-Zauważyłaś?- wypatrzył w oddali, swojego nieprzyjaciela. Rzeczywiście, nie darzył brata brunetki sympatią, jak widać wzajemnością.-Wydaje mi się, że może być ciut zazdrosny o L...?
-Ludmiłę-przypomniała mu szybko.
-Właśnie, Luuudmiła.-przeciągnął zabawnie jej imię.-Jednak nie wydaje mi się typową blondynką, mylę się?-pokręciła przecząco głową.-Ale Diego...-westchnął.-To twój brat, więc zamilknę. A ten chłopak obok Fran-wskazał palcem na Portugalczyka.-Kto to?
-Zazdrosny?-Trafiła w czuły punkt. Puścił jej uwagę mimo uszu i z kipiącym uśmieszkiem czekał na odpowiedź.
-Broduey. Jest Portugalczykiem, jeżeli cię to obchodzi, ale sądzę, że masz to gdzieś. Poza tym spójrz na niego. Nawet ślepy by zauważył.-Miała stuprocentową racje. Chłopak z kilometra wyglądał na zakochanego po uszy, aż nie dobrze robiło się od szaleństwa w jego oczach. Fede był niemal pewny, że gdyby uporczywie się w nie wpatrywał w końcu dostrzegłby odbicie jego tajemniczej wybranki.-Lara.-powiedziała przekonana Natalia.
-Co?
-Dziewczyna ma na imię Lara. Jestem pewna, że ten idiota, twój brat coś ci o niej wspominał-powiedziała, wstając i podając rękę nowemu koledze.-Ciastka, potrzebuje więcej ciastek żeby przetrwać. A ty skoro
postanowiłeś dzielnie dotrzymywać mi towarzystwa idziesz ze mną.-Nie mógł się nie zgodzić.
-Tak-zmrużył oczy.-To ta jego słynna pani mechanik.-Razem dzielnie znaleźli więcej przysmaków i wrócili do przytulnego kąta.-Spójrz tylko na niego, on nawet nie słucha Fran-oburzył się, widząc jak Włoszka energicznie i zawieziecie tłumaczyła coś koledze, standardowo, machając rękami we wszystkich kierunkach. To powinno być ważne, ale z drugiej strony równie istotne mogło wydawać się jej wyprzedasz w najbliższej galerii. Tak czy inaczej-Brod ją ignorował.-Miłość nie powinna być czymś, co nas odurza, kiedyś będzie musiał wrócić na Ziemie, a upadki zawsze są bolesne.
-Czyli nie wierszy w miłość?-Natalia dalej drążyła temat. Ciastka powolutku znikały z małego talerzyka. Ktokolwiek je kupił, zrobił lub je po prostu przyniósł jest geniuszem! Jedli aż uszy im się trzęsły.
-Nic takiego nie powiedziałem-schylił się z zamiarem wypowiedzenia następnych słów konspiracyjnym szeptem, który jego zdaniem zawsze dodawał mu tajemniczości ze szczyptą uroku. Mieszanka idealna.-Nie wierzę, że prawdziwa miłość ogłupia nas do stopnia, że cały świat widzimy przez różowe okulary. To bezsensowne.- Widząc zmieszanie na twarzy Natalii przerwał natychmiast.-Przepraszam, gadam jak potłuczony poeta.
-Nie, nie, nie.-Brunetka szybko się otrząsnęła.-Sądzę, że właśnie wypowiedziałeś swego rodzaju definicje miłości. A nawet muszę się z tobą zgodzić. Tylko dlaczego mam wrażenie, że podoba ci się Fran?-Wszystkie ciastka zniknęły na dobre.
-Równie dobrze mogę zapytać cię o sprawę z Maxim-odparł uśmiechnięty.
Jeden jeden. Mamy remis.
Nawet ukochana prędkość nie dawała mu ulgi, której oczekiwał. Ból, który przyszedł był nie do zniesienia. Tysiące igieł wbijało się w jego martwe serce, jechał dalej nie zważając na nic. Ogarnęła go czarna pustka. Dusza uleciała z niego, przystanęła obok i wesoło z niego drwiła. Nie wytrzymywał.
Zacisnął powieki, ochraniając oczy od świateł samochodu, jadącego z na przeciwka. Poza tym, droga była zupełnie czysta. Ani żywej duszy. Wykorzystałby to dobrze gdyby tylko chciał, problem w tym, że nie mógł się skupić na niczym, oprócz tego pocałunku, niszczącego wszystko w co wierzył.
Ostatnio cierpiał tak, kiedy... Przyspieszył. Kiedy rodzice zginęli. Trauma wciąż w nim tkwiła, a dzięki takim dniom, wychodziła sobie na orzeźwiający spacerek, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Czuł się zdradzony, przez wszystkich dookoła. Boże. Nie mógł tego znieść. Za dużo, za dużo wszystkiego.
Zatrzymał się na polnej drodze, po środku niczego. Zeskoczył szybko z motoru i traktując kask jak winowajce całego zła, znajdującego się na świecie, rzucił nim o ziemie.
Pomogło. Na chwile.
Usiadł na piachu. To, co miał w głowie nie można nazwać myślami. Pod brązową czupryną, zebrało się każde wkurzające, denerwujące i bolesne uczucie jakie kiedykolwiek czuł. Rękami zasłonił twarz, nawet w całkowitej samotności nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył jego słabość.
Jedna, samotna łza spłynęła, bo jego wściekłej twarzy. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, poukładał sobie wszystko.
To nie mogło się tak skończyć.
Zakończenie bajki musi być jedno. On i Violetta.
Nie widział innej przyszłości. Będzie o nią walczyć.
Cokolwiek miałoby się wydarzyć, nie poda się.
__________________
Wybaczcie za to całe zło u góry. Przepraszam, za te okropność. Naprawdę mój poziom jest sobie na samym dnie Rowu Mariańskiego. ;________________;
Tak czy inaczej jaki iż jest 3;04 życzę wszystkim kolorowych snów, nie mam siły się rozpisywać. XD
♥